środa, 12 sierpnia 2015

Rozdział 2 ,,Zostanę z tobą''.

Gdy tylko poczułam dotyk czyjejś ręki na skórze,również poczułam smród alkoholu.
-Niezłego sobie guza nabiłaś skarbie-mruczy Haymitch.
-Co takiego?-dotykam swojej głowy a przez moje ciało przechodzi przeszywający ból.-Ałaaa-mówię
-Poślizgnęłaś się i uderzyłaś głową o schody,dobrze ,że nic ci się nie stało-otwiera butelkę z bimbrem i pije jej zawartość.
Mija parę chwil nim przeanalizuję wypowiedziane słowa przez naszego byłego mentora.
Jak to możliwe,że spadłam ze schodów, nie mogę zrozumieć jaka ze mnie jest niezdara na dodatek każde poruszenie szyją powoduje u mnie okropny ból głowy.
-Ty mnie tu przyniosłeś?-pytam cicho.
-Nie,to Peeta .Gdy tylko usłyszał uderzenie na polu ,od razu poszedł zobaczyć co się stało i przyniósł cię do swojego domu.Dobrze,że sprawdził co się stało bo do rana przy takiej temperaturze byś zamarzła.
Czy on mówi poważnie?Nigdy bym nie pomyślała,żeby Peeta uratuje mi życie.Przecież przez tyle tygodni nie odzywał się do mnie i miał mnie gdzieś.Gdy tylko mnie zobaczył spuszczał wzrok lub szedł w przeciwnym kierunku.
Może gdy mnie zobaczył leżącą na schodach,pomyślał,że lepiej mi pomóc niż mieć potem kłopoty,ale czemu jestem u niego w domu a nie w szpitalu?
-Dlaczego nie jestem w szpitalu?-pytam nerwowo.
-Napadało zbyt dużo śniegu,ulice są nieprzejezdne,Peeta gdy tylko cię zobaczył od razu zadzwonił na pogotowie,ma przyjechać za jakiś czas.Na dodatek bardzo martwił się o ciebie,cały czas siedział przy łóżku i czuwał przy tobie a nawet nie chciał słyszeć o tym, żeby zostawić cię na chwilę samą-mówi Haymitch.

Możliwe jest to,że Peecie choć jeszcze trochę na mnie zależy,skoro Haymitch mówi,że czuwał przy mnie i nie spuszczał mnie z oka to może jest choć cień szansy by odbudować nasze wspólne relacje.
Haymitch również mnie zaskoczył,przyszedł tu i rozmawia ze mną po tak długim czasie.Mógłby być trzeźwy ale na to już nie mogę nic poradzić,przynajmniej nie w tym momencie.

Ponownie spoglądam na Haymitcha,który pije dużymi łykami bimber.
Do pokoju wchodzi Peeta z tacą na,której znajdują się 3 zielono-pomarańczowe kubki i talerz pełen kanapek.
Patrzę na jego twarz a on na moją, widzę,że ma wielkie sińce pod oczami,co daje mi do zrozumienia,że nie spał od dłuższego czasu.
-Cześć Katniss,jak się czujesz?-pyta troskliwie,kładąc tacę na stolik obok łóżka na , którym obecnie teraz leżę.
-Nie za dobrze ,głowa mnie boli ii...... dziękuję za to,że mnie uratowałeś,jestem ci bardzo wdzięczna Peeta- mówię cicho patrząc na Peete.
-Nie masz mi za co dziękować ja jestem twoim dłużnikiem od długiego czasu-mówi a na jego twarzy rodzi się coś na kształt uśmiechu
-Może chcesz kanapkę i herbatę?-pyta
-Wypiję herbatę-oświadczam
-A ty Haymitch?
-Ja z chęcią się poczęstuje-mówi.
Peeta podaje mi i Haymitchowi talerzyk z kanapkami i kubek herbaty.
-Nie jestem głodna-ogłaszam.
-Musisz coś zjeść,wyglądasz jak chodzący szkielet,popatrz tylko-mówi poważnym tonem Peeta
-Później
-No niech ci będzie ale masz to zjeść chyba,że przygotować ci coś innego?-pyta
-Nie dzięki,to mi wystarczy-mówię i biorę łyka ciepłej herbaty z cytryną.
Przez pół godziny siedzimy i rozmawiamy z Haymitchem,potem wychodzi mówiąc,że skończył mu się bimber i musi iść po butelkę.
-Zjesz w końcu tą kanapkę?-pyta Peeta
-Dlaczego to dla mnie robisz?-pytam
-Niby co?
-To wszystko,przez te wszystkie tygodnie nie rozmawiałeś ze mną a nawet nie popatrzyłeś na mnie.
-Nie chciałem ci się narzucać,bałem się,że nie będziesz chciała ze mną rozmawiać,dlatego się tak zachowywałem,ty też nie chciałeś ze mną rozmawiać.
-Chciałam z tobą rozmawiać ale widząc ciebie to również się bałam.
-Nie miałaś się czego bać-uśmiecha się do mnie.
Odwzajemniam mu uśmiech i zatapiam wzrok w jego niebieskich oczach.Tak dawno nie patrzyłam w jego oczy,bardzo się za nim stęskniłam,brakowało mi go bardzo ale teraz już wiem,że jemu mnie też.Mam nadzieję,że teraz większość czasu będziemy spędzać razem.
-To co zjesz tą kanapkę?-pyta
-Nie chcę,naprawdę.
-Musisz coś zjeść-bierze do ręki talerz z kanapkami.
-No niech ci będzie-mówię niechętnie.
-Będziesz jeść sama czy ci pomóc?
-Jak ci pasuje-uśmiecham się niewinnie  do niego.
-To ci pomogę-bierze kanapkę do ręki i przysuwa mi ją do ust.-Otwórz buzię-uśmiecha się.
Po paru chwilach robię to o co mnie prosi,biorę małego gryza i powoli go przeżuwam.Niechętnie jem kanapkę,ponieważ od samego patrzenia na jedzenie robi mi się niedobrze.
-I co smakuje ci?-pyta troskliwie.
-Tak-oświadczam,niestety na mojej twarzy pojawia się grymas a Peeta od razu to zauważa.
-Widzę,że ci nie smakuje-mówi.-Twoja twarz zrobiła się aż zielona.
-Smakuje mi-i w tym właśnie momencie to co zjadłam ląduje na śnieżnobiałej koszuli Peety.

Nigdy w życiu nie czułam tak okropnego smaku w ustach,na dodatek z moich oczu zaczęły lecieć łzy.
Patrzę na Peetę wzrokiem pełnym żalu,jest mi tak bardzo wstyd z tego co zrobiłam.
-Peeta, tak bardzo cię przepraszam-mówię przez łzy
On nic nie odpowiada tylko szybko wstaje i wychodzi.Po krótkim czasie wraca ubrany w czystą zieloną koszule z miską w ręce.
-Peeta- zaczynam.
-Nic się nie stało-przerywa mi-wypłucz sobie usta podaje mi kubek.
Biorę od niego kubek,biorę duży łyk i wypłukuję  usta.Resztę wypluwam do miski.
-Jak się teraz czujesz?Bo widzę,że nie najlepiej.
-No właśnie masz rację.
-To przez ten upadek ze schodów zebrało ci się na wymiotowanie,możesz mieć wstrząs mózgu Katniss.Musisz koniecznie udać się do szpitala,gdy tylko drogi będą przejezdne.
Nic nie odpowiadam tylko kiwam głową.

Niedługo do domu Peety ponownie przychodzi Haymich i mówi nam,że drogi są przejezdne i pogotowie już przyjechało.
Peeta słysząc to zrywa się jak poparzony z krzesła,bierze mnie na ręce i okrywa mnie miękkim,ciepłym kocem.
Obejmuję go rękami i przytulam głowę do jego piersi.Nie zwracam uwagi na ból głowy ,tylko wsłuchuję się w bicie jego serca i wdycham jego zapach,pachnie on chlebem i perfumami.
Czuję się jak wtedy gdy przychodził do mnie w nocy w pociągu i odganiał ode mnie koszmary,gdy spałam w jego silnych ramionach,kiedy mogłam wsłuchiwać się w bicie jego serca i czuć jego zapach.Chcę by to trwało wiecznie lecz nie jest mi to dane.
Zostaję położona przez Peetę na zimnych czarnych noszach a ja tak bardzo chcę być wtulona w jego ramiona.
Kierowca zamyka drzwi karetki a Peeta zostaje ze mną w środku.Chwyta moją dłoń,patrzy mi w oczy i mówi.
-Nie martw się już wszystko będzie dobrze.Zostanę z tobą.



https://www.youtube.com/watch?v=pB-5XG-DbAA <3






poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Rozdział 1.

Moje oczy są spuchnięte od płaczu,są bardzo przekrwione i pieką mnie niemiłosiernie.
Siadam obok sofy na zimnej podłodze i patrzę w ciemną przestrzeń w salonie.Niewiele światła robi lampka stojąca na stoliku bo drugiej stronie salonu.Po podłodze walają się stare listy i pogniecione kartki papieru.
Od kilku tygodni tak wygląda każdy mój dzień,płakanie i patrzenie w przestrzeń.Nie potrafię już nic zjeść,smutek wypełnia mój żołądek,chyba schudłam już kilka kilogramów gdyż zaczęły wystawać mi kości.
Moje życie straciło jakikolwiek sens ,wszyscy na których mogłam liczyć odwrócili się ode mnie.
Moja mama wyjechała do 4 dystryktu,mówiąc,że nie może tu zostać,ponieważ wszystko przypomina jej tatę, Prim i wojnę.Gale również wyjechał,mój najlepszy niegdyś przyjaciel na ,którego zawsze mogłam liczyć.Haymitch praktycznie nie wychodzi ze swojego domu,wychodzi jedynie po to aby kupić sobie kolejną butelkę alkoholu.
Peeta nie odzywa się do mnie ,gdy tylko mnie zobaczy spuszcza głowę na dół i udaje ,że mnie nie widzi.Czasami patrzę przez okno i obserwuję co robi,zazwyczaj coś maluje lub piecze, nawet zdarza się ,że rozmawia z kimś przez telefon.Brakuje mi ich wszystkich a w szczególności jego.Spoglądam na zdjęcie znajdujące się na podłodze,biorę je swoją zmarzniętą ręką i zatapiam w nim wzrok.Na zdjęciu znajduje się Prim,uśmiechnięta Prim,nic mi po niej nie zostało oprócz tego zdjęcia i Jaskra,który włóczy się gdzieś po dystrykcie.Łzy ponownie napływają mi do oczu gdy wspominam sobie śmierć mojej siostry.Chcę odrzucić te myśli,dlatego postanawiam wyjść na dwór by się trochę przewietrzyć.Powoli wstaję z podłogi i ubieram ciemny sweter na siebie.Wychodzę na schody i patrzę na dystrykt,który posłany jest dużą ilością śniegu.Jest już połowa grudnia a na dworze i w domach panuje świąteczna atmosfera.Dystrykt pokrywają liczne lampy i kolorowe światełka ,które rozświetlają drogę.Patrzę na domy wokoło w żadnym nie świeci się światło,w sumie nie dziwię się jest chyba gdzieś koło 3 nad ranem.Postanawiam się przejść i zrobić sobie krótki spacer.Powoli schodzę po schodach,lecz tracę równowagę na śliskiej powierzchni i uderzam głową o schody i tracę przytomność.Znajduję się na łące,rozświetla ją piękne bezchmurne niebo.Wokół znajduje się pełno kwiatów i drzew.Schylam się by zerwać kilka kwiatów,gdy ziemia zaczyna mnie wciągać.Łąka zamieniła się w przerażające bagno ,które mnie wciąga za każdym razem gdy tylko się poruszę.Za sobą zaczynam słyszeć ciche kroki,momentalnie się obracam lecz nikogo nie widzę.Obracam się ponownie i widzę Snowa,trzymającego prawą ręką Prim a lewą wielki i ostry nóż.Oczy Prim są przepełnione strachem i bólem.Snow patrzy na mnie i uśmiecha się nikczemnie w moją stronę ,otwiera lekko usta i natychmiast leci z nich strumień krwi.Podnosi lewą rękę i kieruje ją  do gardła mojej siostry.Zaczynam krzyczeć by uciekała lecz ona tylko stoi i patrzy na mnie.Snow przesuwa nóż po jej gardle i śmieje się by sprawić mi jeszcze większy ból.Ponownie zaczynam się szamotać w bagnie z,którego nie mogę się wydostać.Po gardle Prim zaczyna spływać krew,a ja nie mogę zrobić nic by ją uratować.Po paru sekundach pada na ziemię i już nie wstaje a bagno wciąga mnie całą.
Gwałtownie otwieram oczy i zaczynam nabierać powietrza by się uspokoić.Na początku nie wiem gdzie jestem i nerwowo rozglądam się po pokoju.Ktoś dotyka mojej dłoni.