Witam wszystkich po dość długiej przerwie, przepraszam,że długo nie dodawałam rozdziałów, ale były święta, po prostu nie miałam zbyt wiele czasu. Nie przedłużając ,zapraszam do czytania i komentowania.
Pozdrawiam Aaliyah.
*Peeta*
Słyszę
tylko huk zamykanych drzwi i lejący się strumień wody pod prysznicem.
Powoli wstaję z łóżka i podchodzę do drzwi od łazienki i pukam dość
mocno, aby Katniss mnie usłyszała.
-Peeta poczekaj chwilę zaraz wyjdę i ty będziesz mógł spokojnie się umyć-krzyczy.
Po chwili dodaje.
-Chyba,że chcesz dokończyć to, co przed chwilą zaczęliśmy.
Uśmiecham się pod nosem i delikatnie naciskam na klamkę i wchodzę do środka.W pomieszczeniu panuje wysoka temperatura co skutkuje tym,że cała łazienka jest zaparowana.Do mojego nosa dochodzi zapach lawendy,którą tak bardzo lubię i miałem okazję czuć dzisiejszej nocy, kiedy przytulałem Katniss.
Ostrożnie podchodzę do kabiny ,dość szybko ją otwieram a moim oczom ukazuje się naga Katniss,którą delikatnie zasłania para rozprzestrzeniająca się po całym pomieszczeniu ,jej piękne nagie ciało działa na mnie jak iskra, która zapala mój bulgoczący w żyłach olej.
Już po krótkiej chwili znajduję się już w kabinie,wylewam
na dłoń lawendowy żel i powoli zaczynam masować barki dziewczyny.
Masuję jej plecy, naciskając kciukami na jej napięte mięśnie. Kiedy
zsuwam dłonie coraz niżej Katniss
wydaje z siebie zduszony dźwięk i w rozluźnieniu odchyla się do tyłu,
opierając plecami o moją klatkę piersiową. Spogląda mi w oczy, odwraca
się do mnie twarzą, nakłada na dłonie żel i delikatnie rozprowadza go po
mojej klatce piersiowej oraz brzuchu.
Chwytam lewą ręką jej podbródek, po czym kieruję jej usta do moich,które
już po chwili złączone są w namiętnym pocałunku. Dziewczyna zarzuca
ręce na moją szyję, natomiast ja energicznie podnoszę ją za pośladki, by
jeszcze bardziej pogłębić nasz pocałunek.
20 minut później.
Razem z Katniss wychodzimy spod prysznica,ubieramy się, a następnie schodzimy na dół, aby zjeść śniadanie.
-No nareszcie ciemna maso! Ile można na was czekać?
-Przecież przyszliśmy, nie było nas tylko chwilę.
-To które z was tak długo brało prysznic?Osobiście go zatłukę.Nie na darmo przyszłam tutaj tak wcześnie-burczy.
-Katniss
-Peeta.
Johanna patrzy na nas jak na idiotów, po czym wybucha śmiechem i pada na podłogę.Ja razem z Katniss patrzymy raz na leżącą na podłodze, a raz na mamę i Effie.One również nie wiedzą, o co chodzi Johannie i patrzą na nas zdezorientowane.
Po krótkiej chwili Johanna się uspokaja i wydusza z siebie.
-Trzeba było od razu powiedzieć,że razem się myliście.
Dziewczyna zaczyna się rumienić i spuszcza wzrok z mamy i Effie a ja odgryzam się natrętnej Johannie.
-Johanna
ty lepiej nic nie mów, bo powiem wszystkim, co się działo u was w domu
ostatnio, jak przyniosłem wam chleb-szczerze się.
-Jeśli komuś o tym powiesz,to cię zabiję.
-Tylko spróbuj-dziewczyna puszcza oko Johannie.
-To mówcie co chcecie, żebym zrobiła na tę niespodziankę?
-Mamo ty zajmiesz się robieniem sałatki, ja z Johanną i Effie poukładamy wszystko i pójdziemy na zakupy.
-A ja ?
-Może przejdziesz się z nami na zakupy?
-To ja wolę już iść upiec placek.
-Tak myślałam.
Siadamy wszyscy razem przy stole, jemy śniadanie i dzielimy się zadaniami.Następnie Katniss z Johanną i Effie idą na zakupy a ja razem z mamą Katniss zajmujemy się przygotowywaniem dań.
Po około półtorej godzinie dziewczyny wracają z wielkimi torbami pełnymi zakupów,wyciągają wszystko i zanoszą do ogrodu.Ja kończę dekorować placki, a później kładę je na duże talerze.
Katniss podbiega do mnie i chwyta mnie za ramię.
-Chodź pomóż nam z grillem, bo Haymitch nie daje sobie z nim rady.
-Już, tylko umyję ręce.
Idę za dziewczyną do ogrodu, otwieramy furtkę a naszym oczom ukazuje się Haymitch, który próbuje powstrzymać płomienie,które palą jego szarą koszulę.
-Haymitch!!-wydziera się Effie.
-Ty stary idioto nie potrafisz nawet grilla rozpalić-warczy na niego Johanna.
-Przestańcie się wydzierać tylko przynieście mi wodę, bo zaraz się spalę.
Biegnę najszybciej jak potrafię do stolika i biorę dzbanek z lemoniadą i oblewam nim koszulę Haymitcha.
-Dzięki chłopcze, ty jedyny potrafisz działać szybko nie to, co te dwie.
-Co takiego??-piszczy zdenerwowana Effie.
-Powiedział ten,który nie potrafi porządnie rozpalić grilla.
-Zamknij się!-syczy.
*Katniss*
Johanna odchodzi od stołu przeklinając coś pod nosem a Effie robi zdziwioną minę w kierunku Haymitcha,on natomiast jak gdyby nigdy nic powraca do rozpalania grilla.Spoglądam na Peetę, a następnie na mężczyznę i daję mu do zrozumienia,że ma mu pomóc przy grillu, bo inaczej wszyscy tutaj spłoniemy.
Po około godzinie wszystko jest już gotowe,na
drewnianym stole leżą przygotowane potrawy i napoje, wszystkie krzesła
są starannie poukładane a kiełbaski pieczą się na ogniu pilnowane przez Peetę oraz Haymitcha.Już prawie wszyscy się zebrali,są tutaj Effie,Haymitch, mama,Sam oraz Johanna tylko brakuje najważniejszego gościa,Gale'a oraz Judy.
Czekamy około 20 minut,kiedy słyszymy głosy Gale'a oraz Judy dochodzące zza furtki.Kiedy ją otwierają biegnę najszybciej jak potrafię, rzucam się na Gale'a i przy okazji mocno go przytulam.
-Nie wiesz jak bardzo się cieszę,że cię widzę-szepczę.
-A ja ciebie Kotna.
-Cześć Judy,miło nam, że przyszliście-przytulam dziewczynę.
-Nam również jest bardzo miło.
-Chodźcie do stołu-oznajmiam.
Podchodzę razem z Gale'm i Judy do stołu po czym siadamy na krzesłach. Przez kilka godzin delektujemy się jedzeniem oraz swoim towarzystwem.Gdy skończyliśmy jeść Haymitch przyniósł kilka win, a także swoją gitarę na ,której grał za młodu.Gdy ją przyniósł na prawdę się zdziwiłam,że on miał jakiekolwiek hobby poza piciem alkoholu.
Mimo tego,że był pijany,całkiem
nieźle śpiewał i grał. Effie była tak zachwycona, że nie mogła oderwać
od niego wzroku, gdy grał piosenkę o miłości specjalnie dla niej.
Johanna była tak pijana,że nie wiedziała,co robi i brakowało jej tylko kilku drobnych kroczków, żeby wpaść do ogniska,na całe szczęście Sam był obok i chwycił ją ,nim zrobiła z siebie pieczoną kiełbaskę.Mama po kilku lampkach wina poszła się położyć,Gale razem z Judy siedzą na huśtawce i przytulają się mocno do siebie ,nie odrywając od siebie wzroku.
Ja siedzę na kolanach Peety przykryta miękkim kocem mojej mamy.Dzięki niemu Peeta może masować moje udo bez zwracania na nas najmniejszej uwagi. Jako, że ja nie jestem wybredna ,bez żadnego protestu poddaję się miłej pieszczocie blondyna.
Około północy wszyscy zbieramy się do domów,Haymitch z Effie do swojego tak samo Gale razem z Judy, tylko pijana Johanna nie chce opuścić mojego ogrodu.Razem z Peetą i Samem ustalamy,że dzisiejszą noc spędzą u nas w domu,ponieważ ich dom jest za daleko a Sam nie dałby sobie z nią rady.
Wchodzimy do mojego domu, zanosimy talerze do kuchni, po czym idę na górę pokazuję pokój dla Sama i Johanny i idę razem z Peetą do swojego pokoju. Cicho zamykamy drzwi, kładziemy się do łóżka i zasypiamy wtuleni w siebie.
Budzę się w środku nocy, przestraszona dźwiękami dochodzącymi zza ściany.
-Peeta-szepczę.
Nie odpowiada.
-Peeta- szturcham go w ramię.
-Co się stało?-szepcze zaspany.
-Słyszysz to?-podnoszę głos.
-Co to takiego?
-Nie wiem ale jest to przerażające Peeta.
Jak myślicie,co to mogą być za odgłosy?
Następny rozdział niedługo.
Dalsze losy Katniss i Peety. Blog <3 zapraszam serdecznie do czytania i komentowania.
Playlist
Archiwum bloga
środa, 30 grudnia 2015
piątek, 18 grudnia 2015
Rozdział 12. Szpital
Kolejny rozdział.Zapraszam was wszystkich do czytania.Nie zapomnijcie zostawić po sobie komentarza z opinią.Pozdrawiam
Oczami Peety.
Siedzimy razem z Katniss na krzesłach dobre parę godzin, ale nadal nie otrzymaliśmy informacji, jak Gale się trzyma. Jestem mu ogromnie wdzięczny za to, co dla mnie zrobił,ale też nie rozumiem, dlaczego dał się postrzelić przez Paylor skoro kula była wymierzona we mnie, a nie w niego. Szarooka w końcu traci cierpliwość i podchodzi do przechodzącej obok nas pielęgniarki.
-Niech mi pani natychmiast powie co z Gale'm!-krzyczy na kobietę.
-Proszę się uspokoić. Operacja niedługo dobiegnie końca. Kiedy tylko się czegoś dowiem, dam państwu znać.
-Katniss proszę usiądź niedługo operacja się skończy-uspokajam ją.
Dziewczyna siada oburzona obok mnie, zakłada ręce i robi naburmuszoną minę.
-Jeśli jesteś zmęczona możesz iść do domu ,a ja z nim zostanę.
-Chyba sobie żartujesz... Ja go tutaj nie zostawię samego-prycha.
-Wiem o tym Katniss, ale wyglądasz na zmęczoną, dziś mało spałaś.
-Peeta do jasnej cholery ja go nie zostawię.
-Uspokój się, nerwy w tej sytuacji niczego nie zdziałają. Powinnaś się chwile przespać-gładzę dłonią jej plecy.
-Może i masz rację Peeta- dziewczyna zasłania usta ręką, kiedy ziewa.
-Połóż się na kolanach.
Katniss nie odpowiada tylko robi to o co ją proszę. Niedługo zasypia ,a ja delikatnie bawię się jej włosami.
Mijają kolejne trzy godziny i dopiero wtedy przychodzi do mnie pielęgniarka z wiadomością.
-Stan pana Hawthorne jest stabilny i nic nie zagraża jego życiu.
-To świetnie.Czy mógłbym się z nim zobaczyć?
-Jeśli pan chce,za jakieś 15 minut powinien się wybudzić.
-Dziękuję.
Wstaję z krzesła najciszej jak potrafię, by nie obudzić Katniss. Przeszła już wystarczająco dużo więc musi się wyspać a ja teraz mam okazję porozmawiać z Gale'm sam na sam.
Naciskam na zimną metalową klamkę i wchodzę na salę.
Gale leży na łóżku podłączony do różnych aparatur. Podchodzę do łóżka i siadam na krześle.
-Mellark-szepcze.
-Hawthorne-odpowiadam.
-Co ty tu robisz? Gdzie Kotna.-pyta nerwowo.
- Przyszedłem ci podziękować a Katniss śpi.
-Nie masz, za co Mellark.
-Mam, mogłeś przecież zginąć. Dlaczego to zrobiłeś?
-Zrobiłem to dla Katniss, żeby się jeszcze tobą nacieszyła-Gale próbuje się uśmiechnąć.
-Mam u ciebie dług. Dziękuję-lekko się uśmiecham.
Rozmowę przerywa nam Katniss.
-Dlaczego mnie nie obudziłeś?
-Spałaś tak słodko,że nie miałem serca cię obudzić.
- Jak się czujesz?
-Po za tym,że mnie postrzelili to całkiem dobrze.
-Kiedy cię wypiszą?
-Nie wiem,nikt nic mi nie powiedział. Powiadomiliście już Judy?
-Nie miałam głowy do tego Gale,zadzwonię do niej teraz.
Katniss wstaje z krzesła i idzie w stronę drzwi.Nim zdąży nacisnąć na klamkę drzwi się otwierają.
Przechodzi przez nie zdenerwowana Judy.
-Judy!
-Gale!-podbiega do niego zapłakana i całuje go w usta.
-Judy, dlaczego płaczesz?
-Bo się bałam o ciebie idioto.Jak dobrze,że nic ci się nie stało-obejmuje go.
-Nic mi nie jest.
-Jak to nic? Postrzelili cię, mogłeś umrzeć i zostawić nas samych.
- Przepraszam.....poczekaj kochanie jak to samych?
-Gale ja....-dziewczyna zamiera w bezruchu, nie wiedząc co powiedzieć.
-Judy co się stało?-pyta nerwowo.
-Jestem z tobą w ciąży.
Gale zamiera,nie potrafi wykrztusić z siebie ani jednego słowa ja tak samo ,natomiast Katniss podchodzi do niego i Judy i przytula ich do siebie.
-Gratuluję-uśmiecha się do obojga.
-Ale.... ale....-Gale zaczyna się jąkać.
-Który miesiąc?
-Drugi.
- Ja ten..Judy......-zaczyna Gale
-Gale ja też jestem w szoku-siada na krześle.
-To może nie będziemy wam przeszkadzać.Musicie sobie teraz wszystko wyjaśnić-proponuję.
Chwytam dziewczynę za dłoń , wychodzimy z sali i kierujemy się do wyjścia.
-Niesamowite,Gale będzie tatą-mówi półszeptem.
-Widziałaś jego minę?Nigdy nie widziałem u niego takiego szoku jak dziś.
Szarooka uśmiecha się do mnie, po czym zaczyna się cicho śmiać.
Kiedy wracamy do domu ,jest już druga w nocy.Wchodzimy najciszej jak potrafimy i kierujemy się do sypialni Katniss.Kładę się obok niej i obejmuję ją .Dziewczyna kładzie głowę na mojej klatce i szepcze najpiękniejsze słowa na świecie.
-Kocham cię.
-Zawsze-odpowiadam.
2 miesiące później.
Budzę się wczesnym rankiem,Katniss nadal leży wtulona w moją pierś. Kiedy śpi wygląda tak słodko, że nie miałbym serca jej budzić, wolną ręką odgarniam brązowe kosmyki jej włosów z czoła i przyglądam się jej pięknej twarzy. Przyglądam się jej uważnie, dopóki nie otworzy swoich szarych oczu.
-Jak się spało?-szepczę.
-Z tobą jak zawsze dobrze-uśmiecha się do mnie.
Przyciągam dziewczynę bliżej siebie i składam na jej miękkich, ciepłych ustach długi czuły pocałunek.
Dziewczyna kładzie dłonie na mojej klatce piersiowej ,a ja przytulam ją jeszcze mocniej do siebie.
-Jesteś głodna?
-Tak,ciebie-uśmiecha się figlarnie do mnie.
Podnoszę Katniss i kładę się na niej i wbijam się w jej usta, pieszcząc delikatnie jej udo.Przygryzam lekko jej dolną wargę, a ona cicho jęczy do mojego ucha.
Naszą namiętną chwilę przerywa huk otwieranych drzwi. Johanna wpada do naszego pokoju jak poparzona i nawet nie zwraca na nas najmniejszej uwagi.
-Johanna??!
-Twoja mama kazała mi was obudzić.Podobno dziś organizujesz przyjęcie powitalne dla tego całego Gale'a-
syczy.
-Rany to już dzisiaj??-pyta zaspana.
-Tak ciemna maso, lepiej wstawaj i zacznij coś robić, a nie wyleguj się do 10 w łóżku.
Johanna wychodzi z pomieszczenia i trzaska drzwiami a Katniss zrywa się z łóżka i biegnie do łazienki.
Oczami Peety.
Siedzimy razem z Katniss na krzesłach dobre parę godzin, ale nadal nie otrzymaliśmy informacji, jak Gale się trzyma. Jestem mu ogromnie wdzięczny za to, co dla mnie zrobił,ale też nie rozumiem, dlaczego dał się postrzelić przez Paylor skoro kula była wymierzona we mnie, a nie w niego. Szarooka w końcu traci cierpliwość i podchodzi do przechodzącej obok nas pielęgniarki.
-Niech mi pani natychmiast powie co z Gale'm!-krzyczy na kobietę.
-Proszę się uspokoić. Operacja niedługo dobiegnie końca. Kiedy tylko się czegoś dowiem, dam państwu znać.
-Katniss proszę usiądź niedługo operacja się skończy-uspokajam ją.
Dziewczyna siada oburzona obok mnie, zakłada ręce i robi naburmuszoną minę.
-Jeśli jesteś zmęczona możesz iść do domu ,a ja z nim zostanę.
-Chyba sobie żartujesz... Ja go tutaj nie zostawię samego-prycha.
-Wiem o tym Katniss, ale wyglądasz na zmęczoną, dziś mało spałaś.
-Peeta do jasnej cholery ja go nie zostawię.
-Uspokój się, nerwy w tej sytuacji niczego nie zdziałają. Powinnaś się chwile przespać-gładzę dłonią jej plecy.
-Może i masz rację Peeta- dziewczyna zasłania usta ręką, kiedy ziewa.
-Połóż się na kolanach.
Katniss nie odpowiada tylko robi to o co ją proszę. Niedługo zasypia ,a ja delikatnie bawię się jej włosami.
Mijają kolejne trzy godziny i dopiero wtedy przychodzi do mnie pielęgniarka z wiadomością.
-Stan pana Hawthorne jest stabilny i nic nie zagraża jego życiu.
-To świetnie.Czy mógłbym się z nim zobaczyć?
-Jeśli pan chce,za jakieś 15 minut powinien się wybudzić.
-Dziękuję.
Wstaję z krzesła najciszej jak potrafię, by nie obudzić Katniss. Przeszła już wystarczająco dużo więc musi się wyspać a ja teraz mam okazję porozmawiać z Gale'm sam na sam.
Naciskam na zimną metalową klamkę i wchodzę na salę.
Gale leży na łóżku podłączony do różnych aparatur. Podchodzę do łóżka i siadam na krześle.
-Mellark-szepcze.
-Hawthorne-odpowiadam.
-Co ty tu robisz? Gdzie Kotna.-pyta nerwowo.
- Przyszedłem ci podziękować a Katniss śpi.
-Nie masz, za co Mellark.
-Mam, mogłeś przecież zginąć. Dlaczego to zrobiłeś?
-Zrobiłem to dla Katniss, żeby się jeszcze tobą nacieszyła-Gale próbuje się uśmiechnąć.
-Mam u ciebie dług. Dziękuję-lekko się uśmiecham.
Rozmowę przerywa nam Katniss.
-Dlaczego mnie nie obudziłeś?
-Spałaś tak słodko,że nie miałem serca cię obudzić.
- Jak się czujesz?
-Po za tym,że mnie postrzelili to całkiem dobrze.
-Kiedy cię wypiszą?
-Nie wiem,nikt nic mi nie powiedział. Powiadomiliście już Judy?
-Nie miałam głowy do tego Gale,zadzwonię do niej teraz.
Katniss wstaje z krzesła i idzie w stronę drzwi.Nim zdąży nacisnąć na klamkę drzwi się otwierają.
Przechodzi przez nie zdenerwowana Judy.
-Judy!
-Gale!-podbiega do niego zapłakana i całuje go w usta.
-Judy, dlaczego płaczesz?
-Bo się bałam o ciebie idioto.Jak dobrze,że nic ci się nie stało-obejmuje go.
-Nic mi nie jest.
-Jak to nic? Postrzelili cię, mogłeś umrzeć i zostawić nas samych.
- Przepraszam.....poczekaj kochanie jak to samych?
-Gale ja....-dziewczyna zamiera w bezruchu, nie wiedząc co powiedzieć.
-Judy co się stało?-pyta nerwowo.
-Jestem z tobą w ciąży.
Gale zamiera,nie potrafi wykrztusić z siebie ani jednego słowa ja tak samo ,natomiast Katniss podchodzi do niego i Judy i przytula ich do siebie.
-Gratuluję-uśmiecha się do obojga.
-Ale.... ale....-Gale zaczyna się jąkać.
-Który miesiąc?
-Drugi.
- Ja ten..Judy......-zaczyna Gale
-Gale ja też jestem w szoku-siada na krześle.
-To może nie będziemy wam przeszkadzać.Musicie sobie teraz wszystko wyjaśnić-proponuję.
Chwytam dziewczynę za dłoń , wychodzimy z sali i kierujemy się do wyjścia.
-Niesamowite,Gale będzie tatą-mówi półszeptem.
-Widziałaś jego minę?Nigdy nie widziałem u niego takiego szoku jak dziś.
Szarooka uśmiecha się do mnie, po czym zaczyna się cicho śmiać.
Kiedy wracamy do domu ,jest już druga w nocy.Wchodzimy najciszej jak potrafimy i kierujemy się do sypialni Katniss.Kładę się obok niej i obejmuję ją .Dziewczyna kładzie głowę na mojej klatce i szepcze najpiękniejsze słowa na świecie.
-Kocham cię.
-Zawsze-odpowiadam.
2 miesiące później.
Budzę się wczesnym rankiem,Katniss nadal leży wtulona w moją pierś. Kiedy śpi wygląda tak słodko, że nie miałbym serca jej budzić, wolną ręką odgarniam brązowe kosmyki jej włosów z czoła i przyglądam się jej pięknej twarzy. Przyglądam się jej uważnie, dopóki nie otworzy swoich szarych oczu.
-Jak się spało?-szepczę.
-Z tobą jak zawsze dobrze-uśmiecha się do mnie.
Przyciągam dziewczynę bliżej siebie i składam na jej miękkich, ciepłych ustach długi czuły pocałunek.
Dziewczyna kładzie dłonie na mojej klatce piersiowej ,a ja przytulam ją jeszcze mocniej do siebie.
-Jesteś głodna?
-Tak,ciebie-uśmiecha się figlarnie do mnie.
Podnoszę Katniss i kładę się na niej i wbijam się w jej usta, pieszcząc delikatnie jej udo.Przygryzam lekko jej dolną wargę, a ona cicho jęczy do mojego ucha.
Naszą namiętną chwilę przerywa huk otwieranych drzwi. Johanna wpada do naszego pokoju jak poparzona i nawet nie zwraca na nas najmniejszej uwagi.
-Johanna??!
-Twoja mama kazała mi was obudzić.Podobno dziś organizujesz przyjęcie powitalne dla tego całego Gale'a-
syczy.
-Rany to już dzisiaj??-pyta zaspana.
-Tak ciemna maso, lepiej wstawaj i zacznij coś robić, a nie wyleguj się do 10 w łóżku.
Johanna wychodzi z pomieszczenia i trzaska drzwiami a Katniss zrywa się z łóżka i biegnie do łazienki.
wtorek, 24 listopada 2015
Notka informacyjna!
Witam wszystkich bardzo serdecznie!Postanowiłam zacząć pisać bloga o Joshifer <3.Tutaj w linku jest informacja na temat bloga http://joshifermockingjay.blogspot.com/
Czekam na wasze opinie w komentarzach na tamtym blogu.Pozdrawiam i życzę wszystkim miłego wieczoru.
Czekam na wasze opinie w komentarzach na tamtym blogu.Pozdrawiam i życzę wszystkim miłego wieczoru.
niedziela, 15 listopada 2015
Rozdział 11.Ratunek
Przepraszam was wszystkich za tak długą nieobecność ale mam ostatnio dużo pracy.Tak więc dziś kolejny rozdział,zapraszam was wszystkich do czytania i komentowania.Każda wasza opinia jest dla mnie bardzo ważna. Rozdział dedykuję Weronice Pataj .Pozdrawiam Aaliyah Hunger Games.
-Jeżeli tylko chcesz to z miłą chęcią-uśmiecha się do mnie ciepło.
Chłopak chwyta mnie za rękę i idzie ze mną do mojego domu.Gdy tylko wchodzimy za nim postanowię ugryźć się w język krzyczę na mamę.
-Ktoś próbował nas zabić!-wrzeszczę na nią.
Moja mama przewraca duży, biały wazon na komodzie,który po zetknięciu z podłogą rozsypuje się na miliony małych kawałków.
-Matko nic wam się nie stało?-skrzeczy podbiegając do nas.
-Nie nic nam nie jest ale znów będziemy musieli jechać do Kapitolu tylko,że teraz do Paylor.
-Musicie o tym niezwłocznie powiadomić panią prezydent.Nic wam nie jest?-mama ogląda nas z każdej strony.
-Tak musimy tylko,że to jej sprawka.
-Co takiego?Jak to możliwe?Przecież Paylor jest porządną ,dobrą kobietą i nie chciałaby wam zrobić krzywdy a tym bardziej zabić to niedorzeczne kochanie.
-Mamo!!To jej sprawka to ona kazała nas przejechać!Gale wszystko mi opowiedział wiem do czego ona jest zdolna-wycieram łzę z policzka.
-Kochanie nie płacz.
-Katniss nie płacz proszę już wszystko będzie dobrze,jutro tam pojadę-mówi ciepło Peeta.
-Ktoś po raz kolejny chce nas zabić jak mam nie płakać.
-Kochanie ty jesteś tego pewna,że to ona?Proszę nie płacz-kładzie rękę na moim ramieniu.
-Tak jestem!-krzyczę i odtrącam jej rękę.
-Proszę nie krzycz -Peeta obejmuje mnie ramieniem.
-Peeta jak mam nie krzyczeć?Ja się boję o własne i wasze życie-wybucham płaczem.
-Chodźmy lepiej się położyć,musisz odpocząć.
-Peeta dobrze mówi kochanie,jutro porozmawiamy o tym na spokojnie,dobrze,że nic wam się nie stało.
-Powiadomię jeszcze Haymitcha i za chwilę do ciebie przyjdę dobrze?
-Dobrze.
Peeta całuje mnie w czoło i idzie do domu Haymitcha,mama patrzy na mnie przestraszona i nie potrafi wydusić z siebie żadnego słowa.Podchodzi do mnie i mocno mnie przytula.
-Kochanie jak dobrze,że nic ci nie jest.
-Nagle się martwisz o mnie?-prycham.
-Kochanie przepraszam,że cię zostawiłam już ci mówiłam co wtedy myślałam.
-Nie mam ochoty z tobą teraz rozmawiać.Idę do siebie.
-Dobranoc kochanie.
Nie odzywam się do mamy tylko idę szybko po schodach na górę.Jestem na nią za bardzo zła,że nadal nie potrafi się ze mną zgodzić w żadnej sprawie.Zawsze kiedy mówię jej cokolwiek to ona zawsze mów coś całkiem odwrotnego.Nie potrafię z nią rozmawiać,każda nasza rozmowa kończy się kłótnią i niczym dobrym.Może lepiej by było gdyby wyjechała.
-Jutro jedziemy do Kapitolu-mówi blondyn wchodząc do pokoju.
-Muszę się z nią rozmówić jutro.
-Ty zostaniesz w domu.
-Nie!Nie ma mowy Peeta.
-Przecież chciała nas zabić, ona jest nieobliczalna.Nie pozwolę aby coś ci się stało Katniss.
-Pojadę tam czy ci się to podoba czy nie.
-Nie pozwolę ci,jeśli coś się stan.....
-Peeta nic mi się nie stanie,jadę z wami-przerywam mu.
-Katniss....
-Będę na siebie uważać,nie traktuj mnie jak małe dziecko.Co ty sobie myślisz,że nie dam sobie rady.Dałam sobie rady na igrzyskach to dam sobie rady z Paylor.
Odwracam się bokiem do chłopaka na łóżku.
-Proszę nie złość się na mnie,ja tylko cię o ciebie martwię,po prostu nie chcę aby coś ci się stało bo cię kocham-ostatnie słowo mówi ledwo słyszalnym głosem.
Niemal odruchowo się do niego odwracam i patrzę w jego błękitne oczy.Patrzy na mnie wyczekująco z lekkim uśmiechem,ja podnoszę się delikatnie i całuję go czule w usta.Chłopak uśmiecha się do mnie figlarnie po czym ja zaczynam cicho się śmiać.Nie wiem co bym zrobiła bez niego,on jest tak dobrym,ciepłym człowiekiem,że po prostu nie da mu się oprzeć .Kocham go najbardziej na świecie.
Peeta obejmuje mnie swoimi szerokimi ramionami i przykrywa nas kołdrą .Całuje mnie w czoło a ja odwracam się twarzą do niego
-Kocham cię.
-Zawsze-szepcze po czym zasypiam wtulona w jego ramiona.
Jestem w swoim starym domu,dookoła nie widzę nikogo,jestem całkiem sama.Opieram się o stare drewniane krzesło w kuchni.Rozglądam się po niej i widzę na stole stare zdjęcie mojego taty oraz perłę od Peety,którą dał mi na Ćwierćwieczu Poskromienia.Biorę do ręki zdjęcie taty i przecieram palcem zakurzoną powierzchnię po czym przyglądam się zdjęciu.Mija kilka sekund gdy czuję,że zdjęcie rozsypuje się w drobny mak i spada na starą popękaną drewnianą podłogę.Szybko biorę do ręki perłę od chłopaka i przyciskam ją do swoich ust.Ona tak samo jak zdjęcie mojego taty rozsypuje się a jej resztki spadają na podłogę.Wstaję z krzesła i wychodzę na zewnątrz.Rozglądam się dookoła i idę w stronę starej kopalni i zatrzymuje się obok tłumu patrzących na nią ludzi.
Obserwuję ich jak oni patrzą na górników wchodzących do kopalni.Przedzieram się przez tłum i dostaję szoku.Widzę Peetę oraz mojego tatę wchodzących do środka.
Krzyczę na nich lecz oni mnie nie słyszą i wchodzą do środka.Podbiegam do wejścia i siła uderzenia rzuca mną o jakieś 5 metrów do tyłu.Czuję ból,który przechodzi przez całe moje ciało,nie mogę się ruszyć,wokół mnie biegają ludzie uciekający w popłochu,słyszę krzyk kobiety obok siebie.
-Oni nie żyją!Zginęli!
-Oni nigdy już nie wrócą.
Zaczynam krzyczeć i rzucać się po łóżku,wybucham niekontrolowanym płaczem.
Ktoś obejmuje mnie i mówi,że to tylko koszmar,na początku nie rozpoznaję tego głosu dopiero po chwili orientuję się,że to Peeta.
-Katniss to tylko sen,jestem przy tobie nie bój się.
-Ty żyjesz-szepczę.
-Oczywiście,że tak Kat...
-Zginąłeś w kopalni razem z tatą-mówię przez szloch.
-To tylko koszmar jestem tutaj przy tobie nie bój się-całuje mnie w policzek.
-Ale to było takie prawdziwe Peeta- krztuszę się łzami.
-Cii Katniss to tylko zły sen.Jestem tutaj przy tobie-przytula się do mnie mocniej.
Budzę się wczesnym rankiem,obracam się i nie widzę Peety.Dotykam dłonią miejsce w,którym leżał,które już zdążyło wystygnąć co oznacza,że musiał wstać już jakiś czas temu.Niechętnie wstaję z łóżka i idę do łazienki wziąć prysznic.Następnie otwieram szafę i wyciągam z niej pomarańczowy bawełniany sweter oraz białe spodnie.Otwieram drzwi od sypialni i do moich nozdrzy dostaje się aromat pieczonych bułek serowych.Zbiegam ze schodów i wbiegam do kuchni z,której wydobywa się ten piękny zapach.
Peeta z uśmiechem na twarzy pomaga mamie robić ciasto.Stoją naprzeciwko siebie i śmieją się do siebie.To jest nieprawdopodobne,mama rozmawia z Peetą i na dodatek razem się z nim śmieje?Jeszcze wczoraj myślała,że jestem z Gale'm a tu proszę bardzo.Postanawiam nie mówić nic o tym Peecie,żeby nie potrzebnie się nią przejmował,odłożę tę rozmowę z mamą na potem.
-Dzieńdobry
-Dzieńdobry kochanie.
-Dzieńdobry.
-Jak się spało?-pytam chłopaka.
-Z tobą?Cudownie- uśmiecha się figlarnie, podchodzi i całuje mnie w policzek.A tobie?
-Mi również,co to za piękny zapach?
-Bułeczki serowe?Chcesz skosztować?
-Oczywiście-uśmiecham się i siadam na krześle obok mamy.
-Proszę,twoja mama mi pomogła.
Biorę do ręki ciepłą bułeczkę i daję ją do ust.
-Jest przepyszna.
Delektowanie się bułeczką nie jest mi dane ponieważ do naszej kuchni wchodzi Haymitch.
-Szykujcie się,poduszkowiec już tu będzie.
-Chodź Katniss.
Idę za Peetą,ubieramy kurtki i buty i wychodzimy na dwór.Na dworze zrobiło się całkiem ciepło mimo wczorajszej chłodnej nocy.Teraz świeci słońce i nie ma śladu po śniegu.
-Cholera zapomniałem wyłączyć piekarnik.
-Moja mama go wyłączy.
-Dajcie mi minutkę za raz wrócę.
Peeta wraca do domu a ja idę za Haymitchem do bramy .
-Skarbie zgadnij kto jeszcze z nami poleci.
-Nie mam pojęcia,mów.
-Cześć Kotna.
Odwracam się i widzę Gale'a ubranego prawie całego na czarno z wyjątkiem grubej szarej bluzy,która trzyma w dłoni.
-Nie mów,że jedziesz z nami.
-Muszę się z nią rozprawić.
Peeta podchodzi do nas i patrzy z zdezorientowaną miną na mnie i na Gale'a.
-Cześć Mellark.
-Cześć-mówi niepewnym głosem.
-Poduszkowiec już jest chodźmy-pokazuje ręką Abernathy.
Siadam w poduszkowcu między Peetą a Gale'm.Towarzyszy mi bardzo dziwne uczucie gdy siedzę między nimi,Gale to mój dobry przyjaciel z,którym byłam kiedyś bardzo blisko ...aż za bardzo co doprowadziło,że kilka razy się z nim całowałam natomiast Peeta to mój ukochany,którego kiedyś nie cierpiałam,nie chciałam mieć z nim nic do czynienia a teraz kocham go całym sercem i oddałabym za niego życie.Wiem,że on nadal jest zazdrosny o Gale'a kiedy z nim jestem i z nim rozmawiam chociaż nic nie czuję do bruneta,wiem też,że on nadal go nie lubi i nie chce z nim rozmawiać ale może kiedyś zmieni do niego nastawienie kiedy lepiej go pozna lub uda mi się go jakoś przekonać.Obserwuję blondyna,który nerwowo strzela palcami co oznacza,że jest na coś zły ale nie daje tego po sobie poznać poza tym jednym szczegółem.Kiedy wrócimy muszę z nim poważnie porozmawiać.
Idziemy razem za Haymitchem do domu prezydenta.Cały budynek pokryty jest ciemnoszarą farbą powodując,że wygląda odstraszająco.Wokół budynku nie ma praktycznie niczego oprócz wysuszonej trawy,nie ma tu żadnych fontann czy drzew jak to było za prezydentury Snowa.Czuję się tu nieswojo,najchętniej bym stąd uciekła ale muszę załatwić sprawę z Paylor.Gdy podchodzimy bliżej dostrzegam,że wszystkie okna są również w kolorze szarym lub są niemyte od bardzo dawna.Drzwi otwierają nam dwaj ochroniarze Paylor bardzo dobrze zbudowani mężczyźni z czarnymi okularami i słuchawkami w uszach.
-My do pani prezydent-informuje ich Haymitch.
-Proszę za mną- odpowiada jeden z nich.
Idziemy na mężczyzną na drugie piętro budynku kierując się do gabinetu Paylor.Wnętrze budynku także pokryte jest szarą warstwą farby tylko schody są koloru ciemno brązowego,na suficie wiszą ogromne,ciężkie ciemnoszare lampy oświetlające długie korytarze.
-My tam pójdziemy a ty zostań tutaj z Haymitchem.
-Nie ma mowy idę z wami.
-Mellark mówi dobrze ona jest nieobliczalna,może ci się coś stać Kotna.
-Ale..-nie kończę ponieważ Peeta mnie całuje.
-Katniss wrócimy za chwilę,nic nam nie będzie obiecuje.
-No dobra-mówię zrezygnowana.
Gale razem z blondynem wchodzą do gabinetu Paylor i zamykają drzwi.W okół nas panuje idealna cisza,nie słychać praktycznie nic oprócz oddechów Haymitcha.Mijają kolejne minuty,ja żeby się czymś zająć obgryzam nerwowo paznokcie natomiast Haymitch co jakiś czas popija bimber z małej buteleczki.
Ciszę przerywa głośny krzyk Gale'a.
-Mellark uważaj!-słyszę strzał z pistoletu.
Wstaję jak poparzona i rzucam się na drzwi.
-Peeta!!-wydzieram się na całe gardło z przerażenia .
-Katniss nie!!-wrzeszczy na mnie Haymitch.
-Odwal się stary idioto muszę im pomóc-próbuję otworzyć drzwi lecz Haymitch odciąga mnie od drzwi i wchodzi pierwszy do pomieszczenia.
Najszybciej jak potrafię wbiegam do pomieszczenia i potrącam przy tym Haymitcha,widzę stojącego na środku oszołomionego Peetę i leżącego na podłodze krwawiącego z prawej piersi Gale'a,Paylor trzyma pistolet w kierunku Peety i patrzy na nas nieobecnym wzrokiem.
-Katniss natychmiast stąd wyj....-mówi Haymitch gdy widzi Paylor.
-Nigdy mnie nie dostaniecie-cedzi przez zęby Paylor.
-Co ty zrobiłaś??Jak mogłaś go postrzelić ty wariatko!!
-To jest wasza wina!-krzyczy
-Co takiego???My nic tobie nie zrobiliśmy-mówię przez łzy.
-Katniss- szepcze prawie nieprzytomny Gale.
Klękam obok krwawiącego bruneta i chwytam go mocno za rękę.
-Haymitch zawołaj pomoc-mówi Peeta.
Haymitch wybiega jak poparzony z pomieszczenia.
-Wy nic nie rozumiecie prawda?!!-wrzeszczy na nas Paylor.
-Czego od nas chcesz Paylor?Dlaczego chciałaś mnie postrzelić?
-Wy jesteście wszędzie!Każdy mówi tylko o was a mną nikt się nie przejmuje!!Gdziekolwiek spojrzę tam jesteście wy albo ktoś o was gada!Macie mnie wszyscy gdzieś,dlatego popamiętacie mnie sku*****ny!!Musicie zginąć!A ty będziesz pierwszy!-kieruje broń w stronę Peety.
-Nieee!-krzyczę.
-Jakieś ostatnie życzenie Mellark?
Do pomieszczenia wbiegają żołnierze Paylor,ubrani w kaski,kamizelki kuloodporne z pistoletami wymierzonymi w jej głowę.
-Odłóż broń natychmiast!!-krzyczą na nią.
-Jestem prezydentem macie się mnie słuchać!Macie zastrzelić Mellarka a potem Everdeen.
-Odłóż broń Paylor,koniec zabawy.
-Zamknijcie się!Macie ich zastrzelić to rozkaz.
-Nie ma mowy,odłóż broń bo my strzelimy do ciebie pierwsi!
-Nie dorwiecie mnie żywcem,zastrzelę się pierwsza niż mnie złapiecie.
-Paylor odłóż tą cholerną broń zanim komuś jeszcze stanie się krzywda.
Żołnierze podnoszą Gale'a i wynoszą go z pomieszczenia.
-Paylor to jest ostatnie ostrzeżenie.Odłóż tą broń.
-Idioci-kieruje pistolet do swojej głowy i strzela.
Pada na ziemię z jej czaszki spływa ciepła czerwona krew.Jej oczy jak były tak zostały nieobecne.
-Katniss-Peeta podbiega do mnie i mocno mnie przytula.
-Jak dobrze,że nic ci nie jest-płaczę.
-Gale uratował mi życie.
Niemożliwe.Gale uratował Peetę,którego nigdy nie lubił.Zawsze był do niego wrogo nastawiony a teraz ratuje mu życie?To jest niemożliwe jak on mógł się poświęcić dla Peety ryzykując swoim własnym życiem.Może jednak faktycznie źle go oceniłam,może on się naprawdę zmienił i chce dla nas wszystkich dobra?Muszę się z nim jak najszybciej zobaczyć i być z nim.
Razem z Peetą i Haymitchem wychodzimy i kierujemy się w kierunku schodów.
Zbiegam z nich prawie,że lecąc gdy widzę jak wynoszą Gale'a na zewnątrz do karetki.
Peeta razem z Haymitchem biegną za mną próbując mnie dogonić.Wybiegam na zewnątrz i podbiegam do ratowników i niemalże wybucham płaczem.
-Co z nim?-pytam zdenerwowana.
-Jest w ciężkim stanie musimy go jak najszybciej zabrać do szpitala.
-Jadę z nim-spoglądam na Peete.
-Ja również,uratował mi życie -Peeta chwyta mnie za rękę i wchodzimy do ambulansu.
Gale leży na noszach podłączony do jakichś urządzeń,których nazw nie znam.Na szczęście szpital nie znajduje się daleko i po kilku minutach jesteśmy już na miejscu.
Wysiadamy z samochodu i idziemy za pielęgniarkami ,które wiozą Gale'a kilka pięter do góry na salę operacyjną.Jest to bardzo męczące,najchętniej nie szłabym dalej ale jestem to winna Galeowi za uratowanie życia Peecie.Nigdy mu się za to nie odwdzięczę.
Pielęgniarki zawożą Gale'a na salę operacyjną a my razem z Peetą siadamy na krzesłach i czekamy na informację od lekarzy.Długą ciszę przerywa Peeta.
-On mnie uratował-szepcze.
I jak podobał wam się ten rozdział?
-Jeżeli tylko chcesz to z miłą chęcią-uśmiecha się do mnie ciepło.
Chłopak chwyta mnie za rękę i idzie ze mną do mojego domu.Gdy tylko wchodzimy za nim postanowię ugryźć się w język krzyczę na mamę.
-Ktoś próbował nas zabić!-wrzeszczę na nią.
Moja mama przewraca duży, biały wazon na komodzie,który po zetknięciu z podłogą rozsypuje się na miliony małych kawałków.
-Matko nic wam się nie stało?-skrzeczy podbiegając do nas.
-Nie nic nam nie jest ale znów będziemy musieli jechać do Kapitolu tylko,że teraz do Paylor.
-Musicie o tym niezwłocznie powiadomić panią prezydent.Nic wam nie jest?-mama ogląda nas z każdej strony.
-Tak musimy tylko,że to jej sprawka.
-Co takiego?Jak to możliwe?Przecież Paylor jest porządną ,dobrą kobietą i nie chciałaby wam zrobić krzywdy a tym bardziej zabić to niedorzeczne kochanie.
-Mamo!!To jej sprawka to ona kazała nas przejechać!Gale wszystko mi opowiedział wiem do czego ona jest zdolna-wycieram łzę z policzka.
-Kochanie nie płacz.
-Katniss nie płacz proszę już wszystko będzie dobrze,jutro tam pojadę-mówi ciepło Peeta.
-Ktoś po raz kolejny chce nas zabić jak mam nie płakać.
-Kochanie ty jesteś tego pewna,że to ona?Proszę nie płacz-kładzie rękę na moim ramieniu.
-Tak jestem!-krzyczę i odtrącam jej rękę.
-Proszę nie krzycz -Peeta obejmuje mnie ramieniem.
-Peeta jak mam nie krzyczeć?Ja się boję o własne i wasze życie-wybucham płaczem.
-Chodźmy lepiej się położyć,musisz odpocząć.
-Peeta dobrze mówi kochanie,jutro porozmawiamy o tym na spokojnie,dobrze,że nic wam się nie stało.
-Powiadomię jeszcze Haymitcha i za chwilę do ciebie przyjdę dobrze?
-Dobrze.
Peeta całuje mnie w czoło i idzie do domu Haymitcha,mama patrzy na mnie przestraszona i nie potrafi wydusić z siebie żadnego słowa.Podchodzi do mnie i mocno mnie przytula.
-Kochanie jak dobrze,że nic ci nie jest.
-Nagle się martwisz o mnie?-prycham.
-Kochanie przepraszam,że cię zostawiłam już ci mówiłam co wtedy myślałam.
-Nie mam ochoty z tobą teraz rozmawiać.Idę do siebie.
-Dobranoc kochanie.
Nie odzywam się do mamy tylko idę szybko po schodach na górę.Jestem na nią za bardzo zła,że nadal nie potrafi się ze mną zgodzić w żadnej sprawie.Zawsze kiedy mówię jej cokolwiek to ona zawsze mów coś całkiem odwrotnego.Nie potrafię z nią rozmawiać,każda nasza rozmowa kończy się kłótnią i niczym dobrym.Może lepiej by było gdyby wyjechała.
-Jutro jedziemy do Kapitolu-mówi blondyn wchodząc do pokoju.
-Muszę się z nią rozmówić jutro.
-Ty zostaniesz w domu.
-Nie!Nie ma mowy Peeta.
-Przecież chciała nas zabić, ona jest nieobliczalna.Nie pozwolę aby coś ci się stało Katniss.
-Pojadę tam czy ci się to podoba czy nie.
-Nie pozwolę ci,jeśli coś się stan.....
-Peeta nic mi się nie stanie,jadę z wami-przerywam mu.
-Katniss....
-Będę na siebie uważać,nie traktuj mnie jak małe dziecko.Co ty sobie myślisz,że nie dam sobie rady.Dałam sobie rady na igrzyskach to dam sobie rady z Paylor.
Odwracam się bokiem do chłopaka na łóżku.
-Proszę nie złość się na mnie,ja tylko cię o ciebie martwię,po prostu nie chcę aby coś ci się stało bo cię kocham-ostatnie słowo mówi ledwo słyszalnym głosem.
Niemal odruchowo się do niego odwracam i patrzę w jego błękitne oczy.Patrzy na mnie wyczekująco z lekkim uśmiechem,ja podnoszę się delikatnie i całuję go czule w usta.Chłopak uśmiecha się do mnie figlarnie po czym ja zaczynam cicho się śmiać.Nie wiem co bym zrobiła bez niego,on jest tak dobrym,ciepłym człowiekiem,że po prostu nie da mu się oprzeć .Kocham go najbardziej na świecie.
Peeta obejmuje mnie swoimi szerokimi ramionami i przykrywa nas kołdrą .Całuje mnie w czoło a ja odwracam się twarzą do niego
-Kocham cię.
-Zawsze-szepcze po czym zasypiam wtulona w jego ramiona.
Jestem w swoim starym domu,dookoła nie widzę nikogo,jestem całkiem sama.Opieram się o stare drewniane krzesło w kuchni.Rozglądam się po niej i widzę na stole stare zdjęcie mojego taty oraz perłę od Peety,którą dał mi na Ćwierćwieczu Poskromienia.Biorę do ręki zdjęcie taty i przecieram palcem zakurzoną powierzchnię po czym przyglądam się zdjęciu.Mija kilka sekund gdy czuję,że zdjęcie rozsypuje się w drobny mak i spada na starą popękaną drewnianą podłogę.Szybko biorę do ręki perłę od chłopaka i przyciskam ją do swoich ust.Ona tak samo jak zdjęcie mojego taty rozsypuje się a jej resztki spadają na podłogę.Wstaję z krzesła i wychodzę na zewnątrz.Rozglądam się dookoła i idę w stronę starej kopalni i zatrzymuje się obok tłumu patrzących na nią ludzi.
Obserwuję ich jak oni patrzą na górników wchodzących do kopalni.Przedzieram się przez tłum i dostaję szoku.Widzę Peetę oraz mojego tatę wchodzących do środka.
Krzyczę na nich lecz oni mnie nie słyszą i wchodzą do środka.Podbiegam do wejścia i siła uderzenia rzuca mną o jakieś 5 metrów do tyłu.Czuję ból,który przechodzi przez całe moje ciało,nie mogę się ruszyć,wokół mnie biegają ludzie uciekający w popłochu,słyszę krzyk kobiety obok siebie.
-Oni nie żyją!Zginęli!
-Oni nigdy już nie wrócą.
Zaczynam krzyczeć i rzucać się po łóżku,wybucham niekontrolowanym płaczem.
Ktoś obejmuje mnie i mówi,że to tylko koszmar,na początku nie rozpoznaję tego głosu dopiero po chwili orientuję się,że to Peeta.
-Katniss to tylko sen,jestem przy tobie nie bój się.
-Ty żyjesz-szepczę.
-Oczywiście,że tak Kat...
-Zginąłeś w kopalni razem z tatą-mówię przez szloch.
-To tylko koszmar jestem tutaj przy tobie nie bój się-całuje mnie w policzek.
-Ale to było takie prawdziwe Peeta- krztuszę się łzami.
-Cii Katniss to tylko zły sen.Jestem tutaj przy tobie-przytula się do mnie mocniej.
Budzę się wczesnym rankiem,obracam się i nie widzę Peety.Dotykam dłonią miejsce w,którym leżał,które już zdążyło wystygnąć co oznacza,że musiał wstać już jakiś czas temu.Niechętnie wstaję z łóżka i idę do łazienki wziąć prysznic.Następnie otwieram szafę i wyciągam z niej pomarańczowy bawełniany sweter oraz białe spodnie.Otwieram drzwi od sypialni i do moich nozdrzy dostaje się aromat pieczonych bułek serowych.Zbiegam ze schodów i wbiegam do kuchni z,której wydobywa się ten piękny zapach.
Peeta z uśmiechem na twarzy pomaga mamie robić ciasto.Stoją naprzeciwko siebie i śmieją się do siebie.To jest nieprawdopodobne,mama rozmawia z Peetą i na dodatek razem się z nim śmieje?Jeszcze wczoraj myślała,że jestem z Gale'm a tu proszę bardzo.Postanawiam nie mówić nic o tym Peecie,żeby nie potrzebnie się nią przejmował,odłożę tę rozmowę z mamą na potem.
-Dzieńdobry
-Dzieńdobry kochanie.
-Dzieńdobry.
-Jak się spało?-pytam chłopaka.
-Z tobą?Cudownie- uśmiecha się figlarnie, podchodzi i całuje mnie w policzek.A tobie?
-Mi również,co to za piękny zapach?
-Bułeczki serowe?Chcesz skosztować?
-Oczywiście-uśmiecham się i siadam na krześle obok mamy.
-Proszę,twoja mama mi pomogła.
Biorę do ręki ciepłą bułeczkę i daję ją do ust.
-Jest przepyszna.
Delektowanie się bułeczką nie jest mi dane ponieważ do naszej kuchni wchodzi Haymitch.
-Szykujcie się,poduszkowiec już tu będzie.
-Chodź Katniss.
Idę za Peetą,ubieramy kurtki i buty i wychodzimy na dwór.Na dworze zrobiło się całkiem ciepło mimo wczorajszej chłodnej nocy.Teraz świeci słońce i nie ma śladu po śniegu.
-Cholera zapomniałem wyłączyć piekarnik.
-Moja mama go wyłączy.
-Dajcie mi minutkę za raz wrócę.
Peeta wraca do domu a ja idę za Haymitchem do bramy .
-Skarbie zgadnij kto jeszcze z nami poleci.
-Nie mam pojęcia,mów.
-Cześć Kotna.
Odwracam się i widzę Gale'a ubranego prawie całego na czarno z wyjątkiem grubej szarej bluzy,która trzyma w dłoni.
-Nie mów,że jedziesz z nami.
-Muszę się z nią rozprawić.
Peeta podchodzi do nas i patrzy z zdezorientowaną miną na mnie i na Gale'a.
-Cześć Mellark.
-Cześć-mówi niepewnym głosem.
-Poduszkowiec już jest chodźmy-pokazuje ręką Abernathy.
Siadam w poduszkowcu między Peetą a Gale'm.Towarzyszy mi bardzo dziwne uczucie gdy siedzę między nimi,Gale to mój dobry przyjaciel z,którym byłam kiedyś bardzo blisko ...aż za bardzo co doprowadziło,że kilka razy się z nim całowałam natomiast Peeta to mój ukochany,którego kiedyś nie cierpiałam,nie chciałam mieć z nim nic do czynienia a teraz kocham go całym sercem i oddałabym za niego życie.Wiem,że on nadal jest zazdrosny o Gale'a kiedy z nim jestem i z nim rozmawiam chociaż nic nie czuję do bruneta,wiem też,że on nadal go nie lubi i nie chce z nim rozmawiać ale może kiedyś zmieni do niego nastawienie kiedy lepiej go pozna lub uda mi się go jakoś przekonać.Obserwuję blondyna,który nerwowo strzela palcami co oznacza,że jest na coś zły ale nie daje tego po sobie poznać poza tym jednym szczegółem.Kiedy wrócimy muszę z nim poważnie porozmawiać.
Idziemy razem za Haymitchem do domu prezydenta.Cały budynek pokryty jest ciemnoszarą farbą powodując,że wygląda odstraszająco.Wokół budynku nie ma praktycznie niczego oprócz wysuszonej trawy,nie ma tu żadnych fontann czy drzew jak to było za prezydentury Snowa.Czuję się tu nieswojo,najchętniej bym stąd uciekła ale muszę załatwić sprawę z Paylor.Gdy podchodzimy bliżej dostrzegam,że wszystkie okna są również w kolorze szarym lub są niemyte od bardzo dawna.Drzwi otwierają nam dwaj ochroniarze Paylor bardzo dobrze zbudowani mężczyźni z czarnymi okularami i słuchawkami w uszach.
-My do pani prezydent-informuje ich Haymitch.
-Proszę za mną- odpowiada jeden z nich.
Idziemy na mężczyzną na drugie piętro budynku kierując się do gabinetu Paylor.Wnętrze budynku także pokryte jest szarą warstwą farby tylko schody są koloru ciemno brązowego,na suficie wiszą ogromne,ciężkie ciemnoszare lampy oświetlające długie korytarze.
-My tam pójdziemy a ty zostań tutaj z Haymitchem.
-Nie ma mowy idę z wami.
-Mellark mówi dobrze ona jest nieobliczalna,może ci się coś stać Kotna.
-Ale..-nie kończę ponieważ Peeta mnie całuje.
-Katniss wrócimy za chwilę,nic nam nie będzie obiecuje.
-No dobra-mówię zrezygnowana.
Gale razem z blondynem wchodzą do gabinetu Paylor i zamykają drzwi.W okół nas panuje idealna cisza,nie słychać praktycznie nic oprócz oddechów Haymitcha.Mijają kolejne minuty,ja żeby się czymś zająć obgryzam nerwowo paznokcie natomiast Haymitch co jakiś czas popija bimber z małej buteleczki.
Ciszę przerywa głośny krzyk Gale'a.
-Mellark uważaj!-słyszę strzał z pistoletu.
Wstaję jak poparzona i rzucam się na drzwi.
-Peeta!!-wydzieram się na całe gardło z przerażenia .
-Katniss nie!!-wrzeszczy na mnie Haymitch.
-Odwal się stary idioto muszę im pomóc-próbuję otworzyć drzwi lecz Haymitch odciąga mnie od drzwi i wchodzi pierwszy do pomieszczenia.
Najszybciej jak potrafię wbiegam do pomieszczenia i potrącam przy tym Haymitcha,widzę stojącego na środku oszołomionego Peetę i leżącego na podłodze krwawiącego z prawej piersi Gale'a,Paylor trzyma pistolet w kierunku Peety i patrzy na nas nieobecnym wzrokiem.
-Katniss natychmiast stąd wyj....-mówi Haymitch gdy widzi Paylor.
-Nigdy mnie nie dostaniecie-cedzi przez zęby Paylor.
-Co ty zrobiłaś??Jak mogłaś go postrzelić ty wariatko!!
-To jest wasza wina!-krzyczy
-Co takiego???My nic tobie nie zrobiliśmy-mówię przez łzy.
-Katniss- szepcze prawie nieprzytomny Gale.
Klękam obok krwawiącego bruneta i chwytam go mocno za rękę.
-Haymitch zawołaj pomoc-mówi Peeta.
Haymitch wybiega jak poparzony z pomieszczenia.
-Wy nic nie rozumiecie prawda?!!-wrzeszczy na nas Paylor.
-Czego od nas chcesz Paylor?Dlaczego chciałaś mnie postrzelić?
-Wy jesteście wszędzie!Każdy mówi tylko o was a mną nikt się nie przejmuje!!Gdziekolwiek spojrzę tam jesteście wy albo ktoś o was gada!Macie mnie wszyscy gdzieś,dlatego popamiętacie mnie sku*****ny!!Musicie zginąć!A ty będziesz pierwszy!-kieruje broń w stronę Peety.
-Nieee!-krzyczę.
-Jakieś ostatnie życzenie Mellark?
Do pomieszczenia wbiegają żołnierze Paylor,ubrani w kaski,kamizelki kuloodporne z pistoletami wymierzonymi w jej głowę.
-Odłóż broń natychmiast!!-krzyczą na nią.
-Jestem prezydentem macie się mnie słuchać!Macie zastrzelić Mellarka a potem Everdeen.
-Odłóż broń Paylor,koniec zabawy.
-Zamknijcie się!Macie ich zastrzelić to rozkaz.
-Nie ma mowy,odłóż broń bo my strzelimy do ciebie pierwsi!
-Nie dorwiecie mnie żywcem,zastrzelę się pierwsza niż mnie złapiecie.
-Paylor odłóż tą cholerną broń zanim komuś jeszcze stanie się krzywda.
Żołnierze podnoszą Gale'a i wynoszą go z pomieszczenia.
-Paylor to jest ostatnie ostrzeżenie.Odłóż tą broń.
-Idioci-kieruje pistolet do swojej głowy i strzela.
Pada na ziemię z jej czaszki spływa ciepła czerwona krew.Jej oczy jak były tak zostały nieobecne.
-Katniss-Peeta podbiega do mnie i mocno mnie przytula.
-Jak dobrze,że nic ci nie jest-płaczę.
-Gale uratował mi życie.
Niemożliwe.Gale uratował Peetę,którego nigdy nie lubił.Zawsze był do niego wrogo nastawiony a teraz ratuje mu życie?To jest niemożliwe jak on mógł się poświęcić dla Peety ryzykując swoim własnym życiem.Może jednak faktycznie źle go oceniłam,może on się naprawdę zmienił i chce dla nas wszystkich dobra?Muszę się z nim jak najszybciej zobaczyć i być z nim.
Razem z Peetą i Haymitchem wychodzimy i kierujemy się w kierunku schodów.
Zbiegam z nich prawie,że lecąc gdy widzę jak wynoszą Gale'a na zewnątrz do karetki.
Peeta razem z Haymitchem biegną za mną próbując mnie dogonić.Wybiegam na zewnątrz i podbiegam do ratowników i niemalże wybucham płaczem.
-Co z nim?-pytam zdenerwowana.
-Jest w ciężkim stanie musimy go jak najszybciej zabrać do szpitala.
-Jadę z nim-spoglądam na Peete.
-Ja również,uratował mi życie -Peeta chwyta mnie za rękę i wchodzimy do ambulansu.
Gale leży na noszach podłączony do jakichś urządzeń,których nazw nie znam.Na szczęście szpital nie znajduje się daleko i po kilku minutach jesteśmy już na miejscu.
Wysiadamy z samochodu i idziemy za pielęgniarkami ,które wiozą Gale'a kilka pięter do góry na salę operacyjną.Jest to bardzo męczące,najchętniej nie szłabym dalej ale jestem to winna Galeowi za uratowanie życia Peecie.Nigdy mu się za to nie odwdzięczę.
Pielęgniarki zawożą Gale'a na salę operacyjną a my razem z Peetą siadamy na krzesłach i czekamy na informację od lekarzy.Długą ciszę przerywa Peeta.
-On mnie uratował-szepcze.
I jak podobał wam się ten rozdział?
środa, 4 listopada 2015
Rozdział 10.Kino
Dziś obiecany rozdział!Zapraszam wszystkich do czytania i komentowania.Ten rozdział jest dla Gabrysi Wronki.Pozdrawiam Aaliyah Hunger Games.
-Nigdy nie byłam w kinie
-Ja też dlatego pójdziemy-całuje mnie w policzek.
-Dobrze to ja idę się ubrać-uśmiecham się do chłopaka.
-Ja też,to widzimy się za 20 minut przed twoim domem.
Ubieram się i wychodzę z domu blondyna i kieruję się do swojego.Szybko wchodzę po schodach i idę do swojego pokoju.Tam otwieram dużą szafę i zaczynam szukać odpowiednich ubrań na wyjście do kina.Ubieram się w ciemną fioletową bluzkę z dość dużym dekoltem z rękawami do łokci i czarne obcisłe spodnie.Na rzęsy nakładam tusz i odrobinę pudru na policzki.Schodzę po schodach i wchodzę do spiżarni w,której znajduje się mama by powiedzieć jej,że wychodzę.
-Mamo wychodzę do kina-oznajmiam.
-Cieszę się,że z Gale'm się pogodziliście.Pozdrów go i życzę wam miłego wieczoru.
-Ale ja nie idę z Gale'm.
-To z kim w takim razie?
-Z Peetą.
Mama jest wyraźnie zakłopotana moją odpowiedzią.To fakt,że pogodziłam się z Gale'm ale dlaczego ona myśli,że idę z nim do kina?Przecież ona doskonale wie,że on ma dziewczynę,cholera jasna wiedziałam,że o czymś zapomniałam jej to powiedzieć.
-Z Peetą?-pyta zszokowana.
-Tak z nim.Gale ma dziewczynę i z nią może chodzić do kina.
-Myślałam,że wy jesteście.....
Przerywam mamie
-Zwariowałaś?!My nigdy nie będziemy razem,doskonale o tym wiesz-podnoszę głos na mamę.
-To Gale ma dziewczynę?-pyta zdziwiona.
-Tak,teraz ci to powiedziałam.Jak mogłaś pomyśleć,że ja jestem z nim-prycham.
-Katniss.....
-Wychodzę-otwieram drzwi i wychodzę na zewnątrz.
Tego już za wiele,zawiodłam się na mamie,jak ona mogła pomyśleć,że ja jestem z Gale'm?My jesteśmy tylko przyjaciółmi o ile można nas tak w ogóle nazwać.On zresztą ma dziewczynę,którą kocha a ja mam ....Peete.Kiedy o nim pomyślę momentalnie się uśmiecham.Podchodzę do chłopaka stojącego przy bramie.
-Gotowa?-mówi z entuzjazmem.
-Oczywiście.
Peeta chwyta mnie za rękę i idziemy przed siebie.Idziemy wieloma uliczkami na,których znajdują się resztki śniegu co oznacza,że powoli idzie wiosna moja ulubiona pora roku.Wszystko obudzi się ze snu zimowego,kwiaty zaczną rosnąć i będzie coraz cieplej.Będę mogła iść do lasu nie martwiąc się o swoje zmarznięte ręce,przemoczone ubrania czy myśliwskie obuwie.
Za niecałe 30 minut jesteśmy przed kinem.Jest ono ogromne tak samo jak ten supermarket w,którym przez swoją nieuwagę się zgubiłam.Cały budynek pokryty jest kolorem pomarańczowym,żeby dobrze rzucał się w oczy,przed nim znajduje się parking prawie cały zapełniony.
Wchodzimy do środka,jest tu pełno ludzi w różnym wieku,przy każdej kasie są duże kolejki co znaczy,że kino cieczy się dużą popularnością.Patrzymy z blondynem na godziny rozpoczęcia seansów.Mamy do wyboru dwa filmy,komedię romantyczną i horror o wampirach.Peeta upierał się przy horrorze ale zmienił zdanie gdy zrobiłam maślane oczy i pocałowałam go czule,natychmiastowo poszliśmy w stronę kolejki.
Po drodze zderzam się z blond kobietą,która ma połowę głowy ogoloną na łyso a na drugiej połowie włosy do połowy pleców.
-Przepraszam nie zauważyłam pani-mówi kobieta.
-Ja również.
-Katniss?-kobieta podnosi głowę i patrzy na mnie .
-Cressida?To ty nie poznałam cię przez tą fryzurę-pokazuję ręką na jej włosy.
-Musiałam coś zrobić z tą łysą głową,całkiem nieźle sprawują się te sztuczne włosy-poprawia włosy.
-Wyglądają jak prawdziwe,co ty tu robisz?
-Przyjechałam na premierę nowego filmu mojego przyjaciela.Byłam tu tylko przejazdem ale mam trochę czasu to postanowiłam wpaść do kina i go zobaczyć.
-To świetnie.Co to za film?
-Królowa Potępionych,to ten horror-pokazuje plakat palcem.
-Mieliśmy iść na niego ale no Katniss postawiła na swoim i idziemy na komedię.
-A tak z innej beczki to bardzo was przepraszam,że nie zadzwoniłam,że przyjechałam ale nie miałam pojęcia,że będę mieć trochę wolnego czasu.
-Nic nie szkodzi.
-To chodźmy na ten horror-proponuję.
-Nie idziemy na komedię?-mówi przez uśmiech chłopak.
-Nie-pokazuję mu język i śmieję się do niego.
-Jakie wy jesteście zmienne.
-Wcale nie-udaję poirytowaną.
-Dobrze, dobrze chodźmy już.
-Dokończymy tę rozmowę jak pójdziemy do domu mój drogi-wskazuje na niego palcem.
Cressida śmieję się z nas i idzie kupić 3 bilety na horror a my w tym czasie kupujemy picie i popcorn.
Rozmawiamy jeszcze przez chwilę,Cressida każe Peecie pozdrowić kuzyna i pochwalić go za świetne pączki następnie wchodzimy na salę i zajmujemy miejsca.Praktycznie przez cały film rzucamy się razem z Peetą popcornem,karmimy się lub rozmawiamy.Próbujemy zwrócić na siebie uwagę Cressidy i rzucamy w nią popcornem lecz ona ani drgnie,jest tak zafascynowana filmem,że nawet gdyby się paliło to nie zwróciłaby na to uwagi.Po półtorej godzinie wychodzimy z sali i siadamy na krzesłach.
-I jak wam się podobał?
-Mi się nawet podobał.
-Mi też-kłamię ponieważ nic nie wiem co działo się w filmie.
-A jaka wam się scena najbardziej podobała?Bo mi kiedy Akasha weszła do klubu i zabiła wampiry.Świetna scena,efekty genialne i oczywiście dużo krwi.
-Nam także-odpowiadamy równocześnie.
-Nie musicie kłamać,byliście bardziej zajęci sobą.
-Wcale,że nie.
-Katniss proszę nie okłamujmy się przecież dobrze widzę,że nie możecie się sobą nacieszyć.
Zaczynam się rumienić,próbuję to jakoś zamaskować ale i tak Peeta i Cressida to zauważyli.
-Ale i tak dziękuję,że ze mną poszliście.Miło było was znów zobaczyć.Kiedy tylko będę miała wolne to zaproszę was do siebie na kilka dni.Co wy na to?
-Z miłą chęcią-odpowiada jej Peeta.
Żegnamy się z Cressidą i idziemy w stronę domu.Trzymamy się za ręce i żartujemy przez całą drogę.
Słyszę warkot silnika samochodu mimo dużej odległości słyszę,że pojazd jedzie bardzo szybko.Odwracam się i widzę jak samochód jedzie w naszą stronę,robimy kilka kroków a Peeta ponownie się obraca i krzyczy.
-Katniss uważaj!!!!- krzyczy,chwyta mnie z ręce i rzuca się ze mną na rząd kubłów ze śmieciami.
Ląduję twarzą na chłopaku i nieruchomieję,nie potrafię się ruszyć jestem za bardzo zszokowana Rozpędzone auto uderza w kilka kubłów na szczęście nie we wszystkie.Słyszę syk zapalanych petard i głos oddalającego się auta.Widzę dym,nie mija kilka sekund a tracę słuch,huk petard powoduje,że nie słyszę praktycznie nic.Peeta próbuje wstać i mówi coś do mnie lecz ja nic nie słyszę tylko dzwonienie w uszach.Chłopak pomaga mi wstać,rozgląda się dookoła i przytula mnie.Tkwię w jego przez uścisku dobre 5 minut,odzywam się do niego dopiero gdy zaczynam cokolwiek słyszeć.
-Oni chcieli nas zabić-mówię głośno.
-Nic ci nie jest?-pyta przerażony Peeta.
-Nic tylko źle słyszę przez ten huk.A tobie nic nie jest?
-Kto tym razem chce nas zabić?-krzyczy chłopak i trzyma się za głowę.
-Paylor.
-Jak to ona?To niemożliwe-krzyczy Peeta.
Zaczynam tłumaczyć najspokojniej jak potrafię chłopakowi wszystko co usłyszałam od Gale'a,nie pomijam żadnego szczegółu.Mówię jak zachowała się kiedy odmówił jej bycia ochroniarzem,co zrobiła swojej sekretarce i jaką jest teraz osobą.Po tym co usłyszałam od Gale'a całkowicie zmieniłam zdanie co do Paylor,myślałam,że jest dobrym człowiekiem a okazała się potworem,mordercą i Bóg wie czym jeszcze.Teraz wszyscy musimy się mieć na baczności,nigdy nie wiemy co może jej strzelić do głowy ona jest przecież nieobliczalnym człowiekiem.
Szybko idziemy w stronę naszych domów prawie,że biegnąc.Boimy się o swoje życie i o życie naszych bliskich,teraz wszyscy muszą się strzec i uważać.
-Może zostaniesz dziś u mnie?-pytam blondyna.
I jak wam się podobał ten rozdział?Czekam na wasze opinie w komentarzach.Następny rozdział już niedługo.
-Nigdy nie byłam w kinie
-Ja też dlatego pójdziemy-całuje mnie w policzek.
-Dobrze to ja idę się ubrać-uśmiecham się do chłopaka.
-Ja też,to widzimy się za 20 minut przed twoim domem.
Ubieram się i wychodzę z domu blondyna i kieruję się do swojego.Szybko wchodzę po schodach i idę do swojego pokoju.Tam otwieram dużą szafę i zaczynam szukać odpowiednich ubrań na wyjście do kina.Ubieram się w ciemną fioletową bluzkę z dość dużym dekoltem z rękawami do łokci i czarne obcisłe spodnie.Na rzęsy nakładam tusz i odrobinę pudru na policzki.Schodzę po schodach i wchodzę do spiżarni w,której znajduje się mama by powiedzieć jej,że wychodzę.
-Mamo wychodzę do kina-oznajmiam.
-Cieszę się,że z Gale'm się pogodziliście.Pozdrów go i życzę wam miłego wieczoru.
-Ale ja nie idę z Gale'm.
-To z kim w takim razie?
-Z Peetą.
Mama jest wyraźnie zakłopotana moją odpowiedzią.To fakt,że pogodziłam się z Gale'm ale dlaczego ona myśli,że idę z nim do kina?Przecież ona doskonale wie,że on ma dziewczynę,cholera jasna wiedziałam,że o czymś zapomniałam jej to powiedzieć.
-Z Peetą?-pyta zszokowana.
-Tak z nim.Gale ma dziewczynę i z nią może chodzić do kina.
-Myślałam,że wy jesteście.....
Przerywam mamie
-Zwariowałaś?!My nigdy nie będziemy razem,doskonale o tym wiesz-podnoszę głos na mamę.
-To Gale ma dziewczynę?-pyta zdziwiona.
-Tak,teraz ci to powiedziałam.Jak mogłaś pomyśleć,że ja jestem z nim-prycham.
-Katniss.....
-Wychodzę-otwieram drzwi i wychodzę na zewnątrz.
Tego już za wiele,zawiodłam się na mamie,jak ona mogła pomyśleć,że ja jestem z Gale'm?My jesteśmy tylko przyjaciółmi o ile można nas tak w ogóle nazwać.On zresztą ma dziewczynę,którą kocha a ja mam ....Peete.Kiedy o nim pomyślę momentalnie się uśmiecham.Podchodzę do chłopaka stojącego przy bramie.
-Gotowa?-mówi z entuzjazmem.
-Oczywiście.
Peeta chwyta mnie za rękę i idziemy przed siebie.Idziemy wieloma uliczkami na,których znajdują się resztki śniegu co oznacza,że powoli idzie wiosna moja ulubiona pora roku.Wszystko obudzi się ze snu zimowego,kwiaty zaczną rosnąć i będzie coraz cieplej.Będę mogła iść do lasu nie martwiąc się o swoje zmarznięte ręce,przemoczone ubrania czy myśliwskie obuwie.
Za niecałe 30 minut jesteśmy przed kinem.Jest ono ogromne tak samo jak ten supermarket w,którym przez swoją nieuwagę się zgubiłam.Cały budynek pokryty jest kolorem pomarańczowym,żeby dobrze rzucał się w oczy,przed nim znajduje się parking prawie cały zapełniony.
Wchodzimy do środka,jest tu pełno ludzi w różnym wieku,przy każdej kasie są duże kolejki co znaczy,że kino cieczy się dużą popularnością.Patrzymy z blondynem na godziny rozpoczęcia seansów.Mamy do wyboru dwa filmy,komedię romantyczną i horror o wampirach.Peeta upierał się przy horrorze ale zmienił zdanie gdy zrobiłam maślane oczy i pocałowałam go czule,natychmiastowo poszliśmy w stronę kolejki.
Po drodze zderzam się z blond kobietą,która ma połowę głowy ogoloną na łyso a na drugiej połowie włosy do połowy pleców.
-Przepraszam nie zauważyłam pani-mówi kobieta.
-Ja również.
-Katniss?-kobieta podnosi głowę i patrzy na mnie .
-Cressida?To ty nie poznałam cię przez tą fryzurę-pokazuję ręką na jej włosy.
-Musiałam coś zrobić z tą łysą głową,całkiem nieźle sprawują się te sztuczne włosy-poprawia włosy.
-Wyglądają jak prawdziwe,co ty tu robisz?
-Przyjechałam na premierę nowego filmu mojego przyjaciela.Byłam tu tylko przejazdem ale mam trochę czasu to postanowiłam wpaść do kina i go zobaczyć.
-To świetnie.Co to za film?
-Królowa Potępionych,to ten horror-pokazuje plakat palcem.
-Mieliśmy iść na niego ale no Katniss postawiła na swoim i idziemy na komedię.
-A tak z innej beczki to bardzo was przepraszam,że nie zadzwoniłam,że przyjechałam ale nie miałam pojęcia,że będę mieć trochę wolnego czasu.
-Nic nie szkodzi.
-To chodźmy na ten horror-proponuję.
-Nie idziemy na komedię?-mówi przez uśmiech chłopak.
-Nie-pokazuję mu język i śmieję się do niego.
-Jakie wy jesteście zmienne.
-Wcale nie-udaję poirytowaną.
-Dobrze, dobrze chodźmy już.
-Dokończymy tę rozmowę jak pójdziemy do domu mój drogi-wskazuje na niego palcem.
Cressida śmieję się z nas i idzie kupić 3 bilety na horror a my w tym czasie kupujemy picie i popcorn.
Rozmawiamy jeszcze przez chwilę,Cressida każe Peecie pozdrowić kuzyna i pochwalić go za świetne pączki następnie wchodzimy na salę i zajmujemy miejsca.Praktycznie przez cały film rzucamy się razem z Peetą popcornem,karmimy się lub rozmawiamy.Próbujemy zwrócić na siebie uwagę Cressidy i rzucamy w nią popcornem lecz ona ani drgnie,jest tak zafascynowana filmem,że nawet gdyby się paliło to nie zwróciłaby na to uwagi.Po półtorej godzinie wychodzimy z sali i siadamy na krzesłach.
-I jak wam się podobał?
-Mi się nawet podobał.
-Mi też-kłamię ponieważ nic nie wiem co działo się w filmie.
-A jaka wam się scena najbardziej podobała?Bo mi kiedy Akasha weszła do klubu i zabiła wampiry.Świetna scena,efekty genialne i oczywiście dużo krwi.
-Nam także-odpowiadamy równocześnie.
-Nie musicie kłamać,byliście bardziej zajęci sobą.
-Wcale,że nie.
-Katniss proszę nie okłamujmy się przecież dobrze widzę,że nie możecie się sobą nacieszyć.
Zaczynam się rumienić,próbuję to jakoś zamaskować ale i tak Peeta i Cressida to zauważyli.
-Ale i tak dziękuję,że ze mną poszliście.Miło było was znów zobaczyć.Kiedy tylko będę miała wolne to zaproszę was do siebie na kilka dni.Co wy na to?
-Z miłą chęcią-odpowiada jej Peeta.
Żegnamy się z Cressidą i idziemy w stronę domu.Trzymamy się za ręce i żartujemy przez całą drogę.
Słyszę warkot silnika samochodu mimo dużej odległości słyszę,że pojazd jedzie bardzo szybko.Odwracam się i widzę jak samochód jedzie w naszą stronę,robimy kilka kroków a Peeta ponownie się obraca i krzyczy.
-Katniss uważaj!!!!- krzyczy,chwyta mnie z ręce i rzuca się ze mną na rząd kubłów ze śmieciami.
Ląduję twarzą na chłopaku i nieruchomieję,nie potrafię się ruszyć jestem za bardzo zszokowana Rozpędzone auto uderza w kilka kubłów na szczęście nie we wszystkie.Słyszę syk zapalanych petard i głos oddalającego się auta.Widzę dym,nie mija kilka sekund a tracę słuch,huk petard powoduje,że nie słyszę praktycznie nic.Peeta próbuje wstać i mówi coś do mnie lecz ja nic nie słyszę tylko dzwonienie w uszach.Chłopak pomaga mi wstać,rozgląda się dookoła i przytula mnie.Tkwię w jego przez uścisku dobre 5 minut,odzywam się do niego dopiero gdy zaczynam cokolwiek słyszeć.
-Oni chcieli nas zabić-mówię głośno.
-Nic ci nie jest?-pyta przerażony Peeta.
-Nic tylko źle słyszę przez ten huk.A tobie nic nie jest?
-Kto tym razem chce nas zabić?-krzyczy chłopak i trzyma się za głowę.
-Paylor.
-Jak to ona?To niemożliwe-krzyczy Peeta.
Zaczynam tłumaczyć najspokojniej jak potrafię chłopakowi wszystko co usłyszałam od Gale'a,nie pomijam żadnego szczegółu.Mówię jak zachowała się kiedy odmówił jej bycia ochroniarzem,co zrobiła swojej sekretarce i jaką jest teraz osobą.Po tym co usłyszałam od Gale'a całkowicie zmieniłam zdanie co do Paylor,myślałam,że jest dobrym człowiekiem a okazała się potworem,mordercą i Bóg wie czym jeszcze.Teraz wszyscy musimy się mieć na baczności,nigdy nie wiemy co może jej strzelić do głowy ona jest przecież nieobliczalnym człowiekiem.
Szybko idziemy w stronę naszych domów prawie,że biegnąc.Boimy się o swoje życie i o życie naszych bliskich,teraz wszyscy muszą się strzec i uważać.
-Może zostaniesz dziś u mnie?-pytam blondyna.
I jak wam się podobał ten rozdział?Czekam na wasze opinie w komentarzach.Następny rozdział już niedługo.
wtorek, 3 listopada 2015
Rozdział 9.Odzyskałam cię.
Witam wszystkich!Dziś kolejny rozdział,zapraszam wszystkich do czytania i zostawienie komentarza z opinią na temat rozdziału.Przepraszam,że dodaję go dopiero teraz ale miałam problem z internetem,w wynagrodzenie wam czekania jutro dodam kolejny rozdział. Rozdział dedykuję Weronice Pataj.Życzę miłego czytania.Pozdrawiam Aaliyah Hunger Games.
Już mam zamiar nacisnąć na klamkę kiedy słyszę dźwięk przekręconego klucza.Drzwi się otwierają i widzę w nich Peetę.
-Cześć Katniss
-Cześć,mogę wejść?
-Oczywiście,wchodź-przepuszcza mnie w drzwiach.
Wchodzę do domu blondyna w,którym roznosi się aromat pieczonego chleba.Ściągam buty oraz kurtkę i kładę ją na wieszaku.
-Napijesz się czegoś ciepłego?-pyta troskliwym głosem.
-Może być kakao.
-Już się robi.
Wchodzę do pokoju gościnnego, siadam na miękkim fotelu koło okna i patrzę przez nie.Przyglądam się jak drobne płatki śniegu powoli opadają na dachy domów.Przymykam oczy i przypominam sobie tamten dzień parę lat temu kiedy byłam jeszcze bardzo mała.Tamten dzień wyglądał całkiem jak ten,tata przyszedł wcześniej z pracy w znakomitym humorze i powiedział mi,że ma dla mnie niespodziankę i,że pokarze mi ją po obiedzie.Po skończonym obiedzie ubraliśmy się ciepło i wyszliśmy na dwór.Tam tata kazał mi zamknąć oczy a kiedy policzę do 20 mam je otworzyć.Gdy już skończyłam liczyć i otworzyłam oczy ukazały mi się pięknie ręcznie robione sanki w kolorze czerwonym.Nie mogłam wtedy uwierzyć własnym oczom,marzyłam wtedy o sankach a tata kiedy to usłyszał postanowił pracować codziennie o kilka godzin dłużej w kopalni aby móc mi je kupić.Podbiegłam wtedy do taty i rzuciłam mu się na szyję.Tuliłam go z całych sił i mówiłam mu jak bardzo go kocham.On pocałował mnie w czoło i kazał mi usiąść na sankach,ponieważ chciał zabrać mnie na przejażdżkę.Byłam w tamtym momencie najszczęśliwszym dzieckiem na świecie.Przez kilka godzin tata woził mnie na sankach i cieszył się razem ze mną.
Czuję na ramieniu ciepłą dłoń blondyna,obracam się w jego stronę i zauważam,że przygląda mi się już od dłuższej chwili.
-Twoje kakao-podaje mi kubek z ciepłym napojem.
-Dziękuję.
-O czym myślałaś?
-O tacie-odpowiadam bez żadnego zastanowienia.
-Tęsknisz za nim prawda?
-Każdego dnia.
Peeta nic nie mówi tylko patrzy na mnie.
-A ty tęsknisz za swoim?
-Cały czas- jego twarz posmutniała.
Do moich oczu napływają ciepłe łzy.Jest mi bardzo żal Peety.Stracił wszystkich,których kocha i na,których mu zależało.Stracił ich wszystkich na zawsze.Miesiąc temu stracił i mnie,ponieważ bałam mu się pomóc z błyszczącymi wspomnieniami.Wstaję z fotela i podchodzę do blondyna i mocno się do niego przytulam a on od razu obejmuje mnie swoimi szerokimi,silnymi ramionami.Kładę głowę na jego ramieniu i pozwalam łzą słynąć po moich policzkach.Peeta to zauważa i odrywa się ode mnie.
-Katniss dlaczego płaczesz?
-Przepraszam cię Peeta.
-Nie przepraszaj mnie.
-Jestem głupia,nie powinnam zostawiać cię tutaj samego z tym wszystkim-przytulam się do chłopaka a on ponownie mnie obejmuje.
-Nie wiedziałem co mam robić,wszystko błyszczało.Dopiero po kilku godzinach doszedłem do siebie,nie wiedziałem co zrobiłem,bałem się,że coś ci zrobiłem i gdzie jesteś.Pobiegłem do Haymitcha,powiedziałem mu wszystko co pamiętałem,potem zaczęli cię szukać a mnie wysłali na leczenie.Cały czas się o ciebie martwiłem bo wiedziałem,że to przeze mnie uciekłaś.
-Tękniłam- szepcze mu do ucha.
-Ja za tobą też.Katniss...?
-Tak?
-Zaczniemy od nowa?
-Oczywiście-uśmiecham się do blondyna.
-Co stało się z tobą po tym...
-Uciekłam do lasu,potem zaatakowały mnie psy,Gale mnie uratował,zabrał mnie do chaty w lesie i tam się mną opiekował.Codziennie polowaliśmy.Poznałam jego dziewczynę Judy,pamiętasz ją?
-Ta blondyna z naszej klasy?
-Tak to ona.
-Wybaczyłaś mu wszystko?
-Tego ja sama nie wiem Peeta,wytłumaczył mi wszystko,starałam się go zrozumieć ale to co stało się z Prim jest niewybaczalne.
-Rozumiem ale cieszę się,że już jest jakiś postęp.
-A ja,że odzyskałam ciebie-uśmiecham się do blondyna.
Siadamy obok siebie na kanapie,Peeta skacze po kanałach i natrafia na komedię o dwóch mężczyznach,którzy żeby zmienić bieg wydarzeń proszę czarnoksiężnika aby przeniósł ich w czasie do chwili tamtego zdarzenia.Mężczyzna robi to o co go proszą ale popełnia błąd i nie dodaje odpowiedniego składniku i dwaj mężczyźni nie przenoszą się do przeszłości tylko do przyszłości.Dawno się tak nie uśmiałam,przy scenie picia wody z toalety razem z Peetą prawie posikaliśmy się ze śmiechu.Po świetnej komedii postanawiam podziękować za spędzony czas po czym żegnam się z nim i idę do swojego domu.
Wchodzę do swojego domu i idę prosto kieruję się do swojego pokoju.Rozpuszczam włosy i przebieram się w pidżamę,kładę się na łóżku i zasypiam.
Dzisiejszej nocy spałam bez żadnych koszmarów.Przez cały tamten miesiąc każdej nocy nękały mnie koszmary wtedy Gale za wszelką cenę próbował mnie uspokoić lecz nigdy mu się to nie udawało.
Postanawiam iść do sklepu na nieduże zakupy.W sklepie spotykam Gale razem z Judy,wyglądają razem bardzo słodko,że prawie się rozklejam.Jestem szczęśliwa z ich szczęścia,że im się układa i,że planują razem wspólne życie.
Przychodzę do domu z niedużą torbą zakupów.Kładę torbę na stole i wyciągam jej zawartość.Mama przychodzi do kuchni i szykujemy razem śniadanie.Po śniadaniu idę do Peety go odwiedzić.
Wita mnie z uśmiechem na ustach i wpuszcza mnie do środka.Gdy już wchodzę do jego domu słyszę,że ma gości.
-Cześć Katniss- mówi wesoło Effie.
-Cześć
-Witaj ciemna maso.
-Co to za zgromadzenie?
-Planujemy wystrój pokoju dla dziecka-mówi z grymasem na twarzy Haymitch.
-Tak szybko?
-Lepiej wszystko mieć zaplanowane od początku.
-Effie się uparła- Haymitch pokazuje palcem na Effie.
-Słucham??Co ty powiedziałeś?-pyta poirytowana.
-Nic nic- Haymitch spuszcza głowę i milknie.
-Też tak sądzę.
Wszyscy wybuchamy śmiechem na widok miny zbitego psa Haymitcha.
-Effie znacie już płeć dziecka?
-Jeszcze nie,pojadę do ginekologa za jakieś 2 tygodnie.
-To dlaczego chcecie już planować pokój?Macie jeszcze 2 tygodnie czasu.
-Wiesz,że nasza kochana Effie lubi mieć wszystko zaplanowane i dopięte na ostatni guzik.
-Oczywiście,dlatego przyszliśmy zapytać Peetę czy pomoże nam pomalować pokój.
-A ty?-wskazuję głową Johannę.
-Tak wpadliśmy z Samem na kawę.A ty ciemna maso?
-Również.
-Mi się wydaje,że nie-puszcza do mnie oczko.
Siadam obok Peety przy stole i rozmawiamy z Effie,Haymitchem,Samem i Johanna.Wszystkim dopisują humory i miło spędzamy czas delektując się przepysznym czekoladowym ciastem upieczonym przez Peetę.
Po godzinie żegnamy się z Effie,Haymitchem,Johanną i Samem i siadamy razem w kuchni.
-Aż miło na nich patrzeć
-Może w końcu przestanie tyle pić.
-Boi się jej-blondyn cicho się śmieje.
Odwracam się do chłopaka i również zaczynam chichotać.
-Ładnie dziś wyglądasz.
-Dziękuję-uśmiecham się do Peety.
-Masz może ochotę mi pomóc?
-A w czym konkretnie?
-W pieczeniu pizzy dla Johanny.
-Ale ja nie umiem gotować.
-Razem jakoś damy radę-podaje mi swoją dłoń.
Peeta wyciąga wszystkie składniki i kładzie je na stole.Wyciąga dużą zieloną miskę i wsypuje do niej składniki a ja bacznie go obserwuję.Kiedy skończył już mieszać wszystkie składniki mówi mi,że teraz moja kolej aby uformować ciasto.Przecząco kręcę głową.
-To nie jest trudne-staje za moimi plecami i kładzie swoje silne dłonie na moich i powoli pomaga mi w formowaniu ciasta.Nie potrafię się skupić na tym o co prosił mnie blondyn.Kiedy czuję jego ciepło,zapach i dotyk momentalnie przestaję logicznie myśleć.Nie patrzę na to co robię tylko przyglądam się twarzy blondyna na moim ramieniu.Po dłuższej chwili to zauważa i przygląda mi się z figlarnym uśmiechem na ustach.Odwracam się twarzą do niego i patrzę w jego piękne błękitne oczy w,których momentalnie się zatapiam,podchodzę do niego bliżej i przytulam się do niego z całej siły.Kładzie dłoń na moim policzku i przyciąga mnie na długi czuły pocałunek.Kładę dłonie na jego kark a on obejmuje mnie w talii by pogłębić pocałunek.Po całym moim ciele rozchodzi się fala gorąca od czubka głowy po palce u stóp.Blondyn odrywa się ode mnie i patrzy mi prosto w oczy.
-Przepraszam.
-Ale za co ty mnie przepraszasz?
-Za ten pocałunek nie powinienem.
-A ja ci za niego dziękuję-uśmiecham się do chłopaka i całuję go delikatnie w policzek.
Dokańczamy razem pizzę dla Johanny i Sama i zanosimy im do domu,Johanna nazwała pizzę romantyczną kolacją dla dwojga chociaż ja uważam,że pizza jest potrawą mało romantyczną lecz o gustach się nie dyskutuje.Następnie kierujemy się do najbliższego supermarketu na duże zakupy.Jest on ogromny,nigdy nei byłam w takim sklepie dlatego robi on na mnie takie wielkie wrażenie.Są tu miliony półek,kas,koszyków,wózków i wiele innych rzeczy.W sklepie roi się od rodzin z wrzeszczącymi dziećmi oraz starszymi osobami polującymi na promocje,Stwierdzam,że raczej nie będę częstym gościem takiego rodzaju sklepów.Spędzamy tu razem z Peeta dobre 2 godziny na szukaniu produktów co jest bardzo wyczerpujące ,na dodatek zgubiłam się i przez 30 minut szukałam Peety między pułkami.Po zakupach idziemy prosto do domu blondyna i zaczynamy wypakowywać wszystko z toreb i wkładanie do szafek.
Gdy prawie kończymy pracę blondyn podchodzi do mnie i składa mi propozycję.
-Co powiesz,żebyśmy wybrali się dziś do kina?-pyta mnie z uśmiechem na twarzy.
Już mam zamiar nacisnąć na klamkę kiedy słyszę dźwięk przekręconego klucza.Drzwi się otwierają i widzę w nich Peetę.
-Cześć Katniss
-Cześć,mogę wejść?
-Oczywiście,wchodź-przepuszcza mnie w drzwiach.
Wchodzę do domu blondyna w,którym roznosi się aromat pieczonego chleba.Ściągam buty oraz kurtkę i kładę ją na wieszaku.
-Napijesz się czegoś ciepłego?-pyta troskliwym głosem.
-Może być kakao.
-Już się robi.
Wchodzę do pokoju gościnnego, siadam na miękkim fotelu koło okna i patrzę przez nie.Przyglądam się jak drobne płatki śniegu powoli opadają na dachy domów.Przymykam oczy i przypominam sobie tamten dzień parę lat temu kiedy byłam jeszcze bardzo mała.Tamten dzień wyglądał całkiem jak ten,tata przyszedł wcześniej z pracy w znakomitym humorze i powiedział mi,że ma dla mnie niespodziankę i,że pokarze mi ją po obiedzie.Po skończonym obiedzie ubraliśmy się ciepło i wyszliśmy na dwór.Tam tata kazał mi zamknąć oczy a kiedy policzę do 20 mam je otworzyć.Gdy już skończyłam liczyć i otworzyłam oczy ukazały mi się pięknie ręcznie robione sanki w kolorze czerwonym.Nie mogłam wtedy uwierzyć własnym oczom,marzyłam wtedy o sankach a tata kiedy to usłyszał postanowił pracować codziennie o kilka godzin dłużej w kopalni aby móc mi je kupić.Podbiegłam wtedy do taty i rzuciłam mu się na szyję.Tuliłam go z całych sił i mówiłam mu jak bardzo go kocham.On pocałował mnie w czoło i kazał mi usiąść na sankach,ponieważ chciał zabrać mnie na przejażdżkę.Byłam w tamtym momencie najszczęśliwszym dzieckiem na świecie.Przez kilka godzin tata woził mnie na sankach i cieszył się razem ze mną.
Czuję na ramieniu ciepłą dłoń blondyna,obracam się w jego stronę i zauważam,że przygląda mi się już od dłuższej chwili.
-Twoje kakao-podaje mi kubek z ciepłym napojem.
-Dziękuję.
-O czym myślałaś?
-O tacie-odpowiadam bez żadnego zastanowienia.
-Tęsknisz za nim prawda?
-Każdego dnia.
Peeta nic nie mówi tylko patrzy na mnie.
-A ty tęsknisz za swoim?
-Cały czas- jego twarz posmutniała.
Do moich oczu napływają ciepłe łzy.Jest mi bardzo żal Peety.Stracił wszystkich,których kocha i na,których mu zależało.Stracił ich wszystkich na zawsze.Miesiąc temu stracił i mnie,ponieważ bałam mu się pomóc z błyszczącymi wspomnieniami.Wstaję z fotela i podchodzę do blondyna i mocno się do niego przytulam a on od razu obejmuje mnie swoimi szerokimi,silnymi ramionami.Kładę głowę na jego ramieniu i pozwalam łzą słynąć po moich policzkach.Peeta to zauważa i odrywa się ode mnie.
-Katniss dlaczego płaczesz?
-Przepraszam cię Peeta.
-Nie przepraszaj mnie.
-Jestem głupia,nie powinnam zostawiać cię tutaj samego z tym wszystkim-przytulam się do chłopaka a on ponownie mnie obejmuje.
-Nie wiedziałem co mam robić,wszystko błyszczało.Dopiero po kilku godzinach doszedłem do siebie,nie wiedziałem co zrobiłem,bałem się,że coś ci zrobiłem i gdzie jesteś.Pobiegłem do Haymitcha,powiedziałem mu wszystko co pamiętałem,potem zaczęli cię szukać a mnie wysłali na leczenie.Cały czas się o ciebie martwiłem bo wiedziałem,że to przeze mnie uciekłaś.
-Tękniłam- szepcze mu do ucha.
-Ja za tobą też.Katniss...?
-Tak?
-Zaczniemy od nowa?
-Oczywiście-uśmiecham się do blondyna.
-Co stało się z tobą po tym...
-Uciekłam do lasu,potem zaatakowały mnie psy,Gale mnie uratował,zabrał mnie do chaty w lesie i tam się mną opiekował.Codziennie polowaliśmy.Poznałam jego dziewczynę Judy,pamiętasz ją?
-Ta blondyna z naszej klasy?
-Tak to ona.
-Wybaczyłaś mu wszystko?
-Tego ja sama nie wiem Peeta,wytłumaczył mi wszystko,starałam się go zrozumieć ale to co stało się z Prim jest niewybaczalne.
-Rozumiem ale cieszę się,że już jest jakiś postęp.
-A ja,że odzyskałam ciebie-uśmiecham się do blondyna.
Siadamy obok siebie na kanapie,Peeta skacze po kanałach i natrafia na komedię o dwóch mężczyznach,którzy żeby zmienić bieg wydarzeń proszę czarnoksiężnika aby przeniósł ich w czasie do chwili tamtego zdarzenia.Mężczyzna robi to o co go proszą ale popełnia błąd i nie dodaje odpowiedniego składniku i dwaj mężczyźni nie przenoszą się do przeszłości tylko do przyszłości.Dawno się tak nie uśmiałam,przy scenie picia wody z toalety razem z Peetą prawie posikaliśmy się ze śmiechu.Po świetnej komedii postanawiam podziękować za spędzony czas po czym żegnam się z nim i idę do swojego domu.
Wchodzę do swojego domu i idę prosto kieruję się do swojego pokoju.Rozpuszczam włosy i przebieram się w pidżamę,kładę się na łóżku i zasypiam.
Dzisiejszej nocy spałam bez żadnych koszmarów.Przez cały tamten miesiąc każdej nocy nękały mnie koszmary wtedy Gale za wszelką cenę próbował mnie uspokoić lecz nigdy mu się to nie udawało.
Postanawiam iść do sklepu na nieduże zakupy.W sklepie spotykam Gale razem z Judy,wyglądają razem bardzo słodko,że prawie się rozklejam.Jestem szczęśliwa z ich szczęścia,że im się układa i,że planują razem wspólne życie.
Przychodzę do domu z niedużą torbą zakupów.Kładę torbę na stole i wyciągam jej zawartość.Mama przychodzi do kuchni i szykujemy razem śniadanie.Po śniadaniu idę do Peety go odwiedzić.
Wita mnie z uśmiechem na ustach i wpuszcza mnie do środka.Gdy już wchodzę do jego domu słyszę,że ma gości.
-Cześć Katniss- mówi wesoło Effie.
-Cześć
-Witaj ciemna maso.
-Co to za zgromadzenie?
-Planujemy wystrój pokoju dla dziecka-mówi z grymasem na twarzy Haymitch.
-Tak szybko?
-Lepiej wszystko mieć zaplanowane od początku.
-Effie się uparła- Haymitch pokazuje palcem na Effie.
-Słucham??Co ty powiedziałeś?-pyta poirytowana.
-Nic nic- Haymitch spuszcza głowę i milknie.
-Też tak sądzę.
Wszyscy wybuchamy śmiechem na widok miny zbitego psa Haymitcha.
-Effie znacie już płeć dziecka?
-Jeszcze nie,pojadę do ginekologa za jakieś 2 tygodnie.
-To dlaczego chcecie już planować pokój?Macie jeszcze 2 tygodnie czasu.
-Wiesz,że nasza kochana Effie lubi mieć wszystko zaplanowane i dopięte na ostatni guzik.
-Oczywiście,dlatego przyszliśmy zapytać Peetę czy pomoże nam pomalować pokój.
-A ty?-wskazuję głową Johannę.
-Tak wpadliśmy z Samem na kawę.A ty ciemna maso?
-Również.
-Mi się wydaje,że nie-puszcza do mnie oczko.
Siadam obok Peety przy stole i rozmawiamy z Effie,Haymitchem,Samem i Johanna.Wszystkim dopisują humory i miło spędzamy czas delektując się przepysznym czekoladowym ciastem upieczonym przez Peetę.
Po godzinie żegnamy się z Effie,Haymitchem,Johanną i Samem i siadamy razem w kuchni.
-Aż miło na nich patrzeć
-Może w końcu przestanie tyle pić.
-Boi się jej-blondyn cicho się śmieje.
Odwracam się do chłopaka i również zaczynam chichotać.
-Ładnie dziś wyglądasz.
-Dziękuję-uśmiecham się do Peety.
-Masz może ochotę mi pomóc?
-A w czym konkretnie?
-W pieczeniu pizzy dla Johanny.
-Ale ja nie umiem gotować.
-Razem jakoś damy radę-podaje mi swoją dłoń.
Peeta wyciąga wszystkie składniki i kładzie je na stole.Wyciąga dużą zieloną miskę i wsypuje do niej składniki a ja bacznie go obserwuję.Kiedy skończył już mieszać wszystkie składniki mówi mi,że teraz moja kolej aby uformować ciasto.Przecząco kręcę głową.
-To nie jest trudne-staje za moimi plecami i kładzie swoje silne dłonie na moich i powoli pomaga mi w formowaniu ciasta.Nie potrafię się skupić na tym o co prosił mnie blondyn.Kiedy czuję jego ciepło,zapach i dotyk momentalnie przestaję logicznie myśleć.Nie patrzę na to co robię tylko przyglądam się twarzy blondyna na moim ramieniu.Po dłuższej chwili to zauważa i przygląda mi się z figlarnym uśmiechem na ustach.Odwracam się twarzą do niego i patrzę w jego piękne błękitne oczy w,których momentalnie się zatapiam,podchodzę do niego bliżej i przytulam się do niego z całej siły.Kładzie dłoń na moim policzku i przyciąga mnie na długi czuły pocałunek.Kładę dłonie na jego kark a on obejmuje mnie w talii by pogłębić pocałunek.Po całym moim ciele rozchodzi się fala gorąca od czubka głowy po palce u stóp.Blondyn odrywa się ode mnie i patrzy mi prosto w oczy.
-Przepraszam.
-Ale za co ty mnie przepraszasz?
-Za ten pocałunek nie powinienem.
-A ja ci za niego dziękuję-uśmiecham się do chłopaka i całuję go delikatnie w policzek.
Dokańczamy razem pizzę dla Johanny i Sama i zanosimy im do domu,Johanna nazwała pizzę romantyczną kolacją dla dwojga chociaż ja uważam,że pizza jest potrawą mało romantyczną lecz o gustach się nie dyskutuje.Następnie kierujemy się do najbliższego supermarketu na duże zakupy.Jest on ogromny,nigdy nei byłam w takim sklepie dlatego robi on na mnie takie wielkie wrażenie.Są tu miliony półek,kas,koszyków,wózków i wiele innych rzeczy.W sklepie roi się od rodzin z wrzeszczącymi dziećmi oraz starszymi osobami polującymi na promocje,Stwierdzam,że raczej nie będę częstym gościem takiego rodzaju sklepów.Spędzamy tu razem z Peeta dobre 2 godziny na szukaniu produktów co jest bardzo wyczerpujące ,na dodatek zgubiłam się i przez 30 minut szukałam Peety między pułkami.Po zakupach idziemy prosto do domu blondyna i zaczynamy wypakowywać wszystko z toreb i wkładanie do szafek.
Gdy prawie kończymy pracę blondyn podchodzi do mnie i składa mi propozycję.
-Co powiesz,żebyśmy wybrali się dziś do kina?-pyta mnie z uśmiechem na twarzy.
wtorek, 27 października 2015
Rozdział 8.Szokująca wiadomość
Witam wszystkich bardzo serdecznie,dziś kolejny rozdział..Nie zapomnijcie zostawić po sobie komentarza z opinią.Pozdrawiam.
Moja mama podchodzi do mnie i patrzy na mnie badawczym wzrokiem.
-Po co tu przyjechałaś?-prycham
-Musiałam tu przyjechać kiedy usłyszałam,że uciekłaś,bałam się,że coś ci się stało.
-Jak wyjeżdżałaś bez pożegnania to jakoś się nie bałaś.
-Katniss przepraszam,nie mogłam tutaj zostać.
-Jak to nie mogłaś?!!!-krzyczę na nią.
-Wszystko co tutaj było kojarzyło mi się z twoim ojcem i Prim.Nie mogłam spać całymi nocami,bałam się,że znowu będzie wojna,że stracę i ciebie.
-Wyjeżdżając i zostawiając mnie samą co myślałaś? Że mi będzie lżej?Gdyby nie Peeta nie byłoby mnie tutaj,to była wtedy jedyna osoba na,której mogłam polegać,mogłaś tutaj w ogóle nie przyjeżdżać,zmarnowałaś tylko swój czas!
-Katniss kochanie ja nie widziałam co mam robić,nie mogłam patrzeć na to wszystko.
-A ja mogłam?-z moich policzków zaczynają płynąć ciepłe,słone łzy.
-Przepraszam,nigdy sobie tego nie wybaczę-podchodzi do mnie i mnie przytula.
Z początku niechętnie przytuliłam mamę,dopiero po chwili uświadomiłam sobie jak bardzo mi jej brakowało.Jestem na nią wściekła za to,że zostawiła mnie samą na pastwę losu ale z drugiej strony ciesze się,że przyjechała i martwiła się o mnie,lecz nie będę tego okazywać,niech wie,że jestem na nią zła.
Odrywam się od mamy i patrzę głęboko w jej niebieskie oczy.Uśmiecha się do mnie,po czym z jej oczu zaczynają płynąć łzy wzruszenia.Staram się również do niej uśmiechnąć ale wychodzi mi to z ogromnym trudem.Spoglądam na stojącego obok okna Peetę,który wpatruje się we mnie.Podchodzę do niego i patrzę w jego piękne błękitne oczy,nie widziałam ich miesiąc a już zdążyłam się za nimi stęsknić.Blondyn uśmiecha się do mnie a ja odwdzięczam mu uśmiech.
-Katniss przepraszam cię za wszystko,jestem potworem wiem,że nigdy mi tego nigdy nie wybaczysz.
Nie mogę wykrztusić z siebie ani jednego słowa,jestem zszokowana całą sytuacją i nie potrafię dobrać odpowiednich słów.
-Peeta przestań....-mówię cicho ale stanowczo.
-Wiem,że mnie nienawidzisz i zapewne nie będziesz ze mną rozmawiać,wiem o tym.Przepraszam.
Błękitnooki patrzy prosto w moje szare oczy oczekując najgorszego,prawdopodobnie myśli,że zaraz go uderzę lub zacznę się po nim wydzierać.Nie robię tego,podchodzę bliżej chłopaka i mocno go przytulam.
-To ja powinnam cię przeprosić-szepcze wprost do ucha blondyna.
Blondyn przytula mnie jeszcze mocniej do siebie po czym spogląda jeszcze raz na mnie nic nie mówiąc.
-Zniszczyłem wszystko co odbudowałem-mówi ledwo słyszalnym głosem.
-Dlatego spróbujemy to powoli odbudować-uśmiecham się do Peety.
-Dziękuję.
-Tak oto więc panna Katniss i pan Peeta nareszcie się pogodzili!Dziękujemy wszystkim za uwagę-mówi przez śmiech Johanna.
Wszyscy patrzymy się na nią ze zdziwieniem
-Przepraszam was wszystkich ale muszę znaleźć Effie-wtrąca Haymitch.
-Idziemy razem z tobą-zwraca się do niego Johanna.
-Nie,wolę załatwić to sam.
-Nie ma mowy pijaku-mówi poirytowana Mason.
-Coś ty powiedziała?
-To co słyszałeś,jedziemy z tobą i koniec.
Haymitch burczy coś pod nosem i pokazuje ręką żebyśmy poszli za nim.
Mama została sama w domu,nie miałam najmniejszej ochoty z nią teraz rozmawiać ani ją ze sobą zabierać.Boli mnie to,że zostawiła mnie samą na tyle miesięcy.Nie jestem w stanie z nią teraz rozmawiać,mogłabym znowu zacząć płakać lub zacząć ją wyzywać jaką to jest okropną matką.
Całą czwórką idziemy do poduszkowca.Siadam koło Johanna i zapinam pasy bezpieczeństwa.
Przez całą drogę do Kapitolu unikam rozmowy z Peetą.Jestem wściekła na samą siebie za to jak zareagowałam na jego atak,powinnam rzeczywiście poinformować o tym wszystkich a nie uciekać do lasu i chować się razem z Galem w drewnianej chatce przez miesiąc.Jak mogłam być tak głupia i zostawić go z błyszczącymi wspomnieniami.Przecież to nie jest jego wina co zrobił z nim Kapitol.
Po 20 minutach drogi wchodzimy do 40 piętrowego bloku mieszkalnego,w środku panuje istny chaos kolorów.Jest tu ich tak dużo,że całkowicie tracę orientację.Na suficie wisi ogromny 5 metrowy żyrandol z migoczącymi lampkami,które rażą na wszystkich w oczy.Wchodzimy do windy i jedziemy na 9 piętro.
Wychodzimy i kierujemy się do mieszkania matki Effie.Haymitch nerwowo naciska kilka razy dzwonek dopóki nie otworzyła nam starsza kobieta.Ma około 60 lat,na twarzy ma ogromną ilość makijażu,która mogłaby być wykorzystana do wymalowania około 5 osób, kręcone rude włosy sięgają jej do ramion.Ubrana jest w zieloną koszulę do połowy ramion z dużym dekoltem,czarne szerokie spodnie i zielone buty na wysokim obcasie.
-Dzień dobry w czym mogę państwu służyć?
-Dzień dobry czy zastaliśmy może Effie?
-A kto pyta jeśli mogę zapytać?
-Nazywam się Katniss,to jest Johanna,Peeta i Haymitch.
Na dźwięk imienia Haymitch,uśmiech z twarzy starszej kobiety znika natychmiastowo,bierze zamach i trzaska drzwiami.Zdenerwowany Haymitch zaczyna naciskać nerwowo na dzwonek i bić pięścią o drzwi.
Po kilku chwilach kobieta ponownie otwiera nam drzwi po czym rozbija dzbanek na głowie naszego byłego mentora.Oszołomiony kiwa się na wszystkie strony i nie potrafi nic powiedzieć.Idzie kilka kroków do tyłu i opiera się o ścianę by utrzymać równowagę.
-Ałaaaa!Co pani do diabła wyprawia,chce pani mnie zabić?!-warczy Haymitch.
-To co zrobiłeś mojej córce jest niewybaczalne.
-Co takiego?-pyta Johanna.
-Nienawidzę cię za to co jej zrobiłeś!Jeszcze masz czelność tutaj przyjeżdżać?Wynoś się stąd.
-Ja nic nie zrobiłem Effie,ja chce z nią tylko porozmawiać.
-Wynoście się stąd wszyscy bo wezwę policję!
-Ale panno Trinket- zwraca się do niej Peeta.
-Czy ja mówię niewyraźnie?Wynoście się z mojego domu!
-Mamo-krzyczy zza kobiety Effie.
-Effie,proszę cię ja chcę z tobą tylko porozmawiać.
-Do jasnej cholery ty skończony pijaku wynoś się stąd!-krzyczy na niego wściekła kobieta.
-Mamo proszę,pozwól im wejść to są moi przyjaciele.
- Co takiego?Ty tego skończonego łajdaka nazywasz przyjacielem?
-Mamo proszę uspokój się.
-Rób już jak uważasz,ale jeszcze raz przyjdziesz mi do mojego domu z płaczem to nie ręczę za siebie.
-Effie,co się stało?
-Może najpierw wejdziecie do środka.
Wchodzimy powoli do domu matki Effie.Na samym środku ogromnego mieszkania stoi kilkumetrowe akwarium w,którym pływa mnóstwo różnych gatunków ryb.Ściany pomieszczenia mienią się różnymi odcieniami koloru brzoskwiniowego na,których wiszą obrazy z panoramą miast.Z lewej strony znajdują się piękne,metalowe,czarne,kręcone schody ze zdobieniami prowadzące na górę.
Może napijecie się czegoś lub coś zjecie?Mam bardzo dobre ciasto i sok porzeczkowy.
-Z miłą chęcią Effie.
-Już wam przynoszę.
Po chwili wychodzi z kuchni i podaje nam duży kawałek sernika i sok porzeczkowy po czym podchodzi do mnie.
-Katniss, jak dobrze cię widzieć!-mówi z uśmiechem na twarzy, w między czasie całując mnie w oba policzki.
-Mnie ciebie też-odwzajemniam jej uśmiech.
Siadamy na czarnej skórzanej kanapie.
-Effie?-pyta podenerwowany Haymitch.
-Ty nic nie zrozumiałeś z tej kartki,którą ci napisałam i zostawiłam na stoliku w sypialni?
-Ja..no-jąka się.
Effie wzdycha i bierze głęboki oddech.
-Powiedz w końcu do jasnej cholery-Johanna nie wytrzymuje.
-Jestem w ciąży.
-To już wiem ale z kim?
-Z Haymitchem
Johanna krztusi się sokiem porzeczkowym po czym wypluwa go na śnieżnobiały dywan.Peeta zamiera w bezruchu a ja cicho się śmieję.Naprawdę nie pomyślałabym,że Effie z Haymitchem może być w ciąży.Dawno mnie tak nikt nie zaskoczył i,że Haymitch może być z Effie.
-Johanna ten dywan kosztował majątek!
-A ja omal nie dostałam przez was zawału!Jak to z nim?
-Wiesz jak trudno doprać taki śnieżnobiały dywan?
-Dobra,dobra panno Trinket odkupię ci ten cholerny dywan-mówi z irytacją w głosie.
-Który to miesiąc?-pytam.
-Jestem w trzecim miesiącu ciąży.
-Gratuluję-mówi ciepło Peeta.
-Ale jak to z nim?-Johanna wybucha śmiechem i spada na podłogę.
-Dziękuję,tak jakoś wyszło.Przepraszam was,że was tak zostawiłam ale bałam się wam to powiedzieć a w szczególności Haymitchowi.A ty panno Mason co wyprawiasz?Nasi sąsiedzi pomyślą,że jesteśmy jakimiś dzikusami.
Mason nie reaguje tylko nadal turla się po podłodze próbując powstrzymać się od śmiechu.
-Dlaczego mi od razu tego nie powiedziałaś?
-Ty myślisz,że to było dla mnie łatwe?Ja też byłam w ogromnym szoku jak się dowiedziałam.
-A ja??Myślisz,że nie jestem w szoku?
-Przepraszam was moi drodzy.Muszę porozmawiać z nim w cztery oczy.
-Dobrze,to poczekamy.
Effie prowadzi Haymitcha do drugiego pokoju.Johanna nie wytrzymuje i idzie za nimi i podgląda ich przez dziurę od klucza.
-Kłócą się teraz.
-Johanna daj im spokój.
-Ciii mi tam,jedzcie ten sernik i nie gadajcie.
Spoglądam na Peete a on na mnie,zaczynamy cicho chichotać.
-Ooo całują się-Johanna naciska klamkę drzwi i wkracza do pokoju.
-Nie mogłam przepuścić takiej okazji-wybucha śmiechem.
-Zwariowałaś?
-Dobra gołąbeczki ale musiałam to zobaczyć,ja lepiej już pójdę.
Dumna Johanna przychodzi do nas i siada na kanapie.Niedługo po niej wracają do nas Effie z Haymitchem,siadają obok nas i dokańczamy jedzenie pysznego ciasta.Następnie Effie informuje nas,że postanowiła wrócić do 12 i zamieszkać razem z Haymitchem.
Potem wszyscy pomagamy Effie pozbierać ,,kilka'' jej pudeł z butami i ubraniami.Gdy weszłam do jej starego pokoju dostałam oczopląsu.Po całym pomieszczeniu walają się buty we wszystkich możliwych wzorach i kolorach.Nigdy w życiu nie widziałam,żeby jedna osoba miała ich aż tyle. Zabieramy większość pudeł i wnosimy je do poduszkowca i lecimy z powrotem do dwunastki.
Kieruję się prosto do swojego domu,nie obracam się za siebie,ponieważ wiem,że Peeta cały czas na mnie patrzy,wiem,że czeka na mnie,żebym z nim porozmawiała ale czeka mnie jeszcze poważna rozmowa z moją mamą.Postaram się szybko z nią porozmawiać a potem zajrzę do Peety.
Wchodzę cicho do swojego domu.Ściągam kurtkę i kładę ją na wieszaku następnie ściągam zaśnieżone buty i kładę je równo obok kaloryfera.Wchodzę do kuchni i widzę mamę przeglądającą gazetę.
-Cześć kochanie.
-Cześć.
-Jesteś może głodna?Zrobiłam gulasz,wyszedł mi całkiem nieźle.
-Nie dziękuję nie jestem głodna.
-Ależ nalegam,żebyś coś zjadła.
-Mamo przestań,nie jestem głodna.Lepiej mi powiedz co spowodowało twój przyjazd.
-Musiałam się z tobą zobaczyć.Kiedy Haymitch zadzwonił do mnie i powiedział,że zaginęłaś rzuciłam wszystko i przyjechałam tutaj.
-Dopiero teraz zaczęło ci na mnie zależeć?
-Kochanie,jesteś moją córką,nigdy nie przestanie mi na tobie zależeć.Kocham cię najmocniej na świecie.
-To dlaczego wyjechałaś i zostawiłaś mnie tu samą?!-krzyczę.
-Myślałam,że nie chcesz mnie widzieć,praktycznie ze sobą nie rozmawiałyśmy.Wydawało mi się to wtedy najlepszym rozwiązaniem.
-To się myliłaś,brakowało mi ciebie.A ty miałaś mnie gdzieś przez tyle miesięcy.Dopiero teraz obudziło się w tobie sumienie?Co z ciebie za matka.
Z policzków mamy zaczynają płynąć strumienie łez,których nie chce w żaden sposób zamaskować.
- Przepraszam kochanie.
-Zwykłe przepraszam nie wystarczy mamo,nie rozumiesz,że przez ten cały czas mi ciebie brakowało?Zostałam całkowicie sama a ty pojechałaś bez słowa pożegnania.
-Nie wiedziałam co robić.Nie mogłam tutaj zostać.
-A ty co myślisz,że ja mogłam?-krzyczę na nią.
-Katniss ja tak bardzo cię przepraszam,wybacz mi.
-Przepraszam nic nie zmieni!-krzyczę.
W mojej głowie rodzi się coś na kształt współczucia.Nadal jestem zła na nią,że zostawiła mnie tutaj całkiem samą ale z jednej strony jest mi jej trochę jej teraz żal i cieszę się,że zrozumiała swój błąd i przyjechała tutaj.Musiałam jej wszystko powiedzieć co czuję,ponieważ bym nie wytrzymała dusząc to wszystko w sobie.Mam nadzieję,że nasze relacje będą teraz lepsze i nie zostawi mnie po raz kolejny samą.Po raz kolejny odzyskałam dawną matkę.
-Cieszę się,że przyjechałaś.
-Co?-ociera łzy z policzków.
-Cieszę się,że przyjechałaś-powtarzam wyraźnie.
Mama wstaje z krzesła i mnie przytula.Obejmuję ją rękami i przytulam się do niej mocno.
-Kocham cię mamo.
-Ja ciebie też kochanie.
Proszę mamę o nałożenie gulaszu do miski,ona odpowiada mi szczerym uśmiechem i robi to o co ją proszę.
Kiedy kończę jeść gulasz dziękuję mamie za dobry obiad i za to,że postanowiła przyjechać.Później idę na górę zmienić ubranie i wziąć prysznic.Przez cały czas myślę co mogłabym powiedzieć Peecie.Jak bardzo go przepraszam za swoje zachowanie i jaka jestem zła na siebie za to,że go zostawiłam.Nie potrafię wymyślić sensownego wytłumaczenia ale postanawiam,że jeszcze dzisiaj pójdę do jego domu.Gdy już się umyłam i ubrałam schodzę z powrotem na dół,ubieram kurtkę i buty i udaję się prosto do domu Peety.
Przechodzę kilka metrów przez zaśnieżoną drogę i już jestem przed domem blondyna.Wchodzę po schodach i kilka razy naciskam na dzwonek.
Moja mama podchodzi do mnie i patrzy na mnie badawczym wzrokiem.
-Po co tu przyjechałaś?-prycham
-Musiałam tu przyjechać kiedy usłyszałam,że uciekłaś,bałam się,że coś ci się stało.
-Jak wyjeżdżałaś bez pożegnania to jakoś się nie bałaś.
-Katniss przepraszam,nie mogłam tutaj zostać.
-Jak to nie mogłaś?!!!-krzyczę na nią.
-Wszystko co tutaj było kojarzyło mi się z twoim ojcem i Prim.Nie mogłam spać całymi nocami,bałam się,że znowu będzie wojna,że stracę i ciebie.
-Wyjeżdżając i zostawiając mnie samą co myślałaś? Że mi będzie lżej?Gdyby nie Peeta nie byłoby mnie tutaj,to była wtedy jedyna osoba na,której mogłam polegać,mogłaś tutaj w ogóle nie przyjeżdżać,zmarnowałaś tylko swój czas!
-Katniss kochanie ja nie widziałam co mam robić,nie mogłam patrzeć na to wszystko.
-A ja mogłam?-z moich policzków zaczynają płynąć ciepłe,słone łzy.
-Przepraszam,nigdy sobie tego nie wybaczę-podchodzi do mnie i mnie przytula.
Z początku niechętnie przytuliłam mamę,dopiero po chwili uświadomiłam sobie jak bardzo mi jej brakowało.Jestem na nią wściekła za to,że zostawiła mnie samą na pastwę losu ale z drugiej strony ciesze się,że przyjechała i martwiła się o mnie,lecz nie będę tego okazywać,niech wie,że jestem na nią zła.
Odrywam się od mamy i patrzę głęboko w jej niebieskie oczy.Uśmiecha się do mnie,po czym z jej oczu zaczynają płynąć łzy wzruszenia.Staram się również do niej uśmiechnąć ale wychodzi mi to z ogromnym trudem.Spoglądam na stojącego obok okna Peetę,który wpatruje się we mnie.Podchodzę do niego i patrzę w jego piękne błękitne oczy,nie widziałam ich miesiąc a już zdążyłam się za nimi stęsknić.Blondyn uśmiecha się do mnie a ja odwdzięczam mu uśmiech.
-Katniss przepraszam cię za wszystko,jestem potworem wiem,że nigdy mi tego nigdy nie wybaczysz.
Nie mogę wykrztusić z siebie ani jednego słowa,jestem zszokowana całą sytuacją i nie potrafię dobrać odpowiednich słów.
-Peeta przestań....-mówię cicho ale stanowczo.
-Wiem,że mnie nienawidzisz i zapewne nie będziesz ze mną rozmawiać,wiem o tym.Przepraszam.
Błękitnooki patrzy prosto w moje szare oczy oczekując najgorszego,prawdopodobnie myśli,że zaraz go uderzę lub zacznę się po nim wydzierać.Nie robię tego,podchodzę bliżej chłopaka i mocno go przytulam.
-To ja powinnam cię przeprosić-szepcze wprost do ucha blondyna.
Blondyn przytula mnie jeszcze mocniej do siebie po czym spogląda jeszcze raz na mnie nic nie mówiąc.
-Zniszczyłem wszystko co odbudowałem-mówi ledwo słyszalnym głosem.
-Dlatego spróbujemy to powoli odbudować-uśmiecham się do Peety.
-Dziękuję.
-Tak oto więc panna Katniss i pan Peeta nareszcie się pogodzili!Dziękujemy wszystkim za uwagę-mówi przez śmiech Johanna.
Wszyscy patrzymy się na nią ze zdziwieniem
-Przepraszam was wszystkich ale muszę znaleźć Effie-wtrąca Haymitch.
-Idziemy razem z tobą-zwraca się do niego Johanna.
-Nie,wolę załatwić to sam.
-Nie ma mowy pijaku-mówi poirytowana Mason.
-Coś ty powiedziała?
-To co słyszałeś,jedziemy z tobą i koniec.
Haymitch burczy coś pod nosem i pokazuje ręką żebyśmy poszli za nim.
Mama została sama w domu,nie miałam najmniejszej ochoty z nią teraz rozmawiać ani ją ze sobą zabierać.Boli mnie to,że zostawiła mnie samą na tyle miesięcy.Nie jestem w stanie z nią teraz rozmawiać,mogłabym znowu zacząć płakać lub zacząć ją wyzywać jaką to jest okropną matką.
Całą czwórką idziemy do poduszkowca.Siadam koło Johanna i zapinam pasy bezpieczeństwa.
Przez całą drogę do Kapitolu unikam rozmowy z Peetą.Jestem wściekła na samą siebie za to jak zareagowałam na jego atak,powinnam rzeczywiście poinformować o tym wszystkich a nie uciekać do lasu i chować się razem z Galem w drewnianej chatce przez miesiąc.Jak mogłam być tak głupia i zostawić go z błyszczącymi wspomnieniami.Przecież to nie jest jego wina co zrobił z nim Kapitol.
Po 20 minutach drogi wchodzimy do 40 piętrowego bloku mieszkalnego,w środku panuje istny chaos kolorów.Jest tu ich tak dużo,że całkowicie tracę orientację.Na suficie wisi ogromny 5 metrowy żyrandol z migoczącymi lampkami,które rażą na wszystkich w oczy.Wchodzimy do windy i jedziemy na 9 piętro.
Wychodzimy i kierujemy się do mieszkania matki Effie.Haymitch nerwowo naciska kilka razy dzwonek dopóki nie otworzyła nam starsza kobieta.Ma około 60 lat,na twarzy ma ogromną ilość makijażu,która mogłaby być wykorzystana do wymalowania około 5 osób, kręcone rude włosy sięgają jej do ramion.Ubrana jest w zieloną koszulę do połowy ramion z dużym dekoltem,czarne szerokie spodnie i zielone buty na wysokim obcasie.
-Dzień dobry w czym mogę państwu służyć?
-Dzień dobry czy zastaliśmy może Effie?
-A kto pyta jeśli mogę zapytać?
-Nazywam się Katniss,to jest Johanna,Peeta i Haymitch.
Na dźwięk imienia Haymitch,uśmiech z twarzy starszej kobiety znika natychmiastowo,bierze zamach i trzaska drzwiami.Zdenerwowany Haymitch zaczyna naciskać nerwowo na dzwonek i bić pięścią o drzwi.
Po kilku chwilach kobieta ponownie otwiera nam drzwi po czym rozbija dzbanek na głowie naszego byłego mentora.Oszołomiony kiwa się na wszystkie strony i nie potrafi nic powiedzieć.Idzie kilka kroków do tyłu i opiera się o ścianę by utrzymać równowagę.
-Ałaaaa!Co pani do diabła wyprawia,chce pani mnie zabić?!-warczy Haymitch.
-To co zrobiłeś mojej córce jest niewybaczalne.
-Co takiego?-pyta Johanna.
-Nienawidzę cię za to co jej zrobiłeś!Jeszcze masz czelność tutaj przyjeżdżać?Wynoś się stąd.
-Ja nic nie zrobiłem Effie,ja chce z nią tylko porozmawiać.
-Wynoście się stąd wszyscy bo wezwę policję!
-Ale panno Trinket- zwraca się do niej Peeta.
-Czy ja mówię niewyraźnie?Wynoście się z mojego domu!
-Mamo-krzyczy zza kobiety Effie.
-Effie,proszę cię ja chcę z tobą tylko porozmawiać.
-Do jasnej cholery ty skończony pijaku wynoś się stąd!-krzyczy na niego wściekła kobieta.
-Mamo proszę,pozwól im wejść to są moi przyjaciele.
- Co takiego?Ty tego skończonego łajdaka nazywasz przyjacielem?
-Mamo proszę uspokój się.
-Rób już jak uważasz,ale jeszcze raz przyjdziesz mi do mojego domu z płaczem to nie ręczę za siebie.
-Effie,co się stało?
-Może najpierw wejdziecie do środka.
Wchodzimy powoli do domu matki Effie.Na samym środku ogromnego mieszkania stoi kilkumetrowe akwarium w,którym pływa mnóstwo różnych gatunków ryb.Ściany pomieszczenia mienią się różnymi odcieniami koloru brzoskwiniowego na,których wiszą obrazy z panoramą miast.Z lewej strony znajdują się piękne,metalowe,czarne,kręcone schody ze zdobieniami prowadzące na górę.
Może napijecie się czegoś lub coś zjecie?Mam bardzo dobre ciasto i sok porzeczkowy.
-Z miłą chęcią Effie.
-Już wam przynoszę.
Po chwili wychodzi z kuchni i podaje nam duży kawałek sernika i sok porzeczkowy po czym podchodzi do mnie.
-Katniss, jak dobrze cię widzieć!-mówi z uśmiechem na twarzy, w między czasie całując mnie w oba policzki.
-Mnie ciebie też-odwzajemniam jej uśmiech.
Siadamy na czarnej skórzanej kanapie.
-Effie?-pyta podenerwowany Haymitch.
-Ty nic nie zrozumiałeś z tej kartki,którą ci napisałam i zostawiłam na stoliku w sypialni?
-Ja..no-jąka się.
Effie wzdycha i bierze głęboki oddech.
-Powiedz w końcu do jasnej cholery-Johanna nie wytrzymuje.
-Jestem w ciąży.
-To już wiem ale z kim?
-Z Haymitchem
Johanna krztusi się sokiem porzeczkowym po czym wypluwa go na śnieżnobiały dywan.Peeta zamiera w bezruchu a ja cicho się śmieję.Naprawdę nie pomyślałabym,że Effie z Haymitchem może być w ciąży.Dawno mnie tak nikt nie zaskoczył i,że Haymitch może być z Effie.
-Johanna ten dywan kosztował majątek!
-A ja omal nie dostałam przez was zawału!Jak to z nim?
-Wiesz jak trudno doprać taki śnieżnobiały dywan?
-Dobra,dobra panno Trinket odkupię ci ten cholerny dywan-mówi z irytacją w głosie.
-Który to miesiąc?-pytam.
-Jestem w trzecim miesiącu ciąży.
-Gratuluję-mówi ciepło Peeta.
-Ale jak to z nim?-Johanna wybucha śmiechem i spada na podłogę.
-Dziękuję,tak jakoś wyszło.Przepraszam was,że was tak zostawiłam ale bałam się wam to powiedzieć a w szczególności Haymitchowi.A ty panno Mason co wyprawiasz?Nasi sąsiedzi pomyślą,że jesteśmy jakimiś dzikusami.
Mason nie reaguje tylko nadal turla się po podłodze próbując powstrzymać się od śmiechu.
-Dlaczego mi od razu tego nie powiedziałaś?
-Ty myślisz,że to było dla mnie łatwe?Ja też byłam w ogromnym szoku jak się dowiedziałam.
-A ja??Myślisz,że nie jestem w szoku?
-Przepraszam was moi drodzy.Muszę porozmawiać z nim w cztery oczy.
-Dobrze,to poczekamy.
Effie prowadzi Haymitcha do drugiego pokoju.Johanna nie wytrzymuje i idzie za nimi i podgląda ich przez dziurę od klucza.
-Kłócą się teraz.
-Johanna daj im spokój.
-Ciii mi tam,jedzcie ten sernik i nie gadajcie.
Spoglądam na Peete a on na mnie,zaczynamy cicho chichotać.
-Ooo całują się-Johanna naciska klamkę drzwi i wkracza do pokoju.
-Nie mogłam przepuścić takiej okazji-wybucha śmiechem.
-Zwariowałaś?
-Dobra gołąbeczki ale musiałam to zobaczyć,ja lepiej już pójdę.
Dumna Johanna przychodzi do nas i siada na kanapie.Niedługo po niej wracają do nas Effie z Haymitchem,siadają obok nas i dokańczamy jedzenie pysznego ciasta.Następnie Effie informuje nas,że postanowiła wrócić do 12 i zamieszkać razem z Haymitchem.
Potem wszyscy pomagamy Effie pozbierać ,,kilka'' jej pudeł z butami i ubraniami.Gdy weszłam do jej starego pokoju dostałam oczopląsu.Po całym pomieszczeniu walają się buty we wszystkich możliwych wzorach i kolorach.Nigdy w życiu nie widziałam,żeby jedna osoba miała ich aż tyle. Zabieramy większość pudeł i wnosimy je do poduszkowca i lecimy z powrotem do dwunastki.
Kieruję się prosto do swojego domu,nie obracam się za siebie,ponieważ wiem,że Peeta cały czas na mnie patrzy,wiem,że czeka na mnie,żebym z nim porozmawiała ale czeka mnie jeszcze poważna rozmowa z moją mamą.Postaram się szybko z nią porozmawiać a potem zajrzę do Peety.
Wchodzę cicho do swojego domu.Ściągam kurtkę i kładę ją na wieszaku następnie ściągam zaśnieżone buty i kładę je równo obok kaloryfera.Wchodzę do kuchni i widzę mamę przeglądającą gazetę.
-Cześć kochanie.
-Cześć.
-Jesteś może głodna?Zrobiłam gulasz,wyszedł mi całkiem nieźle.
-Nie dziękuję nie jestem głodna.
-Ależ nalegam,żebyś coś zjadła.
-Mamo przestań,nie jestem głodna.Lepiej mi powiedz co spowodowało twój przyjazd.
-Musiałam się z tobą zobaczyć.Kiedy Haymitch zadzwonił do mnie i powiedział,że zaginęłaś rzuciłam wszystko i przyjechałam tutaj.
-Dopiero teraz zaczęło ci na mnie zależeć?
-Kochanie,jesteś moją córką,nigdy nie przestanie mi na tobie zależeć.Kocham cię najmocniej na świecie.
-To dlaczego wyjechałaś i zostawiłaś mnie tu samą?!-krzyczę.
-Myślałam,że nie chcesz mnie widzieć,praktycznie ze sobą nie rozmawiałyśmy.Wydawało mi się to wtedy najlepszym rozwiązaniem.
-To się myliłaś,brakowało mi ciebie.A ty miałaś mnie gdzieś przez tyle miesięcy.Dopiero teraz obudziło się w tobie sumienie?Co z ciebie za matka.
Z policzków mamy zaczynają płynąć strumienie łez,których nie chce w żaden sposób zamaskować.
- Przepraszam kochanie.
-Zwykłe przepraszam nie wystarczy mamo,nie rozumiesz,że przez ten cały czas mi ciebie brakowało?Zostałam całkowicie sama a ty pojechałaś bez słowa pożegnania.
-Nie wiedziałam co robić.Nie mogłam tutaj zostać.
-A ty co myślisz,że ja mogłam?-krzyczę na nią.
-Katniss ja tak bardzo cię przepraszam,wybacz mi.
-Przepraszam nic nie zmieni!-krzyczę.
W mojej głowie rodzi się coś na kształt współczucia.Nadal jestem zła na nią,że zostawiła mnie tutaj całkiem samą ale z jednej strony jest mi jej trochę jej teraz żal i cieszę się,że zrozumiała swój błąd i przyjechała tutaj.Musiałam jej wszystko powiedzieć co czuję,ponieważ bym nie wytrzymała dusząc to wszystko w sobie.Mam nadzieję,że nasze relacje będą teraz lepsze i nie zostawi mnie po raz kolejny samą.Po raz kolejny odzyskałam dawną matkę.
-Cieszę się,że przyjechałaś.
-Co?-ociera łzy z policzków.
-Cieszę się,że przyjechałaś-powtarzam wyraźnie.
Mama wstaje z krzesła i mnie przytula.Obejmuję ją rękami i przytulam się do niej mocno.
-Kocham cię mamo.
-Ja ciebie też kochanie.
Proszę mamę o nałożenie gulaszu do miski,ona odpowiada mi szczerym uśmiechem i robi to o co ją proszę.
Kiedy kończę jeść gulasz dziękuję mamie za dobry obiad i za to,że postanowiła przyjechać.Później idę na górę zmienić ubranie i wziąć prysznic.Przez cały czas myślę co mogłabym powiedzieć Peecie.Jak bardzo go przepraszam za swoje zachowanie i jaka jestem zła na siebie za to,że go zostawiłam.Nie potrafię wymyślić sensownego wytłumaczenia ale postanawiam,że jeszcze dzisiaj pójdę do jego domu.Gdy już się umyłam i ubrałam schodzę z powrotem na dół,ubieram kurtkę i buty i udaję się prosto do domu Peety.
Przechodzę kilka metrów przez zaśnieżoną drogę i już jestem przed domem blondyna.Wchodzę po schodach i kilka razy naciskam na dzwonek.
niedziela, 25 października 2015
Rozdział 7.Gale
Witajcie!Dziś kolejny rozdział,wybaczcie mi,że nie dodałam go wcześniej ale nie mam ostatnio czasu na nic.Z góry przepraszam za błędy.
Zapraszam was serdecznie do czytania i komentowania.Każdy wasz komentarz i opinia są dla mnie bardzo ważne.
Zbiegam przerażona po schodach i wbiegam do salonu gdzie widzę zapaloną lampkę.
Rozglądam się po pomieszczeniu i dostrzegam w prawym rogu Peetę,który trzyma w prawej ręce zakrwawiony nóż.Z jego dłoni leje się krew,która kapie na drewnianą podłogę.
Podchodzę do niego i przyklękam obok,dotykam jego dłoni i mówię
-Peeta dlaczego to zrobiłeś?-pytam blondyna przerażona.
Nie odpowiada tylko skupia swój wzrok na suficie.
-Peeta proszę odpowiedz mi co ci się stało,dlaczego się pociąłeś,chodź opatrzę ci ręce.-mówię przerażona i próbuję ponownie dotknąć zakrwawionych dłoni chłopaka.
Blondyn wstaje i patrzy na mnie przestraszony swoimi błękitnymi oczami,które wyglądają inaczej niż te w,których zawszę się zatapiałam.
Chcę go przytulić ale on z całej siły popycha mnie na ścianę
-Nienawidzę cię ty zmieszańcu!-krzyczy na mnie.
Uderzam plecami o ścianę i nieruchomieję w miejscu.
-Zabiłaś moich rodziców!Teraz i mnie chcesz zabić!
-Co ty mówisz Peeta,ja ich nie zabiłam oni zginęli w bombardowaniu.
-To twoja wina,ty ich zabiłaś!
-Nie możesz tak mówić,kocham cię a ty mnie,ja nigdy nie zrobię ci krzywdy.
-Kłamiesz,jesteś pier******m potworem!Nienawidzę cię,ty wszystko zniszczyłaś!
-Nie mów tak kocham cię i nigdy nie zrobiłam ci krzywdy.
-Nigdy cię nie kochałem!Jesteś nędznym potworem,spier****j stąd.
-Peeta.
-Zamknij się potworze!Zabiję cię jeżeli się do mnie zbliżysz!-wrzeszczy.
-Peeta...
-Zabiję cię słyszysz?-krzyczy i rzuca się na mnie.
Chwyta mnie za ramiona i uderza mną o ścianę,padam na twarz a on kopie mnie kilka razy w brzuch.
-Nienawidzę cię!-wrzeszczy na całe gardło.
Obraca się w stronę okna i podchodzi do niego,chwyta się drewnianego parapetu tak mocno,że niemal go łamie.Ja leżę na zimnej podłodze i próbuję powoli wstać.Nie potrafię nic powiedzieć,zaczynam płakać z bólu.Kiedy po paru minutach udaje mi się wstać wybiegam najszybciej jak potrafię w salonu,biorę kurtkę i uciekam.Wybiegam z domu i biegnę tam gdzie poniosły mnie nogi,do lasu,który zawsze był moim schronieniem przed światem..Przechodzę przez pozostałości po dawnym murze i biegnę ile mam sił.Mimo okropnego bólu brzucha,staram się uciec jak najdalej od blondyna.
Postanawiam się zatrzymać dopiero po kilometrze biegu,staję przy wysokim drzewie i opieram się o niego.Próbuję uspokoić oddech i kucam obok drzewa.Opieram głowę o pień i zakrywam załzawione oczy.
Nie potrafię się uspokoić,przez całe moje ciało przechodzą dreszcze,wybucham jeszcze większym płaczem.
Do moich uszu docierają odgłosy watahy dzikich psów,które są już niedaleko mnie.Nim zdążyłam zareagować one są już przy mnie.Jedyne co widzę to wygłodniałe pyski pełne ostrych zębów.
Budzę się prawdopodobnie wczesnym rankiem,nie wiem gdzie obecnie teraz się znajduję.Czuję pod sobą delikatny materac,moje ciało okrywa ciepły, gruby,zielony koc.Dotykam swojego czoła i czuję,że mam na nim dość sporą ilość bandaży.Dostrzegam,że na moich dłoniach znajduję się ich również spora ilość.
Rozglądam się nerwowo po drewnianym pokoju i niemal uderzam w czyjąś głowę.
-Hej Kotna.
-Co ty tutaj robisz?-podskakuję przerażona na łóżku.
-Znalazłem cię.
-Dlaczego ja tu jestem?!-krzyczę.
-Zmarzłabyś,dlatego cię tutaj zabrałem.
-Ale jak ty się tutaj znalazłeś?
-Przyjechałem,zobaczyłem cię pod tym drzewem i zabrałem cię tutaj.
-Ale...
-Kiedy wyjechaliście z Kapitolu to ja również wyjechałem,chciałem jeszcze raz z tobą porozmawiać i cię przeprosić.Potem zobaczyłem jak wybiegałaś z domu a potem te zdziczałe psy cię dopadły.Dobrze,że cię znalazłem.
-Jak je odpędziłeś?
-Znalazłem twój łuk w drzewie.
Kompletnie o nim zapomniałam przez wczorajsze wydarzenia.Byłam tak przerażona atakiem Peety,że nawet nie pomyślałam o niebezpieczeństwie i o tym,że mój łuk jest kilka kroków ode mnie,jestem skończoną idiotką.
-Błyszczące wspomnienia wróciły-mówię ledwo słyszalnym głosem podpierając się rękami na delikatnej powierzchni materaca.
-Co?
-Peeta chciał mnie zabić,błyszczące wspomnienia wróciły on oszalał.
-To było nieuniknione,one w każdej chwili mogą wrócić Kotna.
-Jakbym nie wiedziała!-krzyczę na chłopaka.
-Uspokój się-szepcze podając mi kubek ciepłej herbaty.
Nic mu nie odpowiadam,nadal nie mam ochoty z nim rozmawiać po tym co zrobił.Po co on tutaj przyjechał?
Dlaczego mnie uratował przed wygłodniałymi psami i zabrał mnie do tej chaty?
Wszystkie myśli plączą mi się w głowie,która boli mnie niemiłosiernie,na dodatek mam pogryzione ręce i otłuczone dłonie i nogi.Przez dobre 4 godziny Gale siedział przy mnie i obserwował każdy choćby najmniejszy mój ruch.Ciągle wypytując mnie czy czegoś potrzebuję i jak się czuję.Przez ten czas starałam się nie myśleć o Peecie co sprawiało mi ogromną trudność,bo kiedy tylko przypomniałam sobie o chłopaku do moich oczu zaczynały napływać łzy.Gale zauważył to natychmiastowo,próbował mnie pocieszać choć ja tłumaczyłam łzy bólem brzucha i głowy.Po kilku godzinach postanowił coś upolować ja zostałam sama w tej niedużej 3 pokojowej chatce.Może na serio źle go oceniłam,przecież on był moim najlepszym przyjacielem,może też próbował zapomnieć o całej wojnie i wrócić do normalności.Teraz gdy się mną opiekuję zaczynam przeczuwać,że może Gale'owi może zależeć na mnie.
Mijają kolejne dni,które wyglądają praktycznie tak samo.Codziennie budzę się wczesnym rankiem razem z Galem i robimy śniadanie,następnie szykujemy się na polowanie.Polujemy zazwyczaj na jelenie lub króliki,czasami zdarzy się nam również zapolować na indyki.Po udanych łowach wracamy do chaty i przyrządzamy z nich obiad i kolację.Resztę dnia spędzamy sprzątając,spacerując po lesie i oglądając telewizję.Z czasem razem z Galem powoli zaczęliśmy się dogadywać tak jak kiedyś,może nie aż tak ale widać znaczną poprawę w stosunkach między nami.Nadal nie jestem pewna do jego szczerości,dlatego nie poruszam przy nim wszystkich męczących mnie pytań.
Pewnego wieczoru,kiedy uciekliśmy do domu przed wygłodniałym niedźwiedziem spytałam go co robił w Kapitolu,wyjaśnił mi,że wezwała go Paylor by został jej prywatnym ochroniarzem,odmówił jej co bardzo jej się nie spodobało,chciała go wrzucić do więzienia lecz nie miała nic przeciwko niemu.Ale kiedy dowiedziałam się od niego co było prawdziwym powodem wezwania do Kapitolu dostałam ogromnego szoku.Kiedy Paylor wyrzuciła Gale'a za drzwi podsłuchał jej rozmowę z doradcami.Krzyczała po nich,że mają się mnie pozbyć oraz Peety.Kazała im mnie śledzić kiedy szłam do łazienki po wywiadzie,powiedziała im ,że muszę cierpieć za to,że ostatnie igrzyska się nie odbyły,ponieważ to wszystko przeze mnie i przez Peetę,co jest oczywiście zwykłym kłamstwem.Gale dowiedział się od ludzi Paylor,że przez ostatnie miesiące dzieje się z nią coś niedobrego.Krzyczy i wyzywa swoich podwładnych bez powodu i wrzuca ich do więzienia.Dostaje ataków histerii i nic nie pomaga jej się uspokoić,na dodatek jest bardzo agresywna i ostatnio prawie zabiła swoją osobistą sekretarkę,gdyby nie wkroczyli jej ochroniarze.
Ta wiadomość mną wstrząsnęła,przeczuwałam,że z Paylor dzieje się coś niedobrego ale tego się nie spodziewałam.Muszę na siebie uważać.
Parę tygodni później.
Po miesiącu postanawiam razem z Galem iść do miasta by odwiedzić jego dziewczynę.
Jest to szczupła długowłosa blondynka o dużych zielonych oczach.Ma piękne duże usta i proste sięgające do połowy pleców włosy.Znam tą dziewczynę,chodziła razem ze mną do klasy,ma na imię Judy.Jeszcze zanim pojechałam na igrzyska rozmawiałyśmy ze sobą,głownie o interesach,ponieważ pochodziła z lepszej rodziny
dlatego mogła pozwolić sobie na kupno mięsa z jelenia czy też kilku indyków parę razy w tygodniu,które upolowaliśmy z Gale'm.Rzadko z nim rozmawiała,kiedy już miała się do nas odezwać to rozmawiała ze mną,było po niej widać,że się go wstydziła.
Wychodzimy z drewnianej chaty i kierujemy się w stronę miasta.
Po kilku dobrych minutach nie wytrzymuję i pytam bruneta.
-Jak to z wami jest?
-Co niby?
-No kiedy zaczęliście się spotykać,jak ją znalazłeś.
-Po wojnie kiedy wyjechałem do 2 zobaczyłem ją w parku niedaleko mojego domu,postanowiłem do niej podejść i z nią chwilę porozmawiać.
-Ile już jesteście ze sobą?
- Jakieś chyba 4 miesiące,nie wiem jakoś nigdy nie przywiązywałem do tego wagi.
-Rozumiem.
Na tym nasza rozmowa się kończy,nie chcę być wścibska i wtrącać się w nie swoje sprawy.Gdyby Gale chciał mi coś więcej powiedzieć to zrobiłby to.
Idziemy pod nowo otwartą kawiarnię o nazwie ,,Sweet'',siadamy na ławeczce obok niej i oczekujemy na przyjście Judy.Gale powiedział mi,że kawiarnię otworzył kuzyn Peety niecałe 2 tygodnie temu i jest bardzo często odwiedzana.Czekamy na dziewczynę około 10 minut,kiedy już do nas przychodzi na jej twarzy pojawia się szeroki i szczery uśmiech.Ubrana jest w czarny,elegancki płaszcz sięgający jej do połowy uda,na szyi ma zawieszony gruby,czerwony szalik.Na stopach ubrane ma wysokie buty w kolorze ciemno szarym,sięgające jej przed kolana.
Witają się czule po czym ściskam i lekko uśmiecham się do wybranki Gale'a
-Cześć Katniss
-Cześć Judy
-Miło mi cię znów widzieć.
-Mi ciebie również,myślałam,że nie żyjesz.
-Nie było by mnie teraz gdyby nie Gale-całuje Gale'a w policzek.
Uśmiecham się do nich.Ktoś podbiega do mnie z lewej strony i szarpie mnie za ramię.
-Co ty sobie wyobrażasz?-krzyczy pijany Abernathy.
-Co?!!-krzyczę zdezorientowana.
-Myśleliśmy,że nie żyjesz,dlaczego uciekłaś?
-On chciał mnie zabić!-wybucham
-To wszystko przez te cholerne wspomnienia Katniss,to nie jest jego wina!- wrzeszczy na mnie Johanna.
-Nazwał mnie mordercą i chciał mnie zabić-wybucham płaczem.
-Katniss...
-Gdyby nie Gale,na pewno bym już nie żyła.
-On był przez cały miesiąc na leczeniu,przez ten cały czas był w szpitalu i mówił ciągle o tobie.Pytał gdzie jesteś i dlaczego cię przy nim nie ma a ja nigdy nie mogłem mu powiedzieć prawdy skarbie.To nie jego wina!
Patrzę karcącym spojrzeniem na pijanego Haymitcha,ponieważ nie rozumiem dlaczego on jest na mnie taki wściekły,przecież ja nic nie zrobiłam złego.Czy on w ogóle wie co stało się tamtej nocy i co mnie spotkało?
-Ty idiotko jak mogłaś zostawić go samego!
-Ogłuchłaś?!On chciał mnie zabić!
-Mogłaś nam o tym powiedzieć!A nie znikać na cały miesiąc.Martwiliśmy się o ciebie ciemna maso,co ty sobie wyobrażałaś.Myśleliśmy,że coś ci się stało.
Czy ja mówię do nich niewyraźnie,nie mogłam zostać w domu,Peeta jest nieobliczalny,mógł zrobić mi krzywdę albo na dodatek mnie zabić.Każdy na moim miejscu zrobiłby to samo bez żadnego zastanowienia,więc niech ci idioci skończą po mnie krzyczeć i niech zajmą się swoimi własnymi sprawami.
Po 30 minutach sprzeczek między mną a Johanną ,Haymitch namówił mnie na krótkie odwiedziny w domu Peety dlatego iż podobno za mną bardzo tęskni i chce mnie zobaczyć,chociaż kiedy widziałam go po raz ostatni chciał mnie zabić.Gale razem z Judy poszli na romantyczną kolację,za wszelką cenę próbowali iść z nami do domu Peety lecz kazałam im zostać,ponieważ nie chciałabym ich mieszać w swoje prywatne sprawy a chciałam żeby cieszyli się wspólną kolacją. Kiedy już jesteśmy niedaleko domu Peety, Aberntahy postanawia jeszcze zajrzeć do swojego domu i powiadomić Effie,że nic mi nie jest i ,że żyję,ponieważ przez cały miesiąc okropnie się o mnie martwiła i cały czas błagała go,żeby poszedł mnie szukać.Po upływie kilku sekund trzaska drzwiami i wybiega z domu jak poparzony z kartką papieru w dłoni.
-Widziałaś Effie jak wychodziła?-pyta zdyszany Mason.
-Nie.
-Effie!!Zobacz co ta wariatka napisała-podaje mi kartkę papieru.
,,Haymitch !''
,,Nie mogłam tego dłużej znieść,próbowałam ci o tym powiedzieć ale nic do ciebie nie docierało a na dodatek się bałam.Wyjeżdżam, nie szukaj mnie,może kiedyś spotkamy się razem we troje''
-Co to ma do cholery być?
W głowie krążą mi tysiące myśli,ale obstawiam jedną,Effie może być w ciąży.
Tylko z kim,no na pewno nie z Haymitchem,to byłoby niemożliwe i niewyobrażalne.Ktoś musi być ojcem dziecka tylko kto.Nie bez powodu napisałaby taką kartkę i nie wspominałaby,że spotkają się razem we troje.Podaję kartkę mentorowi i odchodzę od niego parę kroków.
Były mentor ponownie do mnie podchodzi i patrzy na mnie wyczekującym wzrokiem.
-O co jej chodzi?
-Ona może być w ciąży!-nie wytrzymuję i krzyczę na mężczyznę.
-Co takiego?
-Nie rozumiesz?Ona jest w ciąży!-krzyczy Johanna oglądając kartkę.
Haymitch odchodzi ode mnie parę kroków,chwyta się za głowę i klnie pod nosem.
Patrzę na niego i zastanawiam się dlaczego on tak zareagował,może on wie coś czego ja nie wiem.
Może wie kto może być ojcem dziecka Effie ale dlaczego zareagował tak gwałtownie?
Wchodzę razem z Haymitchem oraz Johanną do domu Peety .W środku panuje idealna cisza a w powietrzu unosi się woń pieczonego chleba.Ściągamy buty i kurtki i idziemy do salonu,przy oknie stoi Peeta,przez ten miesiąc zmienił się,schudł parę kilogramów,jego skóra stała się o wiele bledsza a włosy są w okropnym nieładzie.Podchodzimy do sofy i siadamy na niej,blondyn obraca się w naszą stronę i nie odzywa się,skupia swój wzrok na ciemno pomarańczowej ścianie salonu.
-Ty żyjesz-mówi cicho.
Spuszczam wzrok z chłopaka,przypominam sobie tą noc,kiedy jego wspomnienia wróciły,gdy mnie uderzył i oskarżył o zabicie swoich rodziców.Nie mam w sobie na tyle odwagi by spojrzeć chłopakowi w oczy.Mimo tego,że minął już miesiąc i Peeta przeszedł terapię nie potrafię.
-Chyba musicie sobie coś wyjaśnić-mówi donośnym głosem Johanna.
-Nic nie musimy sobie wyjaśniać-prycham.
Do pokoju wchodzi osoba,którą widziałam ostatni raz ponad pół roku temu,kiedy wchodziła do taksówki i nawet się ze mną nie pożegnała.Teraz wygląda inaczej,przytyła kilka kilogramów,ma teraz krótsze włosy i pomalowane usta.Na jej twarzy nie widać już takiego zmęczenia jak kiedyś,gdybym jej nie znała nie poznałabym jej.
Zapraszam was serdecznie do czytania i komentowania.Każdy wasz komentarz i opinia są dla mnie bardzo ważne.
Zbiegam przerażona po schodach i wbiegam do salonu gdzie widzę zapaloną lampkę.
Rozglądam się po pomieszczeniu i dostrzegam w prawym rogu Peetę,który trzyma w prawej ręce zakrwawiony nóż.Z jego dłoni leje się krew,która kapie na drewnianą podłogę.
Podchodzę do niego i przyklękam obok,dotykam jego dłoni i mówię
-Peeta dlaczego to zrobiłeś?-pytam blondyna przerażona.
Nie odpowiada tylko skupia swój wzrok na suficie.
-Peeta proszę odpowiedz mi co ci się stało,dlaczego się pociąłeś,chodź opatrzę ci ręce.-mówię przerażona i próbuję ponownie dotknąć zakrwawionych dłoni chłopaka.
Blondyn wstaje i patrzy na mnie przestraszony swoimi błękitnymi oczami,które wyglądają inaczej niż te w,których zawszę się zatapiałam.
Chcę go przytulić ale on z całej siły popycha mnie na ścianę
-Nienawidzę cię ty zmieszańcu!-krzyczy na mnie.
Uderzam plecami o ścianę i nieruchomieję w miejscu.
-Zabiłaś moich rodziców!Teraz i mnie chcesz zabić!
-Co ty mówisz Peeta,ja ich nie zabiłam oni zginęli w bombardowaniu.
-To twoja wina,ty ich zabiłaś!
-Nie możesz tak mówić,kocham cię a ty mnie,ja nigdy nie zrobię ci krzywdy.
-Kłamiesz,jesteś pier******m potworem!Nienawidzę cię,ty wszystko zniszczyłaś!
-Nie mów tak kocham cię i nigdy nie zrobiłam ci krzywdy.
-Nigdy cię nie kochałem!Jesteś nędznym potworem,spier****j stąd.
-Peeta.
-Zamknij się potworze!Zabiję cię jeżeli się do mnie zbliżysz!-wrzeszczy.
-Peeta...
-Zabiję cię słyszysz?-krzyczy i rzuca się na mnie.
Chwyta mnie za ramiona i uderza mną o ścianę,padam na twarz a on kopie mnie kilka razy w brzuch.
-Nienawidzę cię!-wrzeszczy na całe gardło.
Obraca się w stronę okna i podchodzi do niego,chwyta się drewnianego parapetu tak mocno,że niemal go łamie.Ja leżę na zimnej podłodze i próbuję powoli wstać.Nie potrafię nic powiedzieć,zaczynam płakać z bólu.Kiedy po paru minutach udaje mi się wstać wybiegam najszybciej jak potrafię w salonu,biorę kurtkę i uciekam.Wybiegam z domu i biegnę tam gdzie poniosły mnie nogi,do lasu,który zawsze był moim schronieniem przed światem..Przechodzę przez pozostałości po dawnym murze i biegnę ile mam sił.Mimo okropnego bólu brzucha,staram się uciec jak najdalej od blondyna.
Postanawiam się zatrzymać dopiero po kilometrze biegu,staję przy wysokim drzewie i opieram się o niego.Próbuję uspokoić oddech i kucam obok drzewa.Opieram głowę o pień i zakrywam załzawione oczy.
Nie potrafię się uspokoić,przez całe moje ciało przechodzą dreszcze,wybucham jeszcze większym płaczem.
Do moich uszu docierają odgłosy watahy dzikich psów,które są już niedaleko mnie.Nim zdążyłam zareagować one są już przy mnie.Jedyne co widzę to wygłodniałe pyski pełne ostrych zębów.
Budzę się prawdopodobnie wczesnym rankiem,nie wiem gdzie obecnie teraz się znajduję.Czuję pod sobą delikatny materac,moje ciało okrywa ciepły, gruby,zielony koc.Dotykam swojego czoła i czuję,że mam na nim dość sporą ilość bandaży.Dostrzegam,że na moich dłoniach znajduję się ich również spora ilość.
Rozglądam się nerwowo po drewnianym pokoju i niemal uderzam w czyjąś głowę.
-Hej Kotna.
-Co ty tutaj robisz?-podskakuję przerażona na łóżku.
-Znalazłem cię.
-Dlaczego ja tu jestem?!-krzyczę.
-Zmarzłabyś,dlatego cię tutaj zabrałem.
-Ale jak ty się tutaj znalazłeś?
-Przyjechałem,zobaczyłem cię pod tym drzewem i zabrałem cię tutaj.
-Ale...
-Kiedy wyjechaliście z Kapitolu to ja również wyjechałem,chciałem jeszcze raz z tobą porozmawiać i cię przeprosić.Potem zobaczyłem jak wybiegałaś z domu a potem te zdziczałe psy cię dopadły.Dobrze,że cię znalazłem.
-Jak je odpędziłeś?
-Znalazłem twój łuk w drzewie.
Kompletnie o nim zapomniałam przez wczorajsze wydarzenia.Byłam tak przerażona atakiem Peety,że nawet nie pomyślałam o niebezpieczeństwie i o tym,że mój łuk jest kilka kroków ode mnie,jestem skończoną idiotką.
-Błyszczące wspomnienia wróciły-mówię ledwo słyszalnym głosem podpierając się rękami na delikatnej powierzchni materaca.
-Co?
-Peeta chciał mnie zabić,błyszczące wspomnienia wróciły on oszalał.
-To było nieuniknione,one w każdej chwili mogą wrócić Kotna.
-Jakbym nie wiedziała!-krzyczę na chłopaka.
-Uspokój się-szepcze podając mi kubek ciepłej herbaty.
Nic mu nie odpowiadam,nadal nie mam ochoty z nim rozmawiać po tym co zrobił.Po co on tutaj przyjechał?
Dlaczego mnie uratował przed wygłodniałymi psami i zabrał mnie do tej chaty?
Wszystkie myśli plączą mi się w głowie,która boli mnie niemiłosiernie,na dodatek mam pogryzione ręce i otłuczone dłonie i nogi.Przez dobre 4 godziny Gale siedział przy mnie i obserwował każdy choćby najmniejszy mój ruch.Ciągle wypytując mnie czy czegoś potrzebuję i jak się czuję.Przez ten czas starałam się nie myśleć o Peecie co sprawiało mi ogromną trudność,bo kiedy tylko przypomniałam sobie o chłopaku do moich oczu zaczynały napływać łzy.Gale zauważył to natychmiastowo,próbował mnie pocieszać choć ja tłumaczyłam łzy bólem brzucha i głowy.Po kilku godzinach postanowił coś upolować ja zostałam sama w tej niedużej 3 pokojowej chatce.Może na serio źle go oceniłam,przecież on był moim najlepszym przyjacielem,może też próbował zapomnieć o całej wojnie i wrócić do normalności.Teraz gdy się mną opiekuję zaczynam przeczuwać,że może Gale'owi może zależeć na mnie.
Mijają kolejne dni,które wyglądają praktycznie tak samo.Codziennie budzę się wczesnym rankiem razem z Galem i robimy śniadanie,następnie szykujemy się na polowanie.Polujemy zazwyczaj na jelenie lub króliki,czasami zdarzy się nam również zapolować na indyki.Po udanych łowach wracamy do chaty i przyrządzamy z nich obiad i kolację.Resztę dnia spędzamy sprzątając,spacerując po lesie i oglądając telewizję.Z czasem razem z Galem powoli zaczęliśmy się dogadywać tak jak kiedyś,może nie aż tak ale widać znaczną poprawę w stosunkach między nami.Nadal nie jestem pewna do jego szczerości,dlatego nie poruszam przy nim wszystkich męczących mnie pytań.
Pewnego wieczoru,kiedy uciekliśmy do domu przed wygłodniałym niedźwiedziem spytałam go co robił w Kapitolu,wyjaśnił mi,że wezwała go Paylor by został jej prywatnym ochroniarzem,odmówił jej co bardzo jej się nie spodobało,chciała go wrzucić do więzienia lecz nie miała nic przeciwko niemu.Ale kiedy dowiedziałam się od niego co było prawdziwym powodem wezwania do Kapitolu dostałam ogromnego szoku.Kiedy Paylor wyrzuciła Gale'a za drzwi podsłuchał jej rozmowę z doradcami.Krzyczała po nich,że mają się mnie pozbyć oraz Peety.Kazała im mnie śledzić kiedy szłam do łazienki po wywiadzie,powiedziała im ,że muszę cierpieć za to,że ostatnie igrzyska się nie odbyły,ponieważ to wszystko przeze mnie i przez Peetę,co jest oczywiście zwykłym kłamstwem.Gale dowiedział się od ludzi Paylor,że przez ostatnie miesiące dzieje się z nią coś niedobrego.Krzyczy i wyzywa swoich podwładnych bez powodu i wrzuca ich do więzienia.Dostaje ataków histerii i nic nie pomaga jej się uspokoić,na dodatek jest bardzo agresywna i ostatnio prawie zabiła swoją osobistą sekretarkę,gdyby nie wkroczyli jej ochroniarze.
Ta wiadomość mną wstrząsnęła,przeczuwałam,że z Paylor dzieje się coś niedobrego ale tego się nie spodziewałam.Muszę na siebie uważać.
Parę tygodni później.
Po miesiącu postanawiam razem z Galem iść do miasta by odwiedzić jego dziewczynę.
Jest to szczupła długowłosa blondynka o dużych zielonych oczach.Ma piękne duże usta i proste sięgające do połowy pleców włosy.Znam tą dziewczynę,chodziła razem ze mną do klasy,ma na imię Judy.Jeszcze zanim pojechałam na igrzyska rozmawiałyśmy ze sobą,głownie o interesach,ponieważ pochodziła z lepszej rodziny
dlatego mogła pozwolić sobie na kupno mięsa z jelenia czy też kilku indyków parę razy w tygodniu,które upolowaliśmy z Gale'm.Rzadko z nim rozmawiała,kiedy już miała się do nas odezwać to rozmawiała ze mną,było po niej widać,że się go wstydziła.
Wychodzimy z drewnianej chaty i kierujemy się w stronę miasta.
Po kilku dobrych minutach nie wytrzymuję i pytam bruneta.
-Jak to z wami jest?
-Co niby?
-No kiedy zaczęliście się spotykać,jak ją znalazłeś.
-Po wojnie kiedy wyjechałem do 2 zobaczyłem ją w parku niedaleko mojego domu,postanowiłem do niej podejść i z nią chwilę porozmawiać.
-Ile już jesteście ze sobą?
- Jakieś chyba 4 miesiące,nie wiem jakoś nigdy nie przywiązywałem do tego wagi.
-Rozumiem.
Na tym nasza rozmowa się kończy,nie chcę być wścibska i wtrącać się w nie swoje sprawy.Gdyby Gale chciał mi coś więcej powiedzieć to zrobiłby to.
Idziemy pod nowo otwartą kawiarnię o nazwie ,,Sweet'',siadamy na ławeczce obok niej i oczekujemy na przyjście Judy.Gale powiedział mi,że kawiarnię otworzył kuzyn Peety niecałe 2 tygodnie temu i jest bardzo często odwiedzana.Czekamy na dziewczynę około 10 minut,kiedy już do nas przychodzi na jej twarzy pojawia się szeroki i szczery uśmiech.Ubrana jest w czarny,elegancki płaszcz sięgający jej do połowy uda,na szyi ma zawieszony gruby,czerwony szalik.Na stopach ubrane ma wysokie buty w kolorze ciemno szarym,sięgające jej przed kolana.
Witają się czule po czym ściskam i lekko uśmiecham się do wybranki Gale'a
-Cześć Katniss
-Cześć Judy
-Miło mi cię znów widzieć.
-Mi ciebie również,myślałam,że nie żyjesz.
-Nie było by mnie teraz gdyby nie Gale-całuje Gale'a w policzek.
Uśmiecham się do nich.Ktoś podbiega do mnie z lewej strony i szarpie mnie za ramię.
-Co ty sobie wyobrażasz?-krzyczy pijany Abernathy.
-Co?!!-krzyczę zdezorientowana.
-Myśleliśmy,że nie żyjesz,dlaczego uciekłaś?
-On chciał mnie zabić!-wybucham
-To wszystko przez te cholerne wspomnienia Katniss,to nie jest jego wina!- wrzeszczy na mnie Johanna.
-Nazwał mnie mordercą i chciał mnie zabić-wybucham płaczem.
-Katniss...
-Gdyby nie Gale,na pewno bym już nie żyła.
-On był przez cały miesiąc na leczeniu,przez ten cały czas był w szpitalu i mówił ciągle o tobie.Pytał gdzie jesteś i dlaczego cię przy nim nie ma a ja nigdy nie mogłem mu powiedzieć prawdy skarbie.To nie jego wina!
Patrzę karcącym spojrzeniem na pijanego Haymitcha,ponieważ nie rozumiem dlaczego on jest na mnie taki wściekły,przecież ja nic nie zrobiłam złego.Czy on w ogóle wie co stało się tamtej nocy i co mnie spotkało?
-Ty idiotko jak mogłaś zostawić go samego!
-Ogłuchłaś?!On chciał mnie zabić!
-Mogłaś nam o tym powiedzieć!A nie znikać na cały miesiąc.Martwiliśmy się o ciebie ciemna maso,co ty sobie wyobrażałaś.Myśleliśmy,że coś ci się stało.
Czy ja mówię do nich niewyraźnie,nie mogłam zostać w domu,Peeta jest nieobliczalny,mógł zrobić mi krzywdę albo na dodatek mnie zabić.Każdy na moim miejscu zrobiłby to samo bez żadnego zastanowienia,więc niech ci idioci skończą po mnie krzyczeć i niech zajmą się swoimi własnymi sprawami.
Po 30 minutach sprzeczek między mną a Johanną ,Haymitch namówił mnie na krótkie odwiedziny w domu Peety dlatego iż podobno za mną bardzo tęskni i chce mnie zobaczyć,chociaż kiedy widziałam go po raz ostatni chciał mnie zabić.Gale razem z Judy poszli na romantyczną kolację,za wszelką cenę próbowali iść z nami do domu Peety lecz kazałam im zostać,ponieważ nie chciałabym ich mieszać w swoje prywatne sprawy a chciałam żeby cieszyli się wspólną kolacją. Kiedy już jesteśmy niedaleko domu Peety, Aberntahy postanawia jeszcze zajrzeć do swojego domu i powiadomić Effie,że nic mi nie jest i ,że żyję,ponieważ przez cały miesiąc okropnie się o mnie martwiła i cały czas błagała go,żeby poszedł mnie szukać.Po upływie kilku sekund trzaska drzwiami i wybiega z domu jak poparzony z kartką papieru w dłoni.
-Widziałaś Effie jak wychodziła?-pyta zdyszany Mason.
-Nie.
-Effie!!Zobacz co ta wariatka napisała-podaje mi kartkę papieru.
,,Haymitch !''
,,Nie mogłam tego dłużej znieść,próbowałam ci o tym powiedzieć ale nic do ciebie nie docierało a na dodatek się bałam.Wyjeżdżam, nie szukaj mnie,może kiedyś spotkamy się razem we troje''
-Co to ma do cholery być?
W głowie krążą mi tysiące myśli,ale obstawiam jedną,Effie może być w ciąży.
Tylko z kim,no na pewno nie z Haymitchem,to byłoby niemożliwe i niewyobrażalne.Ktoś musi być ojcem dziecka tylko kto.Nie bez powodu napisałaby taką kartkę i nie wspominałaby,że spotkają się razem we troje.Podaję kartkę mentorowi i odchodzę od niego parę kroków.
Były mentor ponownie do mnie podchodzi i patrzy na mnie wyczekującym wzrokiem.
-O co jej chodzi?
-Ona może być w ciąży!-nie wytrzymuję i krzyczę na mężczyznę.
-Co takiego?
-Nie rozumiesz?Ona jest w ciąży!-krzyczy Johanna oglądając kartkę.
Haymitch odchodzi ode mnie parę kroków,chwyta się za głowę i klnie pod nosem.
Patrzę na niego i zastanawiam się dlaczego on tak zareagował,może on wie coś czego ja nie wiem.
Może wie kto może być ojcem dziecka Effie ale dlaczego zareagował tak gwałtownie?
Wchodzę razem z Haymitchem oraz Johanną do domu Peety .W środku panuje idealna cisza a w powietrzu unosi się woń pieczonego chleba.Ściągamy buty i kurtki i idziemy do salonu,przy oknie stoi Peeta,przez ten miesiąc zmienił się,schudł parę kilogramów,jego skóra stała się o wiele bledsza a włosy są w okropnym nieładzie.Podchodzimy do sofy i siadamy na niej,blondyn obraca się w naszą stronę i nie odzywa się,skupia swój wzrok na ciemno pomarańczowej ścianie salonu.
-Ty żyjesz-mówi cicho.
Spuszczam wzrok z chłopaka,przypominam sobie tą noc,kiedy jego wspomnienia wróciły,gdy mnie uderzył i oskarżył o zabicie swoich rodziców.Nie mam w sobie na tyle odwagi by spojrzeć chłopakowi w oczy.Mimo tego,że minął już miesiąc i Peeta przeszedł terapię nie potrafię.
-Chyba musicie sobie coś wyjaśnić-mówi donośnym głosem Johanna.
-Nic nie musimy sobie wyjaśniać-prycham.
Do pokoju wchodzi osoba,którą widziałam ostatni raz ponad pół roku temu,kiedy wchodziła do taksówki i nawet się ze mną nie pożegnała.Teraz wygląda inaczej,przytyła kilka kilogramów,ma teraz krótsze włosy i pomalowane usta.Na jej twarzy nie widać już takiego zmęczenia jak kiedyś,gdybym jej nie znała nie poznałabym jej.
środa, 14 października 2015
Rozdział 6.Trudna rozmowa.
Witam was serdecznie!Dziś kolejny rozdział!Przepraszam,że tak długo nie dodawałam kolejnego rozdziału ale cierpię na totalny brak czasu i nie mam kiedy pisać kolejnych.Życzę wam miłego czytania i z góry przepraszam na błędy ortograficzne i nie tylko.Nie jestem żadną wybitną blogerką,niestety nie potrafię pisać jak wspaniała Suzanne Collins,wybaczcie mi moje błędy,postaram się je naprawić.Nawet w szkole nasza pani od polskiego nie potrafi nas niczego nauczyć tak na marginesie to my kompletnie nic nie robimy xD.
Czekam na wasze komentarze.Mam nadzieję,że rozdział wam się spodoba.
Pozdrawiam Aaliyah Hunger Games <3.
-Co?!-krzyczę.
-Dziś będziecie mieli wywiad z Caesarem,jedziemy do Kapitolu.
-Co takiego?!-wrzeszczy Johanna.
-Kto ma mieć ten niby wywiad?-pyta głośno Peeta
-My wszyscy,ja,ty,Katniss i Johanna.
-Ja nie mam zamiaru nigdzie jechać-prycham.
-To nie ja o tym decyduję skarbie tylko Paylor.
-Nigdzie nie pojadę!
-Poduszkowiec już leci więc się zbieraj.
-Nie rozumiesz?Ja nie mam zamiaru jechać do tego durnego Kapitolu!!-wrzeszczę.
Wybiegam z kuchni i biegnę do sypialni,zamykam drzwi na klucz i rzucam się na łóżko.
Nienawidzę Kapitolu,już na samą myśl robi mi się niedobrze.Nie dość,że wszyscy wyglądają i zachowują się
jak skończeni idioci to to miejsce kojarzy mi się głównie ze Snowem i śmiercią Prim.Gdy tylko pomyśle o o niej widzę ją jako płonącą pochodnię.Kapitol to ostatnie miejsce w które chciałabym się udać.Co tym razem Paylor wymyśliła?I po co każe nam udzielać wywiadu?Moje przemyślenia przerywają uderzenia do drzwi mojej sypialni.
-Katniss otwórz drzwi!-mówi Peeta uderzając ręką o drzwi .
-Nie!Nigdzie nie jadę!-odkrzykuję.
-Proszę otwórz drzwi.
-Nie mam zamiaru!
-Otwórz te cholerne drzwi!
-Sam sobie je otwórz a najlepiej idź stąd!
-Myślisz,że ja chce tam jechać?Zrobimy to co nam każe i wrócimy.
-Odczep się!Ja nie mam zamiaru.
-Otwórz drzwi.Katniss proszę,chcę tylko z tobą porozmawiać.
-Nie!
Peeta nie odpowiada,może zrezygnował z tej idiotycznej kłótni i postanowił jakoś przekonać Haymitcha,żebym nie musiała jechać do Kapitolu.Jednak mylę się,mimo protezy Peeta szybko wchodzi na balkon po drabinie i już na nim stoi.Otrzepuje spodnie z śniegu i patrzy ze zdziwieniem na mnie.
-Czego ty chcesz?-burczę.
-Otwórz drzwi proszę .
-Nie mam zamiaru.
-Paylor chce tylko,żebyśmy udzielili wywiadu i tyle.Ludzie chcą tylko wiedzieć jak się trzymamy po tym wszystkim.Będziemy tam tylko jeden dzień.
-A co mnie to obchodzi?
-Katniss proszę otwórz te drzwi-pokazuje palcem na drzwi balkonowe.
-A co niby będę z tego miała?Jak sam się tu wspiąłeś to możesz jeszcze zejść.
Peeta obraca się plecami i próbuje zejść po drabinie.
W moim duchu pojawiają się wyrzuty sumienia dlatego postanawiam otworzyć mu drzwi.Nie wytrzymała bym tego gdyby Peecie się coś stało gdyby schodził po tej drabinie.
Zanim wchodzi do sypialni ja otwieram drzwi sypialni i schodzę z powrotem na dół do kuchni.
Po długich namowach Haymitcha postanowiłam jednak polecieć do tego nieszczęsnego Kapitolu by udzielić
wywiadu.Nie wiem czemu ten wywiad ma służyć,on wspominał o tym,że Kapitolończycy chcą wiedzieć
co u mnie,jak sobie radzę w życiu po śmierci siostry i z kim jestem aktualnie w ,,związku''.
Dobija mnie fakt,że ludzi interesują takie rzeczy jak moje prywatne życie.Najchętniej zostałabym
w domu a nie leciała tutaj i słuchała jakichś bzdetów.Życie w Kapitolu nigdy
by mi nie odpowiadało,męczyła bym się tutaj,musiałabym ubierać się w te dziwaczne stroje i gadać
z tym idiotycznym akcentem.
Po godzinie przylatuje po nas poduszkowiec,niechętnie wchodzę do niego i siadam obok Peety i Johanny.
Nie włączam się do dyskusji,nie mam na nią najmniejszej ochoty.Cały czas patrzę przez okno i oglądam widoki.Przelatujemy nad dystryktami,które zmieniły się nie do poznania,nie widać w nich żadnego śladu po wojnie.Nie ma tu już żadnych ogrodzeń,murów ani pozostałości po zburzonych domach.Jest za to pełno pięknych lasów,nowych budynków,mieniących się przeróżnymi kolorami,jest też o wiele więcej łąk na których pasą się krowy.Przed domami widzę gromadki dzieci bawiących się,kilka metrów od nich widzę prawdopodobnie ich rodziców,którzy śmieją się i bacznie ich obserwują.W pewnym sensie jestem z tego zadowolona,ponieważ cieszę się,że nie zostało śladu po tym kiedy była wojna,ograniczyło to przykre wspomnienia.
Przy wejściu czeka na nas uradowana Effie,niemal podskakuje z radości.Ubrała się w czerwoną bufiastą sukienkę na niej ma zarzucony bardzo eleganckie czarne bolerko.Effie zmieniła się przez te kilka miesięcy,wygląda na to,że odrobinę przytyła i nie nakłada już na siebie tak ogromnej ilości makijażu jak kiedyś.
-Miło mi was widzieć kochani,stęskniłam się za wami!
-My za tobą też Effie-przytulam się do Effie.
-Tak pięknie wyglądacie,no może poza tobą-wskazuje głową Haymitcha.
-Jak zawsze miła-prycha.
-Lepiej chodźcie bo się spóźnimy-pośpiesza nas.
Idziemy za Effie długimi korytarzami mieniącymi się przeróżnymi kolorami,od najjaśniejszych po najciemniejsze,na ścianach wiszą przeróżne obrazy przedstawiające wszystkie dystrykty oraz nowe Panem,przykuły one uwagę Peety,dlatego zatrzymywał się przy każdym obrazie co spowalniało nasz marsz.
Jak na tak drobną kobietę na dodatek na tak wysokich obcasach bardzo szybko się porusza,pokonuje kolejne metry w kilka sekund kiedy my wleczemy się powoli po schodach.Effie twierdzi,że przez ostatnie 2 miesiące dużo przytyła i postanawia więcej się ruszać by zrzucić zbędne kilogramy.
Prowadzi nas do sali na 3 piętrze w,której będziemy przygotowani do wywiadu.
Gdy do niej wchodzimy światło razi mnie po oczach,dopiero po kilkudziesięciu sekundach widzę w miarę wyraźnie.Sala w,której się znajdujemy jest jasno pomarańczowa,jest tu pełno czerwonych skórzanych foteli i kanap.Na ścianach wiszą wielkie fotografie z dziwnymi ubraniami w,które są ubrani mężczyźni i kobiety.W rogach sali znajdują się stoliki z lustrami na których leżą tysiące kosmetyków,szczotek i grzebieni.
Kiedy już wszyscy przekroczyliśmy próg sali witają nas Flavius,Octavia i Venia.
Po ich grymasach na twarzy widzę,że nie są zachwyceni naszym wyglądem.
-Twoje brwi -piszczy z charakterystycznym akcentem Venia.
-Kiedy ty ostatni raz się malowałaś?-skrzeczy Flavius zwracając się do Johanny.
- Spójrz w lustro dziwaku!
-Co takiego?
-Dobrze słyszysz,spójrz w lustro wyglądasz jak idiota.
-Jak ty możesz tak mówić,to ostatni krzyk mody.
-Chyba głupoty.
-Ohh nie kłóćcie się-wtrąca się Effie.
-Lepiej zabierzmy się do pracy bo mamy niewiele czasu musimy coś zrobić,żeby wyglądali normalnie.
-Jak zrobisz ze mnie takiego dziwaka jak ty to obiecuję,że osobiście cię zabiję.
Przez kolejne 30 minut siedzę obok wściekłej Johanny kiedy Flavius razem z swoją asystentką nas malują.
Staram się słuchać rad Flaviusa na temat malowania się co idzie mi z ogromnym trudem,ponieważ cały czas myślę o tym by jak najszybciej wrócić do dwunastego dystryktu.Po zrobieniu makijażu idziemy do garderoby by się ubrać.Octavia przynosi mi jedną z sukienek zaprojektowanych przez Cinnę.Kiedy tylko usłyszałam,że podchodzi od niego wiedziałam,że na pewno mi się spodoba.Sukienka jest klasyczna i bardzo elegancka.Sięga mi do kostek, i jest w kolorze ciemno zielonym,na biodrach znajduje się czarny pasek z złotą klamrą.Do kompletu są czarne szpilki na niedużym obcasie.
Kiedy już jestem ubrana do sali wchodzi Paylor wraz ze swoimi asystentami,podchodzi do nas i wita się z nami.
-Witam was wszystkich!
-Witamy.....panią....prezydent-cedzi przez zęby Johanna.
-Jak minęła wam podróż?
-Po co kazałaś nam tu przyjechać?-prycham
-Chciałam tylko wiedzieć jak się trzymacie.
-Jak widzisz żyjemy.
-Widzę,ale nie tylko ja chciałam ale cały Kapitol.
-No i ?-irytuje się Johanna.
-Powiem wam tak,ludzie bardzo chcą was zobaczyć,chcą wiedzieć dlaczego nie mieszkacie tutaj i jakie są tego powody i przeróżne inne sprawy a ja będąc prezydentem pragnę spełniać potrzeby ludzi-mówi dumnym głosem Paylor.
-To przecież bez sensu!-skrzeczy Johanna.
-Nie myślałabym tak panno Mason,ludzie za wami szaleją dlatego was tu wezwałam.Jesteście gwiazdami.
Po zakończonej rozmowie Paylor żegna się z nami,wymienia parę zdań z Haymitchem i wychodzi.
10 minut później.
Caesar Flickerman dziarsko wchodzi na scenę.Wygląda tak samo jak podczas mojego pierwszego wywiadu
,ten sam galowy strój,ciemnogranatowy,upstrzony tysiącem maleńkich,elektrycznych żaróweczek migoczących niczym gwiazdy.Pod warstwą idealnie białego podkładu widać tą samą twarz.
Pierwszą osobą,która będzie rozmawiać z Caesarem będzie Haymitch,jak zwykle ,,czarujący'' cytując wypowiedź Effie.
Każda odpowiedź na pytanie kończy się gadaniną o ulubionych i nie ulubionych trunkach.
Po Haymitchu na scenę weszła Johanna,również jak zwykle miła i urocza. Ubrana w bardzo krótką czarną koronkową sukienkę.Bez krytyki i o obelg w stronę Kapitolu nie mogło się obejść.Zakpiła również ze Snowa i Coin co bardzo mi się spodobało,obraziła także Caesara i jego idiotyczny wygląd lecz ten obrócił to wszystko w żart i wybrnął z tej niezręcznej sytuacji
-Powitajmy serdecznie następnych i najbardziej wyczekiwanych gości Peete Mellarka i dziewczynę igrającą z ogniem czyli Katniss Everdeen.
Na widowni rozlega się ogromny hałas,ludzie klaszczą,piszczą i wykrzykują nasze imiona.
Wchodzimy razem z Peetą na scenę,witamy się z Caesarem i siadamy obok siebie na kanapie.
-Miło mi ponownie was widzieć.
-Nam również.
-Jak minęła wam podróż do Kapitolu ?
-Nie narzekamy.
-My wszyscy a przede wszystkim ja cieszymy się,że mogliście tutaj przybyć na to krótkie spotkanie.Mieszkańcy Kapitolu bardzo się za wami stęsknili dlatego chcieliby wiedzieć jak sobie radzicie po wojnie,czy próbowaliście wrócić do normalnego życia i jak wam się to udaje.
-Caesarze po tym co przeżyliśmy wszyscy nigdy nie wrócimy do dawnego życia przed igrzyskami,ta cała wojna zmieniła nas wszystkich,z wielkim trudem próbujemy być tacy jak kiedyś.
-To było nieuniknione,że to co się stało zmieni nas wszystkich.
-Nie przeżyłeś tego co my-mówię donośnym głosem.
-Nie chciałem was tym urazić,że nie wiem jak przeżyliście wojnę.Bardzo was za to przepraszam.
-Niech ci będzie.
-Droga Katniss czy mogę zadać ci bardzo osobiste pytanie?
-Jeśli musisz.
-Co czułaś,kiedy widziałaś jak twoja siostra umiera a ty w żaden sposób nie mogłaś jej pomóc?
-Tego nie da się opisać w żaden sposób,kiedy na nią patrzyłam czułam się jakbym ja umierała a nie ona.
Czułam okropny ból w swoim sercu i do tej pory go czuję ponieważ nie mogłam jej w żaden sposób pomóc.-do moich oczy zaczynają napływać łzy.
-Ona zasługiwała na to by żyć w tym lepszym świecie a nie ja,była zbyt młoda,zbyt łagodna.
Ciepłe łzy spływają po moich policzkach.
-Bardzo mi przykro z tego powodu,bardzo kochałaś swoją siostrę a ja nie powinienem o to pytać Katniss.
Przytulam się do piersi blondyna.
-Zadaj im normalne pytania!-krzyczy mężczyzna z widowni.
- A więc Peeta,planujesz ponownie pracować w piekarni?
-Póki co nie zamierzam,aktualnie zajmuję się swoimi prywatnymi sprawami,ale zapewne kiedyś znów będę pracował.
-To świetnie!Pytałem wielu osób o twoje wypieki i wszyscy je bardzo zachwalali.Peeta jest utalentowanym piekarzem prawda??!-zwraca się do publiczności.
Publiczność zaczyna klaskać i tryskać entuzjazmem.
Przez następne 10 minut Caesar próbuje wyciągnąć ze mnie i z Peety informacje o tym czy jesteśmy razem.Razem próbowaliśmy wymijać te pytania by uniknąć kolejnego skandalu i paparazzi przed naszymi domami.Po zakończonym wywiadzie Caesar dziękuje nam za przybycie i za wspólnie spędzony czas.My również mu dziękujemy tylko,że nie tryskamy takim entuzjazmem jak on.Chwytam Peete za rękę i idziemy do wyjścia.Tam chwilę rozmawiamy z Effie,Haymitchem i Johanną.Postanawiam iść do toalety aby zmyć makijaż,informuję o tym Peetę i idę w kierunku toalet.
Podchodzę bliżej drzwi i zderzam się z jakimś wysokim mężczyzną.
-Przep....-podnoszę głowę do góry i niemal dostaję zawału.
Tym mężczyzną jest właśnie Gale.
-Hej Kotna!
Patrzę na niego spode łba i idę w przeciwnym kierunku.
-Ej zaczekaj.
Zaczynam biec przed siebie jak najdalej od tego potwora.Gale zaczyna za mną biec i powoli mnie dogania.
-Katniss poczekaj!
-Odwal się!
Skręcam w lewo ni zderzam się z Peetą,nie utrzymuję równowagi i spadam razem z nim na podłogę.Teraz leżę na Peecie,który jest w tak wielkim szoku,że nie może nic powiedzieć.
-Kotna!
Staje u progu drzwi i patrzy na nas z grymasem na twarzy.
-Przepraszam Peeta- wstaję z niego i pomagam mu wstać.
-Co tu się dzieje?-pyta zdezorientowany blondyn.
-On czegoś chce-pokazuję palcem na Gale'a
-Czego ty chcesz od Katniss?
-Nie twoja sprawa.
-Mi się wydaje,że chyba tak.
-Już ci powiedziałem,nie twoja sprawa i odwal się.
-Czego ty chcesz?
-Chcę tylko z tobą porozmawiać.
-Ja nie mam zamiaru.
-Proszę,to potrwa chwile.
-Nie!
-Kotna daj mi chociaż chwilę.
-Ogłuchłeś?Ona nie chce z tobą rozmawiać.
-Nie wtrącaj się kaleko!
-Zamknij się i nie mów tak do niego!
-To niech się nie wtrąca,ja tylko chce z tobą pogadać.
-Masz 5 minut i ani sekundy dłużej.
-Dobra,chodźmy tam gdzie nikt nas nie będzie podsłuchiwał-wskazuje głową na Peete.
-Katniss...
-Peeta za raz wrócę,obiecuję.
-Czekam na ciebie.
Całuję blondyna czule,odwracam się w stronę Gale'a a on spogląda na blondyna a potem na mnie.
Widzę w jego szarych oczach gniew i nienawiść.
Idę za Gale'm do pomieszczenia,które znajduje się na końcu korytarza.
-Cieszę się,że cię widzę.
-Ja akurat nie.Czego ty chcesz?
-Wytłumaczyć ci wszystko i cię przeprosić.
-Chcesz się wytłumaczyć?Że zabiłeś moją siostrę a gdy zostałam sama to wjechałeś i miałeś wszystko gdzieś.
-Kotna...
-Nie mam ochoty z tobą gadać!
-Myślisz,że mi było lekko?Nie miałem wyboru,musiałem wyjechać.
-Jak to nie miałeś wyboru?
-Nie mogłem zostać w dwunastce,nie dał bym rady.
-Ja też sobie nie dawałam rady,gdyby nie Peeta to nie wiem co było by ze mną teraz.Ty sobie po prostu wyjechałeś i olałeś mnie i wszystkich i zabiłeś niewinną Prim!-mówię przez łzy.
-To był wypadek Katniss,ja nie chciałem jej zabić.
-Morderca.
-Wybacz mi Kotna to nie była moja wina-chwyta mnie za rękę.
-Zostaw mnie!-szarpie się.
-Wybacz mi.Przepraszam się za wszystko,że cię zostawiłem,że Prim nie żyje.
-Co ty sobie wyobrażasz?Że jak tu przyjedziesz to będzie tak jak dawniej?Że ci wybaczę?
Nie wybaczę ci tego,że Prim zginęła przez ciebie.
-Wiem,że zniszczyłem wszystko,przepraszam,wiem,że nigdy mi tego nie wybaczysz.
Chciałbym odbudować,to co straciłem.Ciebie.
Gniew obejmuje mnie całą,kiedy na niego patrzę i słyszę co mówi.Miał mnie gdzieś przez tyle miesięcy i nagle odezwało się w nim sumienie?!To pewnie będzie jakiś podstęp,na pewno czegoś ode mnie oczekuje,tylko teraz udaje i mnie przeprasza,żebym mu uwierzyła w te brednie.Najchętniej uderzyłabym go w twarz i zostawiła.Nienawidzę go za to co zrobił.
-Proszę cię wybacz mi.
-Gale ja nigdy ci tego nie wybaczę,mogę jedynie cię tolerować-ostatnie słowo przychodzi mi z ogromną trudnością.
-Dla mnie to i tak dużo,dziękuję.
Patrzę na niego karcącym wzrokiem i wychodzę z pomieszczenia.
-Katniss wszystko dobrze?
-Nic nie jest dobrze!
-Katniss proszę powiedz mi o co chodzi,co chciał od ciebie Gale,dlaczego płaczesz?Co on ci zrobił?
-Chce,żebym mu wybaczyła-wybucham płaczem.
Peeta obejmuje mnie ramionami i przytula mocno do siebie,kładę głowę na jego piersi i próbuję się opanować.On wie,że teraz słowa nie są mi potrzebne.
-Proszę jedźmy już stąd,mam dość tego cholernego Kapitolu.
-Za chwilę przyleci po nas poduszkowiec-szepcze drażniąc moje ucho.
Za około 20 minut Haymitch przyszedł powiedzieć nam,że poduszkowiec już na nas czeka.
Szybko wchodzimy do niego i lecimy z powrotem do dwunastki,lecz w większym składzie.Effie stwierdziła,że stęskniła się za nami i chciałaby nas odwiedzić.Bez żadnego sprzeciwu zgodziła się mieszkać przez ten czas u Haymitcha,co zdziwiło nas wszystkich.Czyżby nasz były mentor i Effie doszli do porozumienia?
Po 2 godzinnym locie jesteśmy już w dwunastce.Razem z Peetą wychodzimy z poduszkowca najszybciej jak tylko potrafimy.Effie bez żadnego słowa sprzeciwu idzie do domu Haymitcha,natomiast zakochana Johanna idzie do Sama.Wchodzę do salonu i kładę się na kanapie,Peeta natomiast idzie do kuchni zrobić nam coś do jedzenia.Myślę cały czas o Gale'u,o tym co mi powiedział,że żałuje wszystkiego i chce wszystko naprawić,że chce odbudować nasze wspólne relacje i,że zrozumiał,że postąpił źle.Od wejścia do poduszkowca ta myśl nie daje mi spokoju.Z jednej strony brakuje mi go,kiedyś był moim najlepszym przyjacielem,mogłam z nim zawsze porozmawiać i rozumiał mnie ale z drugiej strony on jest nieobliczalny,przyczynił się do śmierci Prim,wyjechał do dwójki zostawiając mnie całkiem samą bez słowa pożegnania.Nie jestem pewna szczerości wypowiedzianych przez niego słów,może on chce się zemścić na mnie,że wybrałam Peetę a nie jego i chce bym mu zaufała a kiedy nie będę ostrożna coś mi zrobi lub Peecie?Jest też możliwość,że naprawdę zrozumiał swoje błędy i chce naprawić do co zepsuł.Sądzę,że on pragnie zemsty, on zawsze lubił się mścić na kimś,dlatego postaram się być ostrożna i powiedzieć o tym Peecie .
-Nadal myślisz o nim prawda?-wyrywa mnie z zamyślenia Peeta.
-Co?-pytam zdezorientowana.
-Pytam czy nadal myślisz o nim?
-Nadal?
-Od wejścia do poduszkowca byłaś nieobecna,z nikim nie rozmawiałaś tylko patrzyłaś w jeden punkt przez całą drogę,wiedziałem,że cały czas o nim myślisz,dlatego ci nie przeszkadzałem.
Peeta cały czas mnie czymś zaskakuje,tym,że zawsze wie co powiedzieć by nikogo nie urazić,potrafi zrobić różne rzeczy i na dodatek potrafi odgadnąć o tym co myśli.Może to było dla niego oczywistą sprawą a ja jakoś szczególnie nie próbowałam tego zamaskować.
-Aż tak dobrze mnie znasz?
-Po prostu wiem,że ty z Gale'm masz coś do załatwienia
-Co takiego?
-Katniss
-Ja nic do niego nie czuję Peeta,kocham tylko ciebie i zawszę będę cię kochać!
-Ale...-wstaję ze sofy i podchodzę do blondyna.Chwytam go za ręce i całuję namiętnie w usta.
-Możesz mnie tak częściej uciszać.
-Jak mogłeś pomyśleć,że kocham Gale'a?
-Łączyło was coś.
-To nawet nie była miłość,nigdy nic szczególnego do niego nie czułam Peeta.
-Proszę powiedz mi prawdę,chcę to wiedzieć.
-Nie.
-Boisz się,że jak powiesz mi prawdę to przestanę cię kochać?
Nie odpowiadam.
-Katniss wiesz co do ciebie czuję,kocham cię,ja tylko chcę wiedzieć prawdę.
-Ja nic do niego nie czuję,on zniszczył wszystko,chciałam o nim zapomnieć ale on się pojawił i zaczynał mnie przepraszać,mówił mi,że chce wszystko naprawić.
-Wierzysz mu?
-To jest zbyt trudne,ja nie mam pojęcia co mam o tym myśleć.Ale wydaje mi się,że on kłamie,on nie potrafi przepraszać a co ważniejsze wybaczać.
-Widziałem to po jego oczach jak na mnie spojrzał a potem na ciebie.Nigdy nie widziałem go takiego wściekłego.
-Nie wierz mu w nic co powie,on jest strasznie przebiegły.
-Dobrze -mówi całując mnie w czubek głowy.
-Kocham cię Peeta.
-Ja ciebie jeszcze bardziej.
Siada koło mnie na kanapie a ja wtulam się w jego szerokie,silne ramiona.
Zasypiam.
****************************Sen*******************************
Jestem na arenie,wokół mnie znajdują się wszyscy trybuci z 74 igrzysk.Widzę Cato,Glimmer,Clove,Marvela, Liszkę, Tresha i Rue.Patrzą na mnie nieobecnym wzrokiem,stojąc w miejscu.Podchodzę do Rue przyklękam obok niej i lekko się uśmiecham.Dziewczyna patrzy na mnie i odwdzięcza mi uśmiech po czym przeobraża się w zmieszańca,który próbował zabić mnie i Peetę na pierwszych igrzyskach.Patrzę na innych trybutów,którzy również przeobrażają się w wilcze zmieszańce.Uciekam ile mam sił w nogach,biegnę do lasu myśląc,że tam znajdę jakieś drzewo na,które mogłabym się wspiąć.Na moje nieszczęście nie ma tu żadnych drzew na,które mogłabym szybko wejść.Biegnę dalej nie oglądając się za siebie,przebiegam przez wielką błotnistą rzekę i tracę równowagę i przewracam się na lewy bok.
Z oddali słyszę wołanie Gale'a o pomoc i warczenie zmiechów lecz je ignoruję,wstaję i biegnę przed siebie.
Moim oczom ukazuję się róg obfitości do,którego biegnę bez zastanowienia.
Gdy już jestem przy nim widzę na nim klęczącego Peetę,który podaje mi ręce i wciąga mnie na górę,gdy zmieszańce już do niego dobiegają.Kiedy już jestem na górze ktoś uderza mnie w głowę i upadam na zimną powierzchnię konstrukcji. Ból przeszywa całe moje ciało.Rozglądam się i widzę jak Gale bije się z Peetą.Z nosa Peety leci strumień krwi a Gale bije go z całej siły w twarz po czym blondyn upada,Gale obraca się do mnie i zaczyna się śmiać. Patrzę na niego oraz na krwawiącego blondyna,Gale wyciąga nóż z kieszeni kurtki i wbija go w serce Peety.Chłopak po raz ostatni patrzy na mnie i wypowiada jedno słowo:Zawsze.
Próbuję wstać,lecz nie potrafię,nie mam w sobie siły.Zaczynam płakać i krztusić się własnymi łzami.Przez zapłakane oczy widzę jak Gale zrzuca ciało Peety z rogu wprost do paszcz wygłodniałych zmieszańców.Obraca się w moją stronę,podbiega do mnie i mówi szeptem do mojego ucha.
-Twój koszmar się skończył teraz jesteś bezpieczna.
Nie jestem w stanie się opanować. Moim ciałem wstrząsają dreszcze, łzy leją się strumieniem
Zaczynam szlochać i skakać po łóżku.Dopiero po chwili orientuje się,że nie ma przy mnie Peety.
Przerażona rozglądam się po pokoju lecz nigdzie go nie widzę.
Wstaję z łóżka i zapalam światło.Widzę ślady krwi na dywanie.
Przerażona zbiegam po schodach.
Czekam na wasze opinie!A co do tego wywiadu to zaspojleruję wam xD ( on miał tylko sprowadzić Katniss do Kapitolu nie chodziło w żadnym razie o to,że ludzie chcieli ich zobaczyć). Reszty dowiecie się w następnym poście.
#HungerGames#IgrzyskaŚmierci
Czekam na wasze komentarze.Mam nadzieję,że rozdział wam się spodoba.
Pozdrawiam Aaliyah Hunger Games <3.
-Co?!-krzyczę.
-Dziś będziecie mieli wywiad z Caesarem,jedziemy do Kapitolu.
-Co takiego?!-wrzeszczy Johanna.
-Kto ma mieć ten niby wywiad?-pyta głośno Peeta
-My wszyscy,ja,ty,Katniss i Johanna.
-Ja nie mam zamiaru nigdzie jechać-prycham.
-To nie ja o tym decyduję skarbie tylko Paylor.
-Nigdzie nie pojadę!
-Poduszkowiec już leci więc się zbieraj.
-Nie rozumiesz?Ja nie mam zamiaru jechać do tego durnego Kapitolu!!-wrzeszczę.
Wybiegam z kuchni i biegnę do sypialni,zamykam drzwi na klucz i rzucam się na łóżko.
Nienawidzę Kapitolu,już na samą myśl robi mi się niedobrze.Nie dość,że wszyscy wyglądają i zachowują się
jak skończeni idioci to to miejsce kojarzy mi się głównie ze Snowem i śmiercią Prim.Gdy tylko pomyśle o o niej widzę ją jako płonącą pochodnię.Kapitol to ostatnie miejsce w które chciałabym się udać.Co tym razem Paylor wymyśliła?I po co każe nam udzielać wywiadu?Moje przemyślenia przerywają uderzenia do drzwi mojej sypialni.
-Katniss otwórz drzwi!-mówi Peeta uderzając ręką o drzwi .
-Nie!Nigdzie nie jadę!-odkrzykuję.
-Proszę otwórz drzwi.
-Nie mam zamiaru!
-Otwórz te cholerne drzwi!
-Sam sobie je otwórz a najlepiej idź stąd!
-Myślisz,że ja chce tam jechać?Zrobimy to co nam każe i wrócimy.
-Odczep się!Ja nie mam zamiaru.
-Otwórz drzwi.Katniss proszę,chcę tylko z tobą porozmawiać.
-Nie!
Peeta nie odpowiada,może zrezygnował z tej idiotycznej kłótni i postanowił jakoś przekonać Haymitcha,żebym nie musiała jechać do Kapitolu.Jednak mylę się,mimo protezy Peeta szybko wchodzi na balkon po drabinie i już na nim stoi.Otrzepuje spodnie z śniegu i patrzy ze zdziwieniem na mnie.
-Czego ty chcesz?-burczę.
-Otwórz drzwi proszę .
-Nie mam zamiaru.
-Paylor chce tylko,żebyśmy udzielili wywiadu i tyle.Ludzie chcą tylko wiedzieć jak się trzymamy po tym wszystkim.Będziemy tam tylko jeden dzień.
-A co mnie to obchodzi?
-Katniss proszę otwórz te drzwi-pokazuje palcem na drzwi balkonowe.
-A co niby będę z tego miała?Jak sam się tu wspiąłeś to możesz jeszcze zejść.
Peeta obraca się plecami i próbuje zejść po drabinie.
W moim duchu pojawiają się wyrzuty sumienia dlatego postanawiam otworzyć mu drzwi.Nie wytrzymała bym tego gdyby Peecie się coś stało gdyby schodził po tej drabinie.
Zanim wchodzi do sypialni ja otwieram drzwi sypialni i schodzę z powrotem na dół do kuchni.
Po długich namowach Haymitcha postanowiłam jednak polecieć do tego nieszczęsnego Kapitolu by udzielić
wywiadu.Nie wiem czemu ten wywiad ma służyć,on wspominał o tym,że Kapitolończycy chcą wiedzieć
co u mnie,jak sobie radzę w życiu po śmierci siostry i z kim jestem aktualnie w ,,związku''.
Dobija mnie fakt,że ludzi interesują takie rzeczy jak moje prywatne życie.Najchętniej zostałabym
w domu a nie leciała tutaj i słuchała jakichś bzdetów.Życie w Kapitolu nigdy
by mi nie odpowiadało,męczyła bym się tutaj,musiałabym ubierać się w te dziwaczne stroje i gadać
z tym idiotycznym akcentem.
Po godzinie przylatuje po nas poduszkowiec,niechętnie wchodzę do niego i siadam obok Peety i Johanny.
Nie włączam się do dyskusji,nie mam na nią najmniejszej ochoty.Cały czas patrzę przez okno i oglądam widoki.Przelatujemy nad dystryktami,które zmieniły się nie do poznania,nie widać w nich żadnego śladu po wojnie.Nie ma tu już żadnych ogrodzeń,murów ani pozostałości po zburzonych domach.Jest za to pełno pięknych lasów,nowych budynków,mieniących się przeróżnymi kolorami,jest też o wiele więcej łąk na których pasą się krowy.Przed domami widzę gromadki dzieci bawiących się,kilka metrów od nich widzę prawdopodobnie ich rodziców,którzy śmieją się i bacznie ich obserwują.W pewnym sensie jestem z tego zadowolona,ponieważ cieszę się,że nie zostało śladu po tym kiedy była wojna,ograniczyło to przykre wspomnienia.
Przy wejściu czeka na nas uradowana Effie,niemal podskakuje z radości.Ubrała się w czerwoną bufiastą sukienkę na niej ma zarzucony bardzo eleganckie czarne bolerko.Effie zmieniła się przez te kilka miesięcy,wygląda na to,że odrobinę przytyła i nie nakłada już na siebie tak ogromnej ilości makijażu jak kiedyś.
-Miło mi was widzieć kochani,stęskniłam się za wami!
-My za tobą też Effie-przytulam się do Effie.
-Tak pięknie wyglądacie,no może poza tobą-wskazuje głową Haymitcha.
-Jak zawsze miła-prycha.
-Lepiej chodźcie bo się spóźnimy-pośpiesza nas.
Idziemy za Effie długimi korytarzami mieniącymi się przeróżnymi kolorami,od najjaśniejszych po najciemniejsze,na ścianach wiszą przeróżne obrazy przedstawiające wszystkie dystrykty oraz nowe Panem,przykuły one uwagę Peety,dlatego zatrzymywał się przy każdym obrazie co spowalniało nasz marsz.
Jak na tak drobną kobietę na dodatek na tak wysokich obcasach bardzo szybko się porusza,pokonuje kolejne metry w kilka sekund kiedy my wleczemy się powoli po schodach.Effie twierdzi,że przez ostatnie 2 miesiące dużo przytyła i postanawia więcej się ruszać by zrzucić zbędne kilogramy.
Prowadzi nas do sali na 3 piętrze w,której będziemy przygotowani do wywiadu.
Gdy do niej wchodzimy światło razi mnie po oczach,dopiero po kilkudziesięciu sekundach widzę w miarę wyraźnie.Sala w,której się znajdujemy jest jasno pomarańczowa,jest tu pełno czerwonych skórzanych foteli i kanap.Na ścianach wiszą wielkie fotografie z dziwnymi ubraniami w,które są ubrani mężczyźni i kobiety.W rogach sali znajdują się stoliki z lustrami na których leżą tysiące kosmetyków,szczotek i grzebieni.
Kiedy już wszyscy przekroczyliśmy próg sali witają nas Flavius,Octavia i Venia.
Po ich grymasach na twarzy widzę,że nie są zachwyceni naszym wyglądem.
-Twoje brwi -piszczy z charakterystycznym akcentem Venia.
-Kiedy ty ostatni raz się malowałaś?-skrzeczy Flavius zwracając się do Johanny.
- Spójrz w lustro dziwaku!
-Co takiego?
-Dobrze słyszysz,spójrz w lustro wyglądasz jak idiota.
-Jak ty możesz tak mówić,to ostatni krzyk mody.
-Chyba głupoty.
-Ohh nie kłóćcie się-wtrąca się Effie.
-Lepiej zabierzmy się do pracy bo mamy niewiele czasu musimy coś zrobić,żeby wyglądali normalnie.
-Jak zrobisz ze mnie takiego dziwaka jak ty to obiecuję,że osobiście cię zabiję.
Przez kolejne 30 minut siedzę obok wściekłej Johanny kiedy Flavius razem z swoją asystentką nas malują.
Staram się słuchać rad Flaviusa na temat malowania się co idzie mi z ogromnym trudem,ponieważ cały czas myślę o tym by jak najszybciej wrócić do dwunastego dystryktu.Po zrobieniu makijażu idziemy do garderoby by się ubrać.Octavia przynosi mi jedną z sukienek zaprojektowanych przez Cinnę.Kiedy tylko usłyszałam,że podchodzi od niego wiedziałam,że na pewno mi się spodoba.Sukienka jest klasyczna i bardzo elegancka.Sięga mi do kostek, i jest w kolorze ciemno zielonym,na biodrach znajduje się czarny pasek z złotą klamrą.Do kompletu są czarne szpilki na niedużym obcasie.
Kiedy już jestem ubrana do sali wchodzi Paylor wraz ze swoimi asystentami,podchodzi do nas i wita się z nami.
-Witam was wszystkich!
-Witamy.....panią....prezydent-cedzi przez zęby Johanna.
-Jak minęła wam podróż?
-Po co kazałaś nam tu przyjechać?-prycham
-Chciałam tylko wiedzieć jak się trzymacie.
-Jak widzisz żyjemy.
-Widzę,ale nie tylko ja chciałam ale cały Kapitol.
-No i ?-irytuje się Johanna.
-Powiem wam tak,ludzie bardzo chcą was zobaczyć,chcą wiedzieć dlaczego nie mieszkacie tutaj i jakie są tego powody i przeróżne inne sprawy a ja będąc prezydentem pragnę spełniać potrzeby ludzi-mówi dumnym głosem Paylor.
-To przecież bez sensu!-skrzeczy Johanna.
-Nie myślałabym tak panno Mason,ludzie za wami szaleją dlatego was tu wezwałam.Jesteście gwiazdami.
Po zakończonej rozmowie Paylor żegna się z nami,wymienia parę zdań z Haymitchem i wychodzi.
10 minut później.
Caesar Flickerman dziarsko wchodzi na scenę.Wygląda tak samo jak podczas mojego pierwszego wywiadu
,ten sam galowy strój,ciemnogranatowy,upstrzony tysiącem maleńkich,elektrycznych żaróweczek migoczących niczym gwiazdy.Pod warstwą idealnie białego podkładu widać tą samą twarz.
Pierwszą osobą,która będzie rozmawiać z Caesarem będzie Haymitch,jak zwykle ,,czarujący'' cytując wypowiedź Effie.
Każda odpowiedź na pytanie kończy się gadaniną o ulubionych i nie ulubionych trunkach.
Po Haymitchu na scenę weszła Johanna,również jak zwykle miła i urocza. Ubrana w bardzo krótką czarną koronkową sukienkę.Bez krytyki i o obelg w stronę Kapitolu nie mogło się obejść.Zakpiła również ze Snowa i Coin co bardzo mi się spodobało,obraziła także Caesara i jego idiotyczny wygląd lecz ten obrócił to wszystko w żart i wybrnął z tej niezręcznej sytuacji
-Powitajmy serdecznie następnych i najbardziej wyczekiwanych gości Peete Mellarka i dziewczynę igrającą z ogniem czyli Katniss Everdeen.
Na widowni rozlega się ogromny hałas,ludzie klaszczą,piszczą i wykrzykują nasze imiona.
Wchodzimy razem z Peetą na scenę,witamy się z Caesarem i siadamy obok siebie na kanapie.
-Miło mi ponownie was widzieć.
-Nam również.
-Jak minęła wam podróż do Kapitolu ?
-Nie narzekamy.
-My wszyscy a przede wszystkim ja cieszymy się,że mogliście tutaj przybyć na to krótkie spotkanie.Mieszkańcy Kapitolu bardzo się za wami stęsknili dlatego chcieliby wiedzieć jak sobie radzicie po wojnie,czy próbowaliście wrócić do normalnego życia i jak wam się to udaje.
-Caesarze po tym co przeżyliśmy wszyscy nigdy nie wrócimy do dawnego życia przed igrzyskami,ta cała wojna zmieniła nas wszystkich,z wielkim trudem próbujemy być tacy jak kiedyś.
-To było nieuniknione,że to co się stało zmieni nas wszystkich.
-Nie przeżyłeś tego co my-mówię donośnym głosem.
-Nie chciałem was tym urazić,że nie wiem jak przeżyliście wojnę.Bardzo was za to przepraszam.
-Niech ci będzie.
-Droga Katniss czy mogę zadać ci bardzo osobiste pytanie?
-Jeśli musisz.
-Co czułaś,kiedy widziałaś jak twoja siostra umiera a ty w żaden sposób nie mogłaś jej pomóc?
-Tego nie da się opisać w żaden sposób,kiedy na nią patrzyłam czułam się jakbym ja umierała a nie ona.
Czułam okropny ból w swoim sercu i do tej pory go czuję ponieważ nie mogłam jej w żaden sposób pomóc.-do moich oczy zaczynają napływać łzy.
-Ona zasługiwała na to by żyć w tym lepszym świecie a nie ja,była zbyt młoda,zbyt łagodna.
Ciepłe łzy spływają po moich policzkach.
-Bardzo mi przykro z tego powodu,bardzo kochałaś swoją siostrę a ja nie powinienem o to pytać Katniss.
Przytulam się do piersi blondyna.
-Zadaj im normalne pytania!-krzyczy mężczyzna z widowni.
- A więc Peeta,planujesz ponownie pracować w piekarni?
-Póki co nie zamierzam,aktualnie zajmuję się swoimi prywatnymi sprawami,ale zapewne kiedyś znów będę pracował.
-To świetnie!Pytałem wielu osób o twoje wypieki i wszyscy je bardzo zachwalali.Peeta jest utalentowanym piekarzem prawda??!-zwraca się do publiczności.
Publiczność zaczyna klaskać i tryskać entuzjazmem.
Przez następne 10 minut Caesar próbuje wyciągnąć ze mnie i z Peety informacje o tym czy jesteśmy razem.Razem próbowaliśmy wymijać te pytania by uniknąć kolejnego skandalu i paparazzi przed naszymi domami.Po zakończonym wywiadzie Caesar dziękuje nam za przybycie i za wspólnie spędzony czas.My również mu dziękujemy tylko,że nie tryskamy takim entuzjazmem jak on.Chwytam Peete za rękę i idziemy do wyjścia.Tam chwilę rozmawiamy z Effie,Haymitchem i Johanną.Postanawiam iść do toalety aby zmyć makijaż,informuję o tym Peetę i idę w kierunku toalet.
Podchodzę bliżej drzwi i zderzam się z jakimś wysokim mężczyzną.
-Przep....-podnoszę głowę do góry i niemal dostaję zawału.
Tym mężczyzną jest właśnie Gale.
-Hej Kotna!
Patrzę na niego spode łba i idę w przeciwnym kierunku.
-Ej zaczekaj.
Zaczynam biec przed siebie jak najdalej od tego potwora.Gale zaczyna za mną biec i powoli mnie dogania.
-Katniss poczekaj!
-Odwal się!
Skręcam w lewo ni zderzam się z Peetą,nie utrzymuję równowagi i spadam razem z nim na podłogę.Teraz leżę na Peecie,który jest w tak wielkim szoku,że nie może nic powiedzieć.
-Kotna!
Staje u progu drzwi i patrzy na nas z grymasem na twarzy.
-Przepraszam Peeta- wstaję z niego i pomagam mu wstać.
-Co tu się dzieje?-pyta zdezorientowany blondyn.
-On czegoś chce-pokazuję palcem na Gale'a
-Czego ty chcesz od Katniss?
-Nie twoja sprawa.
-Mi się wydaje,że chyba tak.
-Już ci powiedziałem,nie twoja sprawa i odwal się.
-Czego ty chcesz?
-Chcę tylko z tobą porozmawiać.
-Ja nie mam zamiaru.
-Proszę,to potrwa chwile.
-Nie!
-Kotna daj mi chociaż chwilę.
-Ogłuchłeś?Ona nie chce z tobą rozmawiać.
-Nie wtrącaj się kaleko!
-Zamknij się i nie mów tak do niego!
-To niech się nie wtrąca,ja tylko chce z tobą pogadać.
-Masz 5 minut i ani sekundy dłużej.
-Dobra,chodźmy tam gdzie nikt nas nie będzie podsłuchiwał-wskazuje głową na Peete.
-Katniss...
-Peeta za raz wrócę,obiecuję.
-Czekam na ciebie.
Całuję blondyna czule,odwracam się w stronę Gale'a a on spogląda na blondyna a potem na mnie.
Widzę w jego szarych oczach gniew i nienawiść.
Idę za Gale'm do pomieszczenia,które znajduje się na końcu korytarza.
-Cieszę się,że cię widzę.
-Ja akurat nie.Czego ty chcesz?
-Wytłumaczyć ci wszystko i cię przeprosić.
-Chcesz się wytłumaczyć?Że zabiłeś moją siostrę a gdy zostałam sama to wjechałeś i miałeś wszystko gdzieś.
-Kotna...
-Nie mam ochoty z tobą gadać!
-Myślisz,że mi było lekko?Nie miałem wyboru,musiałem wyjechać.
-Jak to nie miałeś wyboru?
-Nie mogłem zostać w dwunastce,nie dał bym rady.
-Ja też sobie nie dawałam rady,gdyby nie Peeta to nie wiem co było by ze mną teraz.Ty sobie po prostu wyjechałeś i olałeś mnie i wszystkich i zabiłeś niewinną Prim!-mówię przez łzy.
-To był wypadek Katniss,ja nie chciałem jej zabić.
-Morderca.
-Wybacz mi Kotna to nie była moja wina-chwyta mnie za rękę.
-Zostaw mnie!-szarpie się.
-Wybacz mi.Przepraszam się za wszystko,że cię zostawiłem,że Prim nie żyje.
-Co ty sobie wyobrażasz?Że jak tu przyjedziesz to będzie tak jak dawniej?Że ci wybaczę?
Nie wybaczę ci tego,że Prim zginęła przez ciebie.
-Wiem,że zniszczyłem wszystko,przepraszam,wiem,że nigdy mi tego nie wybaczysz.
Chciałbym odbudować,to co straciłem.Ciebie.
Gniew obejmuje mnie całą,kiedy na niego patrzę i słyszę co mówi.Miał mnie gdzieś przez tyle miesięcy i nagle odezwało się w nim sumienie?!To pewnie będzie jakiś podstęp,na pewno czegoś ode mnie oczekuje,tylko teraz udaje i mnie przeprasza,żebym mu uwierzyła w te brednie.Najchętniej uderzyłabym go w twarz i zostawiła.Nienawidzę go za to co zrobił.
-Proszę cię wybacz mi.
-Gale ja nigdy ci tego nie wybaczę,mogę jedynie cię tolerować-ostatnie słowo przychodzi mi z ogromną trudnością.
-Dla mnie to i tak dużo,dziękuję.
Patrzę na niego karcącym wzrokiem i wychodzę z pomieszczenia.
-Katniss wszystko dobrze?
-Nic nie jest dobrze!
-Katniss proszę powiedz mi o co chodzi,co chciał od ciebie Gale,dlaczego płaczesz?Co on ci zrobił?
-Chce,żebym mu wybaczyła-wybucham płaczem.
Peeta obejmuje mnie ramionami i przytula mocno do siebie,kładę głowę na jego piersi i próbuję się opanować.On wie,że teraz słowa nie są mi potrzebne.
-Proszę jedźmy już stąd,mam dość tego cholernego Kapitolu.
-Za chwilę przyleci po nas poduszkowiec-szepcze drażniąc moje ucho.
Za około 20 minut Haymitch przyszedł powiedzieć nam,że poduszkowiec już na nas czeka.
Szybko wchodzimy do niego i lecimy z powrotem do dwunastki,lecz w większym składzie.Effie stwierdziła,że stęskniła się za nami i chciałaby nas odwiedzić.Bez żadnego sprzeciwu zgodziła się mieszkać przez ten czas u Haymitcha,co zdziwiło nas wszystkich.Czyżby nasz były mentor i Effie doszli do porozumienia?
Po 2 godzinnym locie jesteśmy już w dwunastce.Razem z Peetą wychodzimy z poduszkowca najszybciej jak tylko potrafimy.Effie bez żadnego słowa sprzeciwu idzie do domu Haymitcha,natomiast zakochana Johanna idzie do Sama.Wchodzę do salonu i kładę się na kanapie,Peeta natomiast idzie do kuchni zrobić nam coś do jedzenia.Myślę cały czas o Gale'u,o tym co mi powiedział,że żałuje wszystkiego i chce wszystko naprawić,że chce odbudować nasze wspólne relacje i,że zrozumiał,że postąpił źle.Od wejścia do poduszkowca ta myśl nie daje mi spokoju.Z jednej strony brakuje mi go,kiedyś był moim najlepszym przyjacielem,mogłam z nim zawsze porozmawiać i rozumiał mnie ale z drugiej strony on jest nieobliczalny,przyczynił się do śmierci Prim,wyjechał do dwójki zostawiając mnie całkiem samą bez słowa pożegnania.Nie jestem pewna szczerości wypowiedzianych przez niego słów,może on chce się zemścić na mnie,że wybrałam Peetę a nie jego i chce bym mu zaufała a kiedy nie będę ostrożna coś mi zrobi lub Peecie?Jest też możliwość,że naprawdę zrozumiał swoje błędy i chce naprawić do co zepsuł.Sądzę,że on pragnie zemsty, on zawsze lubił się mścić na kimś,dlatego postaram się być ostrożna i powiedzieć o tym Peecie .
-Nadal myślisz o nim prawda?-wyrywa mnie z zamyślenia Peeta.
-Co?-pytam zdezorientowana.
-Pytam czy nadal myślisz o nim?
-Nadal?
-Od wejścia do poduszkowca byłaś nieobecna,z nikim nie rozmawiałaś tylko patrzyłaś w jeden punkt przez całą drogę,wiedziałem,że cały czas o nim myślisz,dlatego ci nie przeszkadzałem.
Peeta cały czas mnie czymś zaskakuje,tym,że zawsze wie co powiedzieć by nikogo nie urazić,potrafi zrobić różne rzeczy i na dodatek potrafi odgadnąć o tym co myśli.Może to było dla niego oczywistą sprawą a ja jakoś szczególnie nie próbowałam tego zamaskować.
-Aż tak dobrze mnie znasz?
-Po prostu wiem,że ty z Gale'm masz coś do załatwienia
-Co takiego?
-Katniss
-Ja nic do niego nie czuję Peeta,kocham tylko ciebie i zawszę będę cię kochać!
-Ale...-wstaję ze sofy i podchodzę do blondyna.Chwytam go za ręce i całuję namiętnie w usta.
-Możesz mnie tak częściej uciszać.
-Jak mogłeś pomyśleć,że kocham Gale'a?
-Łączyło was coś.
-To nawet nie była miłość,nigdy nic szczególnego do niego nie czułam Peeta.
-Proszę powiedz mi prawdę,chcę to wiedzieć.
-Nie.
-Boisz się,że jak powiesz mi prawdę to przestanę cię kochać?
Nie odpowiadam.
-Katniss wiesz co do ciebie czuję,kocham cię,ja tylko chcę wiedzieć prawdę.
-Ja nic do niego nie czuję,on zniszczył wszystko,chciałam o nim zapomnieć ale on się pojawił i zaczynał mnie przepraszać,mówił mi,że chce wszystko naprawić.
-Wierzysz mu?
-To jest zbyt trudne,ja nie mam pojęcia co mam o tym myśleć.Ale wydaje mi się,że on kłamie,on nie potrafi przepraszać a co ważniejsze wybaczać.
-Widziałem to po jego oczach jak na mnie spojrzał a potem na ciebie.Nigdy nie widziałem go takiego wściekłego.
-Nie wierz mu w nic co powie,on jest strasznie przebiegły.
-Dobrze -mówi całując mnie w czubek głowy.
-Kocham cię Peeta.
-Ja ciebie jeszcze bardziej.
Siada koło mnie na kanapie a ja wtulam się w jego szerokie,silne ramiona.
Zasypiam.
****************************Sen*******************************
Jestem na arenie,wokół mnie znajdują się wszyscy trybuci z 74 igrzysk.Widzę Cato,Glimmer,Clove,Marvela, Liszkę, Tresha i Rue.Patrzą na mnie nieobecnym wzrokiem,stojąc w miejscu.Podchodzę do Rue przyklękam obok niej i lekko się uśmiecham.Dziewczyna patrzy na mnie i odwdzięcza mi uśmiech po czym przeobraża się w zmieszańca,który próbował zabić mnie i Peetę na pierwszych igrzyskach.Patrzę na innych trybutów,którzy również przeobrażają się w wilcze zmieszańce.Uciekam ile mam sił w nogach,biegnę do lasu myśląc,że tam znajdę jakieś drzewo na,które mogłabym się wspiąć.Na moje nieszczęście nie ma tu żadnych drzew na,które mogłabym szybko wejść.Biegnę dalej nie oglądając się za siebie,przebiegam przez wielką błotnistą rzekę i tracę równowagę i przewracam się na lewy bok.
Z oddali słyszę wołanie Gale'a o pomoc i warczenie zmiechów lecz je ignoruję,wstaję i biegnę przed siebie.
Moim oczom ukazuję się róg obfitości do,którego biegnę bez zastanowienia.
Gdy już jestem przy nim widzę na nim klęczącego Peetę,który podaje mi ręce i wciąga mnie na górę,gdy zmieszańce już do niego dobiegają.Kiedy już jestem na górze ktoś uderza mnie w głowę i upadam na zimną powierzchnię konstrukcji. Ból przeszywa całe moje ciało.Rozglądam się i widzę jak Gale bije się z Peetą.Z nosa Peety leci strumień krwi a Gale bije go z całej siły w twarz po czym blondyn upada,Gale obraca się do mnie i zaczyna się śmiać. Patrzę na niego oraz na krwawiącego blondyna,Gale wyciąga nóż z kieszeni kurtki i wbija go w serce Peety.Chłopak po raz ostatni patrzy na mnie i wypowiada jedno słowo:Zawsze.
Próbuję wstać,lecz nie potrafię,nie mam w sobie siły.Zaczynam płakać i krztusić się własnymi łzami.Przez zapłakane oczy widzę jak Gale zrzuca ciało Peety z rogu wprost do paszcz wygłodniałych zmieszańców.Obraca się w moją stronę,podbiega do mnie i mówi szeptem do mojego ucha.
-Twój koszmar się skończył teraz jesteś bezpieczna.
Nie jestem w stanie się opanować. Moim ciałem wstrząsają dreszcze, łzy leją się strumieniem
Zaczynam szlochać i skakać po łóżku.Dopiero po chwili orientuje się,że nie ma przy mnie Peety.
Przerażona rozglądam się po pokoju lecz nigdzie go nie widzę.
Wstaję z łóżka i zapalam światło.Widzę ślady krwi na dywanie.
Przerażona zbiegam po schodach.
Czekam na wasze opinie!A co do tego wywiadu to zaspojleruję wam xD ( on miał tylko sprowadzić Katniss do Kapitolu nie chodziło w żadnym razie o to,że ludzie chcieli ich zobaczyć). Reszty dowiecie się w następnym poście.
#HungerGames#IgrzyskaŚmierci
Subskrybuj:
Posty (Atom)