wtorek, 27 października 2015

Rozdział 8.Szokująca wiadomość

 Witam wszystkich bardzo serdecznie,dziś kolejny rozdział..Nie zapomnijcie zostawić po sobie komentarza z opinią.Pozdrawiam.

Moja mama podchodzi do mnie i patrzy na mnie badawczym wzrokiem.
-Po co tu przyjechałaś?-prycham
-Musiałam tu przyjechać kiedy usłyszałam,że uciekłaś,bałam się,że coś ci się stało.
-Jak wyjeżdżałaś bez pożegnania to jakoś się nie bałaś.
-Katniss przepraszam,nie mogłam tutaj zostać.
-Jak to nie mogłaś?!!!-krzyczę na nią.
-Wszystko co tutaj było kojarzyło mi się z twoim ojcem i Prim.Nie mogłam spać całymi nocami,bałam się,że znowu będzie wojna,że stracę i ciebie.
-Wyjeżdżając i zostawiając mnie samą co myślałaś? Że mi będzie lżej?Gdyby nie Peeta nie byłoby mnie tutaj,to była wtedy jedyna osoba na,której mogłam polegać,mogłaś tutaj w ogóle nie przyjeżdżać,zmarnowałaś tylko swój czas!
-Katniss kochanie ja nie widziałam co mam robić,nie mogłam patrzeć na to wszystko.
-A ja mogłam?-z moich policzków zaczynają płynąć ciepłe,słone łzy.
-Przepraszam,nigdy sobie tego nie wybaczę-podchodzi do mnie i mnie przytula.
Z początku niechętnie przytuliłam mamę,dopiero po chwili uświadomiłam sobie jak bardzo mi jej  brakowało.Jestem na nią wściekła za to,że zostawiła mnie samą na pastwę losu ale z drugiej strony ciesze się,że przyjechała i martwiła się o mnie,lecz nie będę tego okazywać,niech wie,że jestem na nią zła.

Odrywam się od mamy i patrzę głęboko w jej niebieskie oczy.Uśmiecha się do mnie,po czym z jej oczu zaczynają płynąć łzy wzruszenia.Staram się również do niej uśmiechnąć ale wychodzi mi to z ogromnym trudem.Spoglądam na stojącego obok okna Peetę,który wpatruje się we mnie.Podchodzę do niego i patrzę w jego piękne błękitne oczy,nie widziałam ich miesiąc a już zdążyłam się za nimi stęsknić.Blondyn uśmiecha się do mnie a ja odwdzięczam mu uśmiech.
-Katniss przepraszam cię za wszystko,jestem potworem wiem,że nigdy mi tego nigdy nie wybaczysz.
Nie mogę wykrztusić z siebie ani jednego słowa,jestem zszokowana całą sytuacją i nie potrafię dobrać odpowiednich słów.
-Peeta przestań....-mówię cicho ale stanowczo.
-Wiem,że mnie nienawidzisz i zapewne nie będziesz ze mną rozmawiać,wiem o tym.Przepraszam.
Błękitnooki patrzy prosto w moje szare oczy oczekując najgorszego,prawdopodobnie myśli,że zaraz go uderzę lub zacznę się po nim wydzierać.Nie robię tego,podchodzę bliżej chłopaka i mocno go przytulam.
-To ja powinnam cię przeprosić-szepcze wprost do ucha blondyna.
Blondyn przytula mnie jeszcze mocniej do siebie po czym spogląda jeszcze raz na mnie nic nie mówiąc.
-Zniszczyłem wszystko co odbudowałem-mówi ledwo słyszalnym głosem.
-Dlatego spróbujemy to powoli odbudować-uśmiecham się do Peety.
-Dziękuję.
-Tak oto więc panna Katniss i pan Peeta nareszcie się pogodzili!Dziękujemy wszystkim za uwagę-mówi przez śmiech Johanna.
Wszyscy patrzymy się na nią ze zdziwieniem

-Przepraszam was wszystkich ale muszę znaleźć Effie-wtrąca Haymitch.
-Idziemy razem z tobą-zwraca się do niego Johanna.
-Nie,wolę załatwić to sam.
-Nie ma mowy pijaku-mówi poirytowana Mason.
-Coś ty powiedziała?
-To co słyszałeś,jedziemy z tobą i koniec.
Haymitch burczy coś pod nosem i pokazuje ręką żebyśmy poszli za nim.
Mama została sama w domu,nie miałam najmniejszej ochoty z nią teraz rozmawiać ani ją ze sobą zabierać.Boli mnie to,że zostawiła mnie samą na tyle miesięcy.Nie jestem w stanie z nią teraz rozmawiać,mogłabym znowu zacząć płakać lub zacząć ją wyzywać jaką to jest okropną matką.
 Całą czwórką idziemy do poduszkowca.Siadam koło Johanna i zapinam pasy bezpieczeństwa.
Przez całą drogę do Kapitolu unikam rozmowy z Peetą.Jestem wściekła na samą siebie za to jak zareagowałam na jego atak,powinnam rzeczywiście poinformować o tym wszystkich a nie uciekać do lasu i chować się razem z Galem w drewnianej chatce przez miesiąc.Jak mogłam być tak głupia i zostawić go z błyszczącymi wspomnieniami.Przecież to nie jest jego wina co zrobił z nim Kapitol.
Po 20 minutach drogi wchodzimy do 40 piętrowego bloku mieszkalnego,w środku panuje istny chaos kolorów.Jest tu ich tak dużo,że całkowicie tracę orientację.Na suficie wisi ogromny 5 metrowy żyrandol z migoczącymi lampkami,które rażą na wszystkich w oczy.Wchodzimy do windy i jedziemy na 9 piętro.
Wychodzimy i kierujemy się do mieszkania matki Effie.Haymitch nerwowo naciska kilka razy dzwonek dopóki nie otworzyła nam starsza kobieta.Ma około 60 lat,na twarzy ma ogromną ilość makijażu,która mogłaby być wykorzystana do wymalowania około 5 osób, kręcone rude włosy sięgają jej do ramion.Ubrana jest w zieloną koszulę do połowy ramion z dużym dekoltem,czarne szerokie spodnie i zielone buty na wysokim obcasie.
-Dzień dobry w czym mogę państwu służyć?
-Dzień dobry czy zastaliśmy może Effie?
-A kto pyta jeśli mogę zapytać?
-Nazywam się Katniss,to jest Johanna,Peeta i Haymitch.
Na dźwięk imienia Haymitch,uśmiech z twarzy starszej kobiety znika natychmiastowo,bierze zamach i trzaska drzwiami.Zdenerwowany Haymitch zaczyna naciskać nerwowo na dzwonek i bić pięścią o drzwi.
Po kilku chwilach kobieta ponownie otwiera nam drzwi po czym rozbija dzbanek na głowie naszego byłego mentora.Oszołomiony kiwa się na wszystkie strony i nie potrafi nic powiedzieć.Idzie kilka kroków do tyłu i opiera się o ścianę by utrzymać równowagę.
-Ałaaaa!Co pani do diabła wyprawia,chce pani mnie zabić?!-warczy Haymitch.
-To co zrobiłeś mojej córce jest niewybaczalne.
-Co takiego?-pyta Johanna.
-Nienawidzę  cię za to co jej zrobiłeś!Jeszcze masz czelność tutaj przyjeżdżać?Wynoś się stąd.
-Ja nic nie zrobiłem Effie,ja chce z nią tylko porozmawiać.
-Wynoście się stąd wszyscy bo wezwę policję!
-Ale panno Trinket- zwraca się do niej Peeta.
-Czy ja mówię niewyraźnie?Wynoście się z mojego domu!
-Mamo-krzyczy zza kobiety Effie.
-Effie,proszę cię ja chcę z tobą tylko porozmawiać.
-Do jasnej cholery ty skończony pijaku wynoś się stąd!-krzyczy na niego wściekła kobieta.
-Mamo proszę,pozwól im wejść to są moi przyjaciele.
- Co takiego?Ty tego skończonego łajdaka nazywasz przyjacielem?
-Mamo proszę uspokój się.
-Rób już jak uważasz,ale jeszcze raz przyjdziesz mi do mojego domu z płaczem to nie ręczę za siebie.
-Effie,co się stało?
-Może najpierw wejdziecie do środka.
 Wchodzimy powoli do domu matki Effie.Na samym środku ogromnego mieszkania stoi kilkumetrowe akwarium w,którym pływa mnóstwo różnych gatunków ryb.Ściany pomieszczenia mienią się różnymi odcieniami koloru brzoskwiniowego na,których wiszą obrazy z panoramą miast.Z lewej strony znajdują się piękne,metalowe,czarne,kręcone schody ze zdobieniami prowadzące na górę. 
Może napijecie się czegoś lub coś zjecie?Mam bardzo dobre ciasto i sok porzeczkowy.
-Z miłą chęcią Effie.
-Już wam przynoszę.
Po chwili wychodzi z kuchni i podaje nam duży kawałek sernika i sok porzeczkowy po czym podchodzi do mnie.
 -Katniss, jak dobrze cię widzieć!-mówi z uśmiechem na twarzy, w między czasie całując mnie w oba policzki.
-Mnie ciebie też-odwzajemniam jej uśmiech.
Siadamy na czarnej skórzanej kanapie.

-Effie?-pyta podenerwowany Haymitch.
-Ty nic nie zrozumiałeś z tej kartki,którą ci napisałam i zostawiłam na stoliku w sypialni?
-Ja..no-jąka się.
Effie wzdycha i bierze głęboki oddech.
-Powiedz w końcu do jasnej cholery-Johanna nie wytrzymuje.

-Jestem w ciąży.
-To już wiem ale z kim?
-Z Haymitchem
Johanna krztusi się sokiem porzeczkowym po czym wypluwa go na śnieżnobiały dywan.Peeta zamiera w bezruchu a ja cicho się śmieję.Naprawdę nie pomyślałabym,że Effie z Haymitchem może być w ciąży.Dawno mnie tak nikt nie zaskoczył i,że Haymitch może być z Effie.
-Johanna ten dywan kosztował majątek!
-A ja omal nie dostałam przez was zawału!Jak to z nim?
-Wiesz jak trudno doprać taki śnieżnobiały dywan?
-Dobra,dobra panno Trinket odkupię ci ten cholerny dywan-mówi z irytacją w głosie.

-Który to miesiąc?-pytam.

-Jestem w trzecim miesiącu ciąży.
 -Gratuluję-mówi ciepło Peeta.
-Ale jak to z nim?-Johanna wybucha śmiechem i spada na podłogę.

-Dziękuję,tak jakoś wyszło.Przepraszam was,że was tak zostawiłam ale bałam się wam to powiedzieć a w szczególności Haymitchowi.A ty panno Mason co wyprawiasz?Nasi sąsiedzi pomyślą,że jesteśmy jakimiś dzikusami.
Mason nie reaguje tylko nadal turla się po podłodze próbując powstrzymać się od śmiechu.
-Dlaczego mi od razu tego nie powiedziałaś?
-Ty myślisz,że to było dla mnie łatwe?Ja też byłam w ogromnym szoku jak się dowiedziałam.
-A ja??Myślisz,że nie jestem w szoku?
-Przepraszam was moi drodzy.Muszę porozmawiać z nim w cztery oczy.
-Dobrze,to poczekamy.
Effie prowadzi Haymitcha do drugiego pokoju.Johanna nie wytrzymuje i idzie za nimi i podgląda ich przez dziurę od klucza.
-Kłócą się teraz.
-Johanna daj im spokój.
-Ciii mi tam,jedzcie ten sernik i nie gadajcie.
Spoglądam na Peete a on na mnie,zaczynamy cicho chichotać.
-Ooo całują się-Johanna naciska klamkę drzwi i wkracza do pokoju.
-Nie mogłam przepuścić takiej okazji-wybucha śmiechem.
-Zwariowałaś?
-Dobra gołąbeczki ale musiałam to zobaczyć,ja lepiej już pójdę.
Dumna Johanna przychodzi do nas i siada na kanapie.Niedługo po niej wracają do nas Effie z Haymitchem,siadają obok nas i dokańczamy jedzenie pysznego ciasta.Następnie Effie informuje nas,że postanowiła wrócić do 12 i zamieszkać razem z Haymitchem.
 Potem wszyscy pomagamy Effie pozbierać ,,kilka'' jej pudeł z butami i ubraniami.Gdy weszłam do jej starego pokoju dostałam oczopląsu.Po całym pomieszczeniu walają się buty we wszystkich możliwych wzorach i kolorach.Nigdy w życiu nie widziałam,żeby jedna osoba miała ich aż tyle. Zabieramy większość pudeł i wnosimy je do poduszkowca i lecimy z powrotem do dwunastki.
Kieruję się prosto do swojego domu,nie obracam się za siebie,ponieważ wiem,że Peeta cały czas na mnie patrzy,wiem,że czeka na mnie,żebym z nim porozmawiała ale czeka mnie jeszcze poważna rozmowa z moją mamą.Postaram się szybko z nią porozmawiać a potem zajrzę do Peety. 
  Wchodzę cicho do swojego domu.Ściągam kurtkę i kładę ją na wieszaku następnie ściągam zaśnieżone buty i kładę je równo obok kaloryfera.Wchodzę do kuchni i widzę mamę przeglądającą gazetę.
-Cześć kochanie.
-Cześć.
-Jesteś może głodna?Zrobiłam gulasz,wyszedł mi całkiem nieźle.
-Nie dziękuję nie jestem głodna.
-Ależ nalegam,żebyś coś zjadła.
-Mamo przestań,nie jestem głodna.Lepiej mi powiedz co spowodowało twój przyjazd.
-Musiałam się z tobą zobaczyć.Kiedy Haymitch zadzwonił do mnie i powiedział,że zaginęłaś rzuciłam wszystko i przyjechałam tutaj.
-Dopiero teraz zaczęło ci na mnie zależeć?
-Kochanie,jesteś moją córką,nigdy nie przestanie mi na tobie zależeć.Kocham cię najmocniej na świecie.
-To dlaczego wyjechałaś i zostawiłaś mnie tu samą?!-krzyczę.
-Myślałam,że nie chcesz mnie widzieć,praktycznie ze sobą nie rozmawiałyśmy.Wydawało mi się to wtedy najlepszym rozwiązaniem.
-To się myliłaś,brakowało mi ciebie.A ty miałaś mnie gdzieś przez tyle miesięcy.Dopiero teraz obudziło się w tobie sumienie?Co z ciebie za matka.
Z policzków mamy zaczynają płynąć strumienie łez,których nie chce w żaden sposób zamaskować.
- Przepraszam kochanie.
-Zwykłe przepraszam nie wystarczy mamo,nie rozumiesz,że przez ten cały czas mi ciebie brakowało?Zostałam całkowicie sama a ty pojechałaś bez słowa pożegnania.
-Nie wiedziałam co robić.Nie mogłam tutaj zostać.
-A ty co myślisz,że ja mogłam?-krzyczę na nią.
-Katniss ja tak bardzo cię przepraszam,wybacz mi.
-Przepraszam nic nie zmieni!-krzyczę.
W mojej głowie rodzi się coś na kształt współczucia.Nadal jestem zła na nią,że zostawiła mnie tutaj całkiem samą ale z jednej strony jest mi jej trochę jej teraz żal i cieszę się,że zrozumiała swój błąd i przyjechała tutaj.Musiałam jej wszystko powiedzieć co czuję,ponieważ bym nie wytrzymała dusząc to wszystko w sobie.Mam nadzieję,że nasze relacje będą teraz lepsze i nie zostawi mnie po raz kolejny samą.Po raz kolejny odzyskałam dawną matkę.  
-Cieszę się,że przyjechałaś.
-Co?-ociera łzy z policzków.
-Cieszę się,że przyjechałaś-powtarzam wyraźnie.
Mama wstaje z krzesła i mnie przytula.Obejmuję ją rękami i przytulam się do niej mocno.
-Kocham cię mamo.
-Ja ciebie też kochanie.
Proszę mamę o nałożenie gulaszu do miski,ona odpowiada mi szczerym uśmiechem i robi to o co ją proszę.
Kiedy  kończę jeść gulasz dziękuję mamie za dobry obiad i za to,że postanowiła przyjechać.Później idę na górę zmienić ubranie i wziąć prysznic.Przez cały czas myślę co mogłabym powiedzieć Peecie.Jak bardzo go przepraszam za swoje zachowanie i jaka jestem zła na siebie za to,że go zostawiłam.Nie potrafię wymyślić sensownego wytłumaczenia ale postanawiam,że jeszcze dzisiaj pójdę do jego domu.Gdy już się umyłam i ubrałam schodzę z powrotem na dół,ubieram kurtkę i buty i udaję się prosto do domu Peety.
Przechodzę kilka metrów przez zaśnieżoną drogę i już jestem przed domem blondyna.Wchodzę po schodach i kilka razy naciskam na dzwonek. 

  




niedziela, 25 października 2015

Rozdział 7.Gale

Witajcie!Dziś kolejny rozdział,wybaczcie mi,że nie dodałam go wcześniej ale nie mam ostatnio czasu na nic.Z góry przepraszam za błędy.
Zapraszam was serdecznie do czytania i komentowania.Każdy wasz komentarz i opinia są dla mnie bardzo ważne.

Zbiegam przerażona po schodach i wbiegam do salonu gdzie  widzę zapaloną lampkę.

Rozglądam się po pomieszczeniu i dostrzegam w prawym rogu Peetę,który trzyma w prawej ręce zakrwawiony nóż.Z jego dłoni leje się krew,która kapie na drewnianą podłogę.
Podchodzę do niego i przyklękam obok,dotykam jego dłoni i mówię
-Peeta dlaczego to zrobiłeś?-pytam blondyna przerażona.
Nie odpowiada tylko skupia swój wzrok na suficie.
-Peeta proszę odpowiedz mi co ci się stało,dlaczego się pociąłeś,chodź opatrzę ci ręce.-mówię przerażona i próbuję ponownie dotknąć zakrwawionych dłoni chłopaka.
Blondyn wstaje i patrzy na mnie przestraszony swoimi błękitnymi oczami,które wyglądają inaczej niż te w,których zawszę się zatapiałam.

Chcę go przytulić ale on z całej siły popycha mnie na ścianę
-Nienawidzę cię ty zmieszańcu!-krzyczy na mnie.
Uderzam plecami o ścianę i nieruchomieję w miejscu.
-Zabiłaś moich rodziców!Teraz i mnie chcesz zabić!
-Co ty mówisz Peeta,ja ich nie zabiłam oni zginęli w bombardowaniu.
-To twoja wina,ty ich zabiłaś!
-Nie możesz tak mówić,kocham cię a ty mnie,ja nigdy nie zrobię ci krzywdy.
-Kłamiesz,jesteś pier******m potworem!Nienawidzę cię,ty wszystko zniszczyłaś!
-Nie mów tak kocham cię i nigdy nie zrobiłam ci krzywdy.
-Nigdy cię nie kochałem!Jesteś nędznym potworem,spier****j stąd.
-Peeta.
-Zamknij się potworze!Zabiję cię jeżeli się do mnie zbliżysz!-wrzeszczy.
-Peeta...
-Zabiję cię słyszysz?-krzyczy i rzuca się na mnie.
Chwyta mnie za ramiona i uderza mną o ścianę,padam na twarz a on kopie mnie kilka razy w brzuch.
-Nienawidzę cię!-wrzeszczy na całe gardło.
Obraca się w stronę okna i podchodzi do niego,chwyta się drewnianego parapetu tak mocno,że niemal go łamie.Ja leżę na zimnej podłodze i próbuję powoli wstać.Nie potrafię nic powiedzieć,zaczynam płakać z bólu.Kiedy po paru minutach udaje mi się wstać wybiegam najszybciej jak potrafię w salonu,biorę kurtkę i uciekam.Wybiegam z domu i biegnę  tam gdzie poniosły mnie nogi,do lasu,który zawsze był moim schronieniem przed światem..Przechodzę przez pozostałości po dawnym murze i biegnę ile mam sił.Mimo okropnego bólu brzucha,staram się uciec jak najdalej od blondyna.
Postanawiam się zatrzymać dopiero po kilometrze biegu,staję przy wysokim drzewie i opieram się o niego.Próbuję uspokoić oddech i kucam obok drzewa.Opieram głowę o pień i zakrywam załzawione oczy.
Nie potrafię się uspokoić,przez całe moje ciało przechodzą dreszcze,wybucham jeszcze większym płaczem.
Do moich uszu docierają odgłosy watahy dzikich psów,które są już niedaleko mnie.Nim zdążyłam zareagować one są już przy mnie.Jedyne co widzę to wygłodniałe pyski pełne ostrych zębów.
Budzę się prawdopodobnie wczesnym rankiem,nie wiem gdzie obecnie teraz się znajduję.Czuję pod sobą delikatny materac,moje ciało okrywa ciepły, gruby,zielony koc.Dotykam swojego czoła i czuję,że mam na nim dość sporą ilość bandaży.Dostrzegam,że na moich dłoniach znajduję się ich również spora ilość.
Rozglądam się nerwowo po drewnianym pokoju i niemal uderzam w czyjąś głowę.
-Hej Kotna.
-Co ty tutaj robisz?-podskakuję przerażona na łóżku.
-Znalazłem cię.
-Dlaczego ja tu jestem?!-krzyczę.
-Zmarzłabyś,dlatego cię tutaj zabrałem.
-Ale jak ty się tutaj znalazłeś?
-Przyjechałem,zobaczyłem cię pod tym drzewem i zabrałem cię tutaj.
-Ale...
-Kiedy wyjechaliście z Kapitolu to ja również wyjechałem,chciałem jeszcze raz z tobą porozmawiać i cię przeprosić.Potem zobaczyłem jak wybiegałaś z domu a potem te zdziczałe psy cię dopadły.Dobrze,że cię znalazłem.
-Jak je odpędziłeś?
-Znalazłem twój łuk w drzewie.
Kompletnie o nim zapomniałam przez wczorajsze wydarzenia.Byłam tak przerażona atakiem Peety,że nawet nie pomyślałam o niebezpieczeństwie i o tym,że mój łuk jest kilka kroków ode mnie,jestem skończoną idiotką.
-Błyszczące wspomnienia wróciły-mówię ledwo słyszalnym głosem podpierając się rękami na delikatnej powierzchni materaca.
-Co?
-Peeta chciał mnie zabić,błyszczące wspomnienia wróciły on oszalał.
 -To było nieuniknione,one w każdej chwili mogą wrócić Kotna.
-Jakbym nie wiedziała!-krzyczę na chłopaka.
-Uspokój się-szepcze podając mi kubek ciepłej herbaty.
Nic mu nie odpowiadam,nadal nie mam ochoty z nim rozmawiać po tym co zrobił.Po co on tutaj przyjechał?
Dlaczego mnie uratował przed wygłodniałymi psami i zabrał mnie do tej chaty?
Wszystkie myśli plączą mi się w głowie,która boli mnie niemiłosiernie,na dodatek mam pogryzione ręce i otłuczone dłonie i nogi.Przez dobre 4 godziny Gale siedział przy mnie i obserwował każdy choćby  najmniejszy mój ruch.Ciągle wypytując mnie czy czegoś potrzebuję i jak się czuję.Przez ten czas starałam się nie myśleć o Peecie co sprawiało mi ogromną trudność,bo kiedy tylko przypomniałam sobie o chłopaku do moich oczu zaczynały napływać łzy.Gale zauważył to natychmiastowo,próbował mnie pocieszać choć ja tłumaczyłam łzy bólem brzucha i głowy.Po kilku godzinach postanowił coś upolować ja zostałam sama w tej niedużej 3 pokojowej chatce.Może na serio źle go oceniłam,przecież on był moim najlepszym przyjacielem,może też próbował zapomnieć o całej wojnie i wrócić do normalności.Teraz gdy się mną opiekuję zaczynam przeczuwać,że może Gale'owi może zależeć na mnie.
Mijają kolejne dni,które wyglądają praktycznie tak samo.Codziennie budzę się wczesnym rankiem razem z Galem i robimy śniadanie,następnie szykujemy się na polowanie.Polujemy zazwyczaj na jelenie lub króliki,czasami zdarzy się nam również zapolować na indyki.Po udanych łowach wracamy do chaty i przyrządzamy z nich obiad i kolację.Resztę dnia spędzamy  sprzątając,spacerując po lesie i oglądając telewizję.Z czasem razem z Galem powoli zaczęliśmy się dogadywać tak jak kiedyś,może nie aż tak ale widać znaczną poprawę w stosunkach między nami.Nadal nie jestem pewna do jego szczerości,dlatego nie poruszam przy nim wszystkich męczących mnie pytań.
Pewnego wieczoru,kiedy uciekliśmy do domu przed wygłodniałym niedźwiedziem spytałam go co robił w Kapitolu,wyjaśnił mi,że wezwała go Paylor by został jej prywatnym ochroniarzem,odmówił jej co bardzo jej się nie spodobało,chciała go wrzucić do więzienia lecz nie miała nic przeciwko niemu.Ale kiedy dowiedziałam się od niego co było prawdziwym powodem wezwania do Kapitolu dostałam ogromnego szoku.Kiedy Paylor wyrzuciła Gale'a za drzwi podsłuchał jej rozmowę z doradcami.Krzyczała po nich,że mają się mnie pozbyć oraz Peety.Kazała im mnie śledzić kiedy szłam do łazienki po wywiadzie,powiedziała im ,że muszę cierpieć za to,że ostatnie igrzyska się nie odbyły,ponieważ to wszystko przeze mnie i przez Peetę,co jest oczywiście zwykłym kłamstwem.Gale dowiedział się od ludzi Paylor,że przez ostatnie miesiące dzieje się z nią coś niedobrego.Krzyczy i wyzywa swoich podwładnych bez powodu i wrzuca ich do więzienia.Dostaje ataków histerii i nic nie pomaga jej się uspokoić,na dodatek jest bardzo agresywna i ostatnio prawie zabiła swoją osobistą sekretarkę,gdyby nie wkroczyli jej ochroniarze.   
Ta wiadomość mną wstrząsnęła,przeczuwałam,że z Paylor dzieje się coś niedobrego ale tego się nie spodziewałam.Muszę na siebie uważać.

Parę tygodni później.

Po miesiącu postanawiam razem z Galem iść do miasta by odwiedzić jego dziewczynę.
Jest to szczupła długowłosa blondynka o dużych zielonych oczach.Ma piękne duże usta i proste sięgające do połowy pleców włosy.Znam tą dziewczynę,chodziła razem ze mną do klasy,ma na imię Judy.Jeszcze zanim pojechałam na igrzyska rozmawiałyśmy ze sobą,głownie o interesach,ponieważ pochodziła z lepszej rodziny
dlatego mogła pozwolić sobie na kupno mięsa z jelenia czy też kilku indyków parę razy w tygodniu,które upolowaliśmy z Gale'm.Rzadko z nim rozmawiała,kiedy już miała się do nas odezwać to rozmawiała ze mną,było po niej widać,że się go wstydziła.
 Wychodzimy z drewnianej chaty i kierujemy się w stronę miasta.
Po kilku dobrych minutach nie wytrzymuję i pytam bruneta.
-Jak to z wami jest?
-Co niby?
-No kiedy zaczęliście się spotykać,jak ją znalazłeś.
-Po wojnie kiedy wyjechałem do 2 zobaczyłem ją w parku niedaleko mojego domu,postanowiłem do niej podejść i z nią chwilę porozmawiać.
-Ile już jesteście ze sobą?
- Jakieś chyba 4 miesiące,nie wiem jakoś nigdy nie przywiązywałem do tego wagi.
-Rozumiem.
Na tym nasza rozmowa się kończy,nie chcę być wścibska i wtrącać się w nie swoje sprawy.Gdyby Gale chciał mi coś więcej powiedzieć to zrobiłby to.
Idziemy pod nowo otwartą kawiarnię o nazwie ,,Sweet'',siadamy  na ławeczce obok niej i oczekujemy na przyjście Judy.Gale powiedział mi,że kawiarnię otworzył kuzyn Peety niecałe 2 tygodnie temu i jest bardzo często odwiedzana.Czekamy na dziewczynę około 10 minut,kiedy już do nas przychodzi na jej twarzy pojawia się szeroki i szczery uśmiech.Ubrana jest w czarny,elegancki płaszcz sięgający jej do połowy uda,na szyi ma zawieszony gruby,czerwony szalik.Na stopach ubrane ma wysokie buty w kolorze ciemno szarym,sięgające jej przed kolana. 
Witają się czule po czym ściskam i lekko uśmiecham się do wybranki Gale'a
-Cześć Katniss
-Cześć Judy
-Miło mi cię znów widzieć.
-Mi ciebie również,myślałam,że nie żyjesz.
-Nie było by mnie teraz gdyby nie Gale-całuje Gale'a w policzek.
Uśmiecham się do nich.Ktoś podbiega do mnie z lewej strony  i szarpie mnie za ramię.
-Co ty sobie wyobrażasz?-krzyczy pijany Abernathy.
-Co?!!-krzyczę zdezorientowana.
-Myśleliśmy,że nie żyjesz,dlaczego uciekłaś?
-On chciał mnie zabić!-wybucham
-To wszystko przez te cholerne wspomnienia Katniss,to nie jest jego wina!- wrzeszczy na mnie Johanna.
-Nazwał mnie mordercą i chciał mnie zabić-wybucham płaczem.
-Katniss...
-Gdyby nie Gale,na pewno bym już nie żyła.
-On był przez cały miesiąc na leczeniu,przez ten cały czas był w szpitalu i mówił ciągle o tobie.Pytał gdzie jesteś i dlaczego cię przy nim nie ma a ja nigdy nie mogłem mu powiedzieć prawdy skarbie.To nie jego wina!
Patrzę karcącym spojrzeniem na pijanego Haymitcha,ponieważ nie rozumiem dlaczego on jest na mnie taki wściekły,przecież ja nic nie zrobiłam złego.Czy on w ogóle wie co stało się tamtej nocy i co mnie spotkało?
-Ty idiotko jak mogłaś zostawić go samego!
-Ogłuchłaś?!On chciał mnie zabić!
-Mogłaś nam o tym powiedzieć!A nie znikać na cały miesiąc.Martwiliśmy się o ciebie ciemna maso,co ty sobie wyobrażałaś.Myśleliśmy,że coś ci się stało.
Czy ja mówię do nich niewyraźnie,nie mogłam zostać w domu,Peeta jest nieobliczalny,mógł zrobić mi krzywdę  albo na dodatek mnie zabić.Każdy na moim miejscu zrobiłby to samo bez żadnego zastanowienia,więc niech ci idioci skończą po mnie krzyczeć i niech zajmą się swoimi własnymi sprawami.
Po 30 minutach sprzeczek między mną a Johanną ,Haymitch namówił mnie na krótkie odwiedziny w domu Peety dlatego iż podobno za mną bardzo tęskni i chce mnie zobaczyć,chociaż kiedy widziałam go po raz ostatni chciał mnie zabić.Gale razem z Judy poszli na romantyczną kolację,za wszelką cenę próbowali iść z nami do domu Peety lecz kazałam im zostać,ponieważ nie chciałabym ich mieszać w swoje prywatne sprawy a chciałam żeby  cieszyli się wspólną kolacją. Kiedy już jesteśmy niedaleko domu Peety, Aberntahy postanawia jeszcze zajrzeć do swojego domu i powiadomić Effie,że nic mi nie jest i ,że żyję,ponieważ przez cały miesiąc okropnie się o mnie martwiła i cały czas błagała go,żeby poszedł mnie szukać.Po upływie kilku sekund trzaska drzwiami i wybiega z domu jak poparzony z kartką papieru w dłoni.

-Widziałaś Effie jak wychodziła?-pyta zdyszany Mason.
-Nie.
-Effie!!Zobacz co ta wariatka napisała-podaje mi kartkę papieru.
                                                                        ,,Haymitch !''
            ,,Nie mogłam tego dłużej znieść,próbowałam ci o tym powiedzieć ale nic do ciebie nie docierało a na dodatek się bałam.Wyjeżdżam, nie szukaj mnie,może kiedyś spotkamy się razem we troje''


-Co to ma do cholery być?
W głowie krążą mi tysiące myśli,ale obstawiam jedną,Effie może być w ciąży.
Tylko z kim,no na pewno nie z Haymitchem,to byłoby niemożliwe i niewyobrażalne.Ktoś musi być ojcem dziecka tylko kto.Nie bez powodu napisałaby taką kartkę i nie wspominałaby,że spotkają się razem we troje.Podaję kartkę mentorowi i odchodzę od niego parę kroków.
Były mentor ponownie do mnie podchodzi i patrzy na mnie wyczekującym wzrokiem.
-O co jej chodzi?
-Ona może być w ciąży!-nie wytrzymuję i krzyczę na mężczyznę.
-Co takiego?
-Nie rozumiesz?Ona jest w ciąży!-krzyczy Johanna oglądając kartkę.
Haymitch odchodzi ode mnie parę kroków,chwyta się za głowę i klnie pod nosem.
Patrzę na niego i zastanawiam się dlaczego on tak zareagował,może on wie coś czego ja nie wiem.
Może wie kto może być ojcem dziecka Effie ale dlaczego zareagował tak gwałtownie?

Wchodzę razem z Haymitchem oraz Johanną do domu Peety .W środku panuje idealna cisza a w powietrzu unosi się woń pieczonego chleba.Ściągamy buty i kurtki i idziemy do salonu,przy oknie stoi Peeta,przez ten miesiąc zmienił się,schudł parę kilogramów,jego skóra stała się o wiele bledsza a włosy są w okropnym nieładzie.Podchodzimy do sofy i siadamy na niej,blondyn obraca się w naszą stronę i nie odzywa się,skupia swój wzrok na ciemno pomarańczowej ścianie salonu.
-Ty żyjesz-mówi cicho.
Spuszczam wzrok z chłopaka,przypominam sobie tą noc,kiedy jego wspomnienia wróciły,gdy mnie uderzył i oskarżył o zabicie swoich rodziców.Nie mam w sobie na tyle odwagi by spojrzeć chłopakowi w oczy.Mimo tego,że minął już miesiąc i Peeta przeszedł terapię nie potrafię.
-Chyba musicie sobie coś wyjaśnić-mówi donośnym głosem Johanna.
-Nic nie musimy sobie wyjaśniać-prycham.
Do pokoju wchodzi osoba,którą widziałam ostatni raz ponad pół roku temu,kiedy wchodziła do taksówki i nawet się ze mną nie pożegnała.Teraz wygląda inaczej,przytyła kilka kilogramów,ma teraz krótsze włosy i pomalowane usta.Na jej twarzy nie widać już takiego zmęczenia jak kiedyś,gdybym jej nie znała nie poznałabym jej.

środa, 14 października 2015

Rozdział 6.Trudna rozmowa.

Witam was serdecznie!Dziś kolejny rozdział!Przepraszam,że tak długo nie dodawałam kolejnego rozdziału ale cierpię na totalny brak czasu i nie mam kiedy pisać kolejnych.Życzę wam miłego czytania i z góry przepraszam na błędy ortograficzne i nie tylko.Nie jestem żadną wybitną blogerką,niestety nie potrafię pisać jak wspaniała Suzanne Collins,wybaczcie mi moje błędy,postaram się je naprawić.Nawet w szkole nasza pani od polskiego nie potrafi nas niczego nauczyć tak na marginesie to my kompletnie nic nie robimy xD. 
Czekam na wasze komentarze.Mam nadzieję,że rozdział wam się spodoba.
Pozdrawiam Aaliyah Hunger Games <3.

 
-Co?!-krzyczę.
-Dziś będziecie mieli wywiad z Caesarem,jedziemy do Kapitolu.
-Co takiego?!-wrzeszczy Johanna.
-Kto ma mieć ten niby wywiad?-pyta głośno Peeta
-My wszyscy,ja,ty,Katniss i Johanna.
-Ja nie mam zamiaru nigdzie jechać-prycham.
-To nie ja o tym decyduję skarbie tylko Paylor.
-Nigdzie nie pojadę!
-Poduszkowiec już leci więc się zbieraj.
-Nie rozumiesz?Ja nie mam zamiaru jechać do tego durnego Kapitolu!!-wrzeszczę.
Wybiegam z kuchni i biegnę do sypialni,zamykam drzwi na klucz i rzucam się na łóżko.
Nienawidzę Kapitolu,już na samą myśl robi mi się niedobrze.Nie dość,że wszyscy wyglądają i zachowują się
jak skończeni idioci to to miejsce kojarzy mi się głównie ze Snowem i śmiercią Prim.Gdy tylko pomyśle o o niej widzę ją jako płonącą pochodnię.Kapitol to ostatnie miejsce w które chciałabym się udać.Co tym razem Paylor wymyśliła?I po co każe nam udzielać wywiadu?Moje przemyślenia przerywają uderzenia do drzwi mojej sypialni.
-Katniss otwórz drzwi!-mówi Peeta uderzając ręką o drzwi .
-Nie!Nigdzie nie jadę!-odkrzykuję.
-Proszę otwórz drzwi.
-Nie mam zamiaru!
-Otwórz te cholerne drzwi!
-Sam sobie je otwórz a najlepiej idź stąd!
-Myślisz,że ja chce tam jechać?Zrobimy to co nam każe i wrócimy.
-Odczep się!Ja nie mam zamiaru.
-Otwórz drzwi.Katniss proszę,chcę tylko z tobą porozmawiać.
-Nie!
Peeta nie odpowiada,może zrezygnował z tej idiotycznej kłótni i postanowił jakoś przekonać Haymitcha,żebym nie musiała jechać do Kapitolu.Jednak mylę się,mimo protezy Peeta szybko wchodzi na balkon po drabinie i już  na nim stoi.Otrzepuje spodnie z śniegu i patrzy ze zdziwieniem na mnie.
-Czego ty chcesz?-burczę.
-Otwórz drzwi proszę .
-Nie mam zamiaru.
-Paylor chce tylko,żebyśmy udzielili wywiadu i tyle.Ludzie chcą tylko wiedzieć jak się trzymamy po tym wszystkim.Będziemy tam tylko jeden dzień.
-A co mnie to obchodzi?
-Katniss proszę otwórz te drzwi-pokazuje palcem na drzwi balkonowe.
-A co niby będę z tego miała?Jak sam się tu wspiąłeś to możesz jeszcze zejść.
Peeta obraca się plecami i próbuje zejść po drabinie.
W moim duchu pojawiają się wyrzuty sumienia dlatego postanawiam otworzyć mu drzwi.Nie wytrzymała bym tego gdyby Peecie się coś stało gdyby schodził po tej drabinie.
Zanim wchodzi do sypialni ja otwieram drzwi sypialni i schodzę z powrotem na dół do kuchni.


Po długich namowach Haymitcha postanowiłam jednak polecieć do tego nieszczęsnego Kapitolu by udzielić
wywiadu.Nie wiem czemu ten wywiad ma służyć,on wspominał o tym,że Kapitolończycy chcą wiedzieć
co u mnie,jak sobie radzę w życiu po śmierci siostry i z kim jestem aktualnie w ,,związku''.
Dobija mnie fakt,że ludzi interesują takie rzeczy jak moje prywatne życie.Najchętniej zostałabym
w domu a nie leciała tutaj i słuchała jakichś bzdetów.Życie w Kapitolu nigdy
by mi nie odpowiadało,męczyła bym się tutaj,musiałabym ubierać się w te dziwaczne stroje i gadać
z tym idiotycznym akcentem.
Po godzinie przylatuje po nas poduszkowiec,niechętnie wchodzę do niego i siadam obok Peety i Johanny.
Nie włączam się do dyskusji,nie mam na nią najmniejszej ochoty.Cały czas patrzę przez okno i oglądam widoki.Przelatujemy nad dystryktami,które zmieniły się nie do poznania,nie widać w nich żadnego śladu po wojnie.Nie ma tu już żadnych ogrodzeń,murów ani pozostałości po zburzonych domach.Jest za to pełno pięknych lasów,nowych budynków,mieniących się przeróżnymi kolorami,jest też o wiele więcej łąk na których pasą się krowy.Przed domami widzę gromadki dzieci bawiących się,kilka metrów od nich widzę prawdopodobnie ich rodziców,którzy śmieją się i bacznie ich obserwują.W pewnym sensie jestem z tego zadowolona,ponieważ cieszę się,że nie zostało śladu po tym kiedy była wojna,ograniczyło to przykre wspomnienia.

Przy wejściu czeka na nas uradowana Effie,niemal podskakuje z radości.Ubrała się w czerwoną bufiastą sukienkę na niej ma zarzucony bardzo eleganckie czarne bolerko.Effie zmieniła się przez te kilka miesięcy,wygląda na to,że odrobinę przytyła i nie nakłada już na siebie tak ogromnej ilości makijażu jak kiedyś.
-Miło mi was widzieć kochani,stęskniłam się za wami!
-My za tobą też Effie-przytulam się do Effie.
-Tak pięknie wyglądacie,no może poza tobą-wskazuje głową Haymitcha.
-Jak zawsze miła-prycha.
-Lepiej chodźcie bo się spóźnimy-pośpiesza nas.
Idziemy za Effie długimi korytarzami mieniącymi się przeróżnymi kolorami,od najjaśniejszych po najciemniejsze,na ścianach wiszą przeróżne obrazy przedstawiające wszystkie dystrykty oraz nowe Panem,przykuły one uwagę Peety,dlatego zatrzymywał się przy każdym obrazie co spowalniało nasz marsz.
Jak na tak drobną kobietę na dodatek na tak wysokich obcasach bardzo szybko się porusza,pokonuje kolejne metry w kilka sekund kiedy my wleczemy się powoli po schodach.Effie twierdzi,że przez ostatnie 2 miesiące dużo przytyła i postanawia więcej się ruszać by zrzucić zbędne kilogramy.
Prowadzi nas do sali na 3 piętrze w,której będziemy przygotowani do wywiadu.
Gdy do niej wchodzimy światło razi mnie po oczach,dopiero po kilkudziesięciu  sekundach widzę w miarę wyraźnie.Sala w,której się znajdujemy jest jasno pomarańczowa,jest tu pełno czerwonych skórzanych foteli i kanap.Na ścianach wiszą wielkie fotografie z dziwnymi ubraniami w,które są ubrani mężczyźni i kobiety.W rogach sali znajdują się stoliki z lustrami na których leżą tysiące kosmetyków,szczotek i grzebieni.
Kiedy już wszyscy przekroczyliśmy próg sali witają nas Flavius,Octavia i Venia.
Po ich grymasach na twarzy widzę,że nie są zachwyceni naszym wyglądem.
-Twoje brwi -piszczy z charakterystycznym akcentem Venia.
-Kiedy ty ostatni raz się malowałaś?-skrzeczy Flavius zwracając się do Johanny.
- Spójrz w lustro dziwaku!
-Co takiego?
-Dobrze słyszysz,spójrz w lustro wyglądasz jak idiota.
-Jak ty możesz tak mówić,to ostatni krzyk mody.
-Chyba głupoty.
-Ohh nie kłóćcie się-wtrąca się Effie.
-Lepiej zabierzmy się do pracy bo mamy niewiele czasu musimy coś zrobić,żeby wyglądali normalnie.
-Jak zrobisz ze mnie takiego dziwaka jak ty to obiecuję,że osobiście cię zabiję.
Przez kolejne 30 minut siedzę obok wściekłej Johanny kiedy Flavius razem z swoją asystentką nas malują.
Staram się słuchać rad Flaviusa na temat malowania się co idzie mi z ogromnym trudem,ponieważ cały czas myślę o tym by jak najszybciej wrócić do dwunastego dystryktu.Po zrobieniu makijażu idziemy do garderoby by się ubrać.Octavia przynosi mi jedną z sukienek zaprojektowanych przez Cinnę.Kiedy tylko usłyszałam,że podchodzi od niego wiedziałam,że na pewno mi się spodoba.Sukienka jest klasyczna i  bardzo elegancka.Sięga mi do kostek, i jest w kolorze ciemno zielonym,na biodrach znajduje się czarny pasek z złotą klamrą.Do kompletu są czarne szpilki na niedużym obcasie.
Kiedy już jestem ubrana do sali wchodzi Paylor wraz ze swoimi asystentami,podchodzi do nas i wita się z nami.
-Witam was wszystkich!
-Witamy.....panią....prezydent-cedzi przez zęby Johanna.
-Jak minęła wam podróż?
-Po co kazałaś nam tu przyjechać?-prycham
-Chciałam tylko wiedzieć jak się trzymacie.
-Jak widzisz żyjemy.
-Widzę,ale nie tylko ja chciałam ale cały Kapitol.
-No i ?-irytuje się Johanna.
-Powiem wam tak,ludzie bardzo chcą was zobaczyć,chcą wiedzieć dlaczego nie mieszkacie tutaj i jakie są tego powody i przeróżne inne sprawy a  ja będąc prezydentem pragnę spełniać potrzeby ludzi-mówi dumnym głosem Paylor.
-To przecież bez sensu!-skrzeczy Johanna.
-Nie myślałabym tak panno Mason,ludzie za wami szaleją dlatego was tu wezwałam.Jesteście gwiazdami.
Po zakończonej rozmowie Paylor żegna się z nami,wymienia parę zdań z Haymitchem i wychodzi.

10 minut później.

Caesar Flickerman dziarsko wchodzi na scenę.Wygląda tak samo jak podczas mojego pierwszego wywiadu
,ten sam galowy strój,ciemnogranatowy,upstrzony tysiącem maleńkich,elektrycznych żaróweczek migoczących niczym gwiazdy.Pod warstwą idealnie białego podkładu widać tą samą twarz.
Pierwszą osobą,która będzie rozmawiać z Caesarem będzie Haymitch,jak zwykle ,,czarujący'' cytując wypowiedź Effie.
Każda odpowiedź na pytanie kończy się gadaniną o ulubionych i nie ulubionych trunkach.
Po Haymitchu na scenę weszła Johanna,również jak zwykle miła i urocza. Ubrana w bardzo krótką czarną koronkową sukienkę.Bez krytyki i o obelg w stronę Kapitolu nie mogło się obejść.Zakpiła również ze Snowa i Coin co bardzo mi się spodobało,obraziła także Caesara i jego idiotyczny wygląd lecz ten obrócił to wszystko w żart i wybrnął z tej niezręcznej sytuacji

-Powitajmy serdecznie następnych i najbardziej wyczekiwanych gości Peete Mellarka i dziewczynę  igrającą z ogniem czyli Katniss Everdeen.
Na widowni rozlega się ogromny hałas,ludzie klaszczą,piszczą i wykrzykują nasze imiona.
Wchodzimy razem z Peetą na scenę,witamy się z Caesarem i siadamy obok siebie na kanapie.
-Miło mi ponownie was widzieć.
-Nam również.
-Jak minęła wam podróż do Kapitolu ?
-Nie narzekamy.
-My wszyscy a przede wszystkim ja cieszymy się,że mogliście tutaj przybyć na to krótkie spotkanie.Mieszkańcy Kapitolu bardzo się za wami stęsknili dlatego chcieliby wiedzieć jak sobie radzicie po wojnie,czy próbowaliście wrócić do normalnego życia i jak wam się to udaje.
-Caesarze po tym co przeżyliśmy wszyscy nigdy nie wrócimy do dawnego życia przed igrzyskami,ta cała wojna zmieniła nas wszystkich,z wielkim trudem próbujemy być tacy jak kiedyś. 
-To było nieuniknione,że to co się stało zmieni nas wszystkich.
-Nie przeżyłeś tego co my-mówię donośnym głosem.
-Nie chciałem was tym urazić,że nie wiem jak przeżyliście wojnę.Bardzo was za to przepraszam.
-Niech ci będzie.
-Droga Katniss czy mogę zadać ci bardzo osobiste pytanie?
-Jeśli musisz.
-Co czułaś,kiedy widziałaś jak twoja siostra umiera a ty w żaden sposób nie mogłaś jej pomóc?
-Tego nie da się opisać w żaden sposób,kiedy na nią patrzyłam czułam się jakbym ja umierała a nie ona.
Czułam okropny ból w swoim sercu i do tej pory go czuję ponieważ nie mogłam jej w żaden sposób pomóc.-do moich oczy zaczynają napływać łzy.
-Ona zasługiwała na to by żyć w tym lepszym świecie a nie ja,była zbyt  młoda,zbyt łagodna.
Ciepłe łzy spływają po moich policzkach.
-Bardzo mi przykro z tego powodu,bardzo kochałaś swoją siostrę a ja nie powinienem o to pytać Katniss.
Przytulam się do piersi blondyna.
-Zadaj im normalne pytania!-krzyczy mężczyzna z widowni.
- A więc Peeta,planujesz ponownie pracować w piekarni?
-Póki co nie zamierzam,aktualnie zajmuję się swoimi prywatnymi sprawami,ale zapewne kiedyś znów będę pracował.
-To świetnie!Pytałem wielu osób o twoje wypieki i wszyscy je bardzo zachwalali.Peeta jest utalentowanym piekarzem prawda??!-zwraca się do publiczności.
Publiczność zaczyna klaskać i tryskać entuzjazmem.

Przez następne 10 minut Caesar próbuje wyciągnąć ze mnie i z Peety informacje o tym czy jesteśmy razem.Razem próbowaliśmy wymijać te pytania by uniknąć kolejnego skandalu i paparazzi przed naszymi domami.Po zakończonym wywiadzie Caesar dziękuje nam za przybycie i za wspólnie spędzony czas.My również mu dziękujemy tylko,że nie tryskamy takim entuzjazmem jak on.Chwytam Peete za rękę i idziemy do wyjścia.Tam chwilę rozmawiamy z Effie,Haymitchem i Johanną.Postanawiam iść do toalety aby zmyć makijaż,informuję o tym Peetę i idę w kierunku toalet.

Podchodzę bliżej drzwi i zderzam się z jakimś wysokim mężczyzną.
-Przep....-podnoszę głowę do góry i niemal dostaję zawału.
Tym mężczyzną jest właśnie Gale.
-Hej Kotna!
Patrzę na niego spode łba i idę w przeciwnym kierunku.
-Ej zaczekaj.
Zaczynam biec przed siebie jak najdalej od tego potwora.Gale zaczyna za mną biec i powoli mnie dogania.
-Katniss poczekaj!
-Odwal się!
Skręcam w lewo ni zderzam się z Peetą,nie utrzymuję równowagi i spadam razem z nim na podłogę.Teraz leżę na Peecie,który jest w tak wielkim szoku,że nie może nic powiedzieć.
-Kotna!
Staje u progu drzwi i patrzy na nas z grymasem na twarzy.
-Przepraszam Peeta- wstaję z niego i pomagam mu wstać.
-Co tu się dzieje?-pyta zdezorientowany blondyn.
-On czegoś chce-pokazuję palcem na Gale'a
-Czego ty chcesz od Katniss?
-Nie twoja sprawa.
-Mi się wydaje,że chyba tak.
-Już ci powiedziałem,nie twoja sprawa i odwal się.
-Czego ty chcesz?
-Chcę tylko z tobą porozmawiać.
-Ja nie mam zamiaru.
-Proszę,to potrwa chwile.
-Nie!
-Kotna daj mi chociaż chwilę.
-Ogłuchłeś?Ona nie chce z tobą rozmawiać.
-Nie wtrącaj się kaleko!
-Zamknij się i nie mów tak do niego!
-To niech się nie wtrąca,ja tylko chce z tobą pogadać.
-Masz 5 minut i ani sekundy dłużej.
-Dobra,chodźmy tam gdzie nikt nas nie będzie podsłuchiwał-wskazuje głową na Peete.
-Katniss...
-Peeta za raz wrócę,obiecuję.
-Czekam na ciebie.
Całuję blondyna czule,odwracam się w stronę Gale'a a on spogląda na blondyna a potem na mnie.
Widzę w jego szarych oczach gniew i nienawiść.
Idę za Gale'm do pomieszczenia,które znajduje się na końcu korytarza.
-Cieszę się,że cię widzę.
-Ja akurat nie.Czego ty chcesz?
-Wytłumaczyć ci wszystko i cię przeprosić.
-Chcesz się wytłumaczyć?Że zabiłeś moją siostrę a gdy zostałam sama to wjechałeś i miałeś wszystko gdzieś.
-Kotna...
-Nie mam ochoty z tobą gadać!
-Myślisz,że mi było lekko?Nie miałem wyboru,musiałem wyjechać.
-Jak to nie miałeś wyboru?
-Nie mogłem zostać w dwunastce,nie dał bym rady.
-Ja też sobie nie dawałam rady,gdyby nie Peeta to nie wiem co było by ze mną teraz.Ty sobie po prostu wyjechałeś i olałeś mnie i wszystkich i zabiłeś niewinną Prim!-mówię przez łzy.
-To był wypadek Katniss,ja nie chciałem jej zabić.
-Morderca.
-Wybacz mi Kotna to nie była moja wina-chwyta mnie za rękę.
-Zostaw mnie!-szarpie się.
-Wybacz mi.Przepraszam się za wszystko,że cię zostawiłem,że Prim nie żyje.
-Co ty sobie wyobrażasz?Że jak tu przyjedziesz to będzie tak jak dawniej?Że ci wybaczę?
Nie wybaczę ci tego,że Prim zginęła przez ciebie.
-Wiem,że zniszczyłem wszystko,przepraszam,wiem,że nigdy mi tego nie wybaczysz.
Chciałbym odbudować,to co straciłem.Ciebie.

Gniew obejmuje mnie całą,kiedy na niego patrzę i słyszę co mówi.Miał mnie gdzieś przez tyle miesięcy i nagle odezwało się w nim sumienie?!To pewnie będzie jakiś podstęp,na pewno czegoś ode mnie oczekuje,tylko teraz udaje i mnie przeprasza,żebym mu uwierzyła w te brednie.Najchętniej uderzyłabym go w twarz i zostawiła.Nienawidzę go za to co zrobił.
-Proszę cię wybacz mi.
-Gale ja nigdy ci tego nie wybaczę,mogę jedynie cię tolerować-ostatnie słowo przychodzi mi z ogromną trudnością.
-Dla mnie to i tak dużo,dziękuję.
Patrzę na niego karcącym wzrokiem i wychodzę z pomieszczenia.
-Katniss wszystko dobrze?
-Nic nie jest dobrze!
-Katniss proszę powiedz mi o co chodzi,co chciał od ciebie Gale,dlaczego płaczesz?Co on ci zrobił?
-Chce,żebym mu wybaczyła-wybucham płaczem.
Peeta obejmuje mnie ramionami i przytula mocno do siebie,kładę głowę na jego piersi i próbuję się opanować.On wie,że teraz słowa nie są mi potrzebne.
-Proszę jedźmy już stąd,mam dość tego cholernego Kapitolu.
-Za chwilę przyleci po nas poduszkowiec-szepcze drażniąc moje ucho.

Za około 20 minut Haymitch przyszedł powiedzieć nam,że poduszkowiec już na nas czeka.
Szybko wchodzimy do niego i lecimy z powrotem do dwunastki,lecz w większym składzie.Effie stwierdziła,że stęskniła się za nami i chciałaby nas odwiedzić.Bez żadnego sprzeciwu zgodziła się mieszkać przez ten czas u Haymitcha,co zdziwiło nas wszystkich.Czyżby nasz były mentor i Effie doszli do porozumienia?
Po 2 godzinnym locie jesteśmy już w dwunastce.Razem z Peetą wychodzimy z poduszkowca najszybciej jak tylko potrafimy.Effie bez żadnego słowa sprzeciwu idzie do domu Haymitcha,natomiast zakochana Johanna idzie do Sama.Wchodzę do salonu i kładę się na kanapie,Peeta natomiast idzie do kuchni zrobić nam coś do jedzenia.Myślę cały czas o Gale'u,o tym co mi powiedział,że żałuje wszystkiego i chce wszystko naprawić,że chce odbudować nasze wspólne relacje i,że zrozumiał,że postąpił źle.Od wejścia do poduszkowca ta myśl nie daje mi spokoju.Z jednej strony brakuje mi go,kiedyś był moim najlepszym przyjacielem,mogłam z nim zawsze porozmawiać i rozumiał mnie ale z drugiej strony on jest nieobliczalny,przyczynił się do śmierci Prim,wyjechał do dwójki zostawiając mnie całkiem samą bez słowa pożegnania.Nie jestem pewna szczerości wypowiedzianych przez niego słów,może on chce się zemścić na mnie,że wybrałam Peetę a nie jego i chce bym mu zaufała a kiedy nie będę ostrożna coś mi zrobi  lub Peecie?Jest też możliwość,że naprawdę zrozumiał swoje błędy i chce naprawić do co zepsuł.Sądzę,że on pragnie zemsty, on zawsze lubił się mścić na kimś,dlatego postaram się być ostrożna i powiedzieć o tym Peecie .
-Nadal myślisz o nim prawda?-wyrywa mnie z zamyślenia Peeta.
-Co?-pytam zdezorientowana.
-Pytam czy nadal myślisz o nim?
-Nadal?
-Od wejścia do poduszkowca byłaś nieobecna,z nikim nie rozmawiałaś tylko patrzyłaś w jeden punkt przez całą drogę,wiedziałem,że cały czas o nim myślisz,dlatego ci nie przeszkadzałem.
Peeta cały czas mnie czymś zaskakuje,tym,że zawsze wie co powiedzieć by nikogo nie urazić,potrafi zrobić różne rzeczy i na dodatek potrafi odgadnąć o tym co myśli.Może to było dla niego oczywistą sprawą a ja jakoś szczególnie nie próbowałam tego zamaskować.
 -Aż tak dobrze mnie znasz?
-Po prostu wiem,że ty z Gale'm masz coś do załatwienia
-Co takiego?
-Katniss
-Ja nic do niego nie czuję Peeta,kocham tylko ciebie i zawszę będę cię kochać!
-Ale...-wstaję ze sofy i podchodzę do blondyna.Chwytam go za ręce i całuję namiętnie w usta.
-Możesz mnie  tak częściej uciszać.
-Jak mogłeś pomyśleć,że kocham Gale'a?
-Łączyło was coś.
-To nawet nie była miłość,nigdy nic szczególnego do niego nie czułam Peeta.
-Proszę powiedz mi prawdę,chcę to wiedzieć.
-Nie.
-Boisz się,że jak powiesz mi prawdę to przestanę cię kochać?
Nie odpowiadam.
-Katniss wiesz co do ciebie czuję,kocham cię,ja tylko chcę wiedzieć prawdę.
-Ja nic do niego nie czuję,on zniszczył wszystko,chciałam o nim zapomnieć ale on się pojawił i zaczynał mnie przepraszać,mówił mi,że chce wszystko naprawić.
-Wierzysz mu?
-To jest zbyt trudne,ja nie mam pojęcia co mam o tym myśleć.Ale wydaje mi się,że on kłamie,on nie potrafi przepraszać a co ważniejsze wybaczać.
-Widziałem to po jego oczach jak na mnie spojrzał a potem na ciebie.Nigdy nie widziałem go takiego wściekłego.
-Nie wierz mu w nic co powie,on jest strasznie przebiegły.
-Dobrze -mówi całując mnie w czubek głowy.
-Kocham cię Peeta.
-Ja ciebie jeszcze bardziej.
Siada koło mnie na kanapie a ja wtulam się w jego szerokie,silne ramiona.
Zasypiam.
****************************Sen*******************************

Jestem na arenie,wokół mnie znajdują się wszyscy trybuci z 74 igrzysk.Widzę Cato,Glimmer,Clove,Marvela, Liszkę, Tresha i Rue.Patrzą na mnie nieobecnym wzrokiem,stojąc w miejscu.Podchodzę do Rue przyklękam obok niej i lekko się uśmiecham.Dziewczyna patrzy na mnie i odwdzięcza mi uśmiech po czym przeobraża się w zmieszańca,który próbował zabić mnie i Peetę na pierwszych igrzyskach.Patrzę na innych trybutów,którzy również przeobrażają się w wilcze zmieszańce.Uciekam ile mam sił w nogach,biegnę do lasu myśląc,że tam znajdę jakieś drzewo na,które mogłabym się wspiąć.Na moje nieszczęście nie ma tu żadnych drzew na,które mogłabym szybko wejść.Biegnę dalej nie oglądając się za siebie,przebiegam przez wielką błotnistą rzekę i tracę równowagę i przewracam się na lewy bok.
Z oddali słyszę wołanie Gale'a o pomoc i warczenie zmiechów lecz je ignoruję,wstaję i biegnę przed siebie.
Moim oczom ukazuję się róg obfitości do,którego biegnę bez zastanowienia.
Gdy już jestem przy nim widzę na nim klęczącego Peetę,który podaje mi ręce i wciąga mnie na górę,gdy zmieszańce już do niego dobiegają.Kiedy już jestem na górze ktoś uderza mnie w głowę i upadam na zimną powierzchnię konstrukcji. Ból przeszywa całe moje ciało.Rozglądam się i widzę jak Gale bije się z Peetą.Z nosa Peety leci strumień krwi a Gale bije go z całej siły w twarz po czym blondyn upada,Gale obraca się do mnie i zaczyna się śmiać. Patrzę na niego oraz na krwawiącego blondyna,Gale wyciąga nóż z kieszeni kurtki i wbija go w serce Peety.Chłopak po raz ostatni patrzy na mnie i wypowiada jedno słowo:Zawsze.
Próbuję wstać,lecz nie potrafię,nie mam w sobie siły.Zaczynam płakać i krztusić się własnymi łzami.Przez zapłakane oczy widzę jak Gale zrzuca ciało Peety z rogu wprost do paszcz wygłodniałych zmieszańców.Obraca się w moją stronę,podbiega do mnie i mówi szeptem do mojego ucha.
-Twój koszmar się skończył teraz jesteś bezpieczna.

Nie jestem w stanie się opanować. Moim ciałem wstrząsają dreszcze, łzy leją się strumieniem
Zaczynam szlochać i skakać po łóżku.Dopiero po chwili orientuje się,że nie ma przy mnie Peety.
Przerażona rozglądam się po pokoju lecz nigdzie go nie widzę.
Wstaję z łóżka i zapalam światło.Widzę ślady krwi na dywanie.
Przerażona zbiegam po schodach.


Czekam na wasze opinie!A co do tego wywiadu to zaspojleruję wam xD ( on miał tylko sprowadzić Katniss do Kapitolu nie chodziło w żadnym razie o to,że ludzie chcieli ich zobaczyć). Reszty dowiecie się w następnym poście.


#HungerGames#IgrzyskaŚmierci