Witajcie!Dziś kolejny rozdział,wybaczcie mi,że nie dodałam go wcześniej ale nie mam ostatnio czasu na nic.Z góry przepraszam za błędy.
Zapraszam was serdecznie do czytania i komentowania.Każdy wasz komentarz i opinia są dla mnie bardzo ważne.
Zbiegam przerażona po schodach i wbiegam do salonu gdzie widzę zapaloną lampkę.
Rozglądam się po pomieszczeniu i dostrzegam w prawym rogu Peetę,który trzyma w prawej ręce zakrwawiony nóż.Z jego dłoni leje się krew,która kapie na drewnianą podłogę.
Podchodzę do niego i przyklękam obok,dotykam jego dłoni i mówię
-Peeta dlaczego to zrobiłeś?-pytam blondyna przerażona.
Nie odpowiada tylko skupia swój wzrok na suficie.
-Peeta proszę odpowiedz mi co ci się stało,dlaczego się pociąłeś,chodź opatrzę ci ręce.-mówię przerażona i próbuję ponownie dotknąć zakrwawionych dłoni chłopaka.
Blondyn wstaje i patrzy na mnie przestraszony swoimi błękitnymi oczami,które wyglądają inaczej niż te w,których zawszę się zatapiałam.
Chcę go przytulić ale on z całej siły popycha mnie na ścianę
-Nienawidzę cię ty zmieszańcu!-krzyczy na mnie.
Uderzam plecami o ścianę i nieruchomieję w miejscu.
-Zabiłaś moich rodziców!Teraz i mnie chcesz zabić!
-Co ty mówisz Peeta,ja ich nie zabiłam oni zginęli w bombardowaniu.
-To twoja wina,ty ich zabiłaś!
-Nie możesz tak mówić,kocham cię a ty mnie,ja nigdy nie zrobię ci krzywdy.
-Kłamiesz,jesteś pier******m potworem!Nienawidzę cię,ty wszystko zniszczyłaś!
-Nie mów tak kocham cię i nigdy nie zrobiłam ci krzywdy.
-Nigdy cię nie kochałem!Jesteś nędznym potworem,spier****j stąd.
-Peeta.
-Zamknij się potworze!Zabiję cię jeżeli się do mnie zbliżysz!-wrzeszczy.
-Peeta...
-Zabiję cię słyszysz?-krzyczy i rzuca się na mnie.
Chwyta mnie za ramiona i uderza mną o ścianę,padam na twarz a on kopie mnie kilka razy w brzuch.
-Nienawidzę cię!-wrzeszczy na całe gardło.
Obraca się w stronę okna i podchodzi do niego,chwyta się drewnianego parapetu tak mocno,że niemal go łamie.Ja leżę na zimnej podłodze i próbuję powoli wstać.Nie potrafię nic powiedzieć,zaczynam płakać z bólu.Kiedy po paru minutach udaje mi się wstać wybiegam najszybciej jak potrafię w salonu,biorę kurtkę i uciekam.Wybiegam z domu i biegnę tam gdzie poniosły mnie nogi,do lasu,który zawsze był moim schronieniem przed światem..Przechodzę przez pozostałości po dawnym murze i biegnę ile mam sił.Mimo okropnego bólu brzucha,staram się uciec jak najdalej od blondyna.
Postanawiam się zatrzymać dopiero po kilometrze biegu,staję przy wysokim drzewie i opieram się o niego.Próbuję uspokoić oddech i kucam obok drzewa.Opieram głowę o pień i zakrywam załzawione oczy.
Nie potrafię się uspokoić,przez całe moje ciało przechodzą dreszcze,wybucham jeszcze większym płaczem.
Do moich uszu docierają odgłosy watahy dzikich psów,które są już niedaleko mnie.Nim zdążyłam zareagować one są już przy mnie.Jedyne co widzę to wygłodniałe pyski pełne ostrych zębów.
Budzę się prawdopodobnie wczesnym rankiem,nie wiem gdzie obecnie teraz się znajduję.Czuję pod sobą delikatny materac,moje ciało okrywa ciepły, gruby,zielony koc.Dotykam swojego czoła i czuję,że mam na nim dość sporą ilość bandaży.Dostrzegam,że na moich dłoniach znajduję się ich również spora ilość.
Rozglądam się nerwowo po drewnianym pokoju i niemal uderzam w czyjąś głowę.
-Hej Kotna.
-Co ty tutaj robisz?-podskakuję przerażona na łóżku.
-Znalazłem cię.
-Dlaczego ja tu jestem?!-krzyczę.
-Zmarzłabyś,dlatego cię tutaj zabrałem.
-Ale jak ty się tutaj znalazłeś?
-Przyjechałem,zobaczyłem cię pod tym drzewem i zabrałem cię tutaj.
-Ale...
-Kiedy wyjechaliście z Kapitolu to ja również wyjechałem,chciałem jeszcze raz z tobą porozmawiać i cię przeprosić.Potem zobaczyłem jak wybiegałaś z domu a potem te zdziczałe psy cię dopadły.Dobrze,że cię znalazłem.
-Jak je odpędziłeś?
-Znalazłem twój łuk w drzewie.
Kompletnie o nim zapomniałam przez wczorajsze wydarzenia.Byłam tak przerażona atakiem Peety,że nawet nie pomyślałam o niebezpieczeństwie i o tym,że mój łuk jest kilka kroków ode mnie,jestem skończoną idiotką.
-Błyszczące wspomnienia wróciły-mówię ledwo słyszalnym głosem podpierając się rękami na delikatnej powierzchni materaca.
-Co?
-Peeta chciał mnie zabić,błyszczące wspomnienia wróciły on oszalał.
-To było nieuniknione,one w każdej chwili mogą wrócić Kotna.
-Jakbym nie wiedziała!-krzyczę na chłopaka.
-Uspokój się-szepcze podając mi kubek ciepłej herbaty.
Nic mu nie odpowiadam,nadal nie mam ochoty z nim rozmawiać po tym co zrobił.Po co on tutaj przyjechał?
Dlaczego mnie uratował przed wygłodniałymi psami i zabrał mnie do tej chaty?
Wszystkie myśli plączą mi się w głowie,która boli mnie niemiłosiernie,na dodatek mam pogryzione ręce i otłuczone dłonie i nogi.Przez dobre 4 godziny Gale siedział przy mnie i obserwował każdy choćby najmniejszy mój ruch.Ciągle wypytując mnie czy czegoś potrzebuję i jak się czuję.Przez ten czas starałam się nie myśleć o Peecie co sprawiało mi ogromną trudność,bo kiedy tylko przypomniałam sobie o chłopaku do moich oczu zaczynały napływać łzy.Gale zauważył to natychmiastowo,próbował mnie pocieszać choć ja tłumaczyłam łzy bólem brzucha i głowy.Po kilku godzinach postanowił coś upolować ja zostałam sama w tej niedużej 3 pokojowej chatce.Może na serio źle go oceniłam,przecież on był moim najlepszym przyjacielem,może też próbował zapomnieć o całej wojnie i wrócić do normalności.Teraz gdy się mną opiekuję zaczynam przeczuwać,że może Gale'owi może zależeć na mnie.
Mijają kolejne dni,które wyglądają praktycznie tak samo.Codziennie budzę się wczesnym rankiem razem z Galem i robimy śniadanie,następnie szykujemy się na polowanie.Polujemy zazwyczaj na jelenie lub króliki,czasami zdarzy się nam również zapolować na indyki.Po udanych łowach wracamy do chaty i przyrządzamy z nich obiad i kolację.Resztę dnia spędzamy sprzątając,spacerując po lesie i oglądając telewizję.Z czasem razem z Galem powoli zaczęliśmy się dogadywać tak jak
kiedyś,może nie aż tak ale widać znaczną poprawę w stosunkach między
nami.Nadal nie jestem pewna do jego szczerości,dlatego nie poruszam przy
nim wszystkich męczących mnie pytań.
Pewnego wieczoru,kiedy uciekliśmy do domu przed wygłodniałym niedźwiedziem spytałam go co robił w Kapitolu,wyjaśnił mi,że wezwała go Paylor by został jej prywatnym ochroniarzem,odmówił jej co bardzo jej się nie spodobało,chciała go wrzucić do więzienia lecz nie miała nic przeciwko niemu.Ale kiedy dowiedziałam się od niego co było prawdziwym powodem wezwania do Kapitolu dostałam ogromnego szoku.Kiedy Paylor wyrzuciła Gale'a za drzwi podsłuchał jej rozmowę z doradcami.Krzyczała po nich,że mają się mnie pozbyć oraz Peety.Kazała im mnie śledzić kiedy szłam do łazienki po wywiadzie,powiedziała im ,że muszę cierpieć za to,że ostatnie igrzyska się nie odbyły,ponieważ to wszystko przeze mnie i przez Peetę,co jest oczywiście zwykłym kłamstwem.Gale dowiedział się od ludzi Paylor,że przez ostatnie miesiące dzieje się z nią coś niedobrego.Krzyczy i wyzywa swoich podwładnych bez powodu i wrzuca ich do więzienia.Dostaje ataków histerii i nic nie pomaga jej się uspokoić,na dodatek jest bardzo agresywna i ostatnio prawie zabiła swoją osobistą sekretarkę,gdyby nie wkroczyli jej ochroniarze.
Ta wiadomość mną wstrząsnęła,przeczuwałam,że z Paylor dzieje się coś niedobrego ale tego się nie spodziewałam.Muszę na siebie uważać.
Parę tygodni później.
Po miesiącu postanawiam razem z Galem iść do miasta by odwiedzić jego dziewczynę.
Jest to szczupła długowłosa blondynka o dużych zielonych oczach.Ma piękne duże usta i proste sięgające do połowy pleców włosy.Znam tą dziewczynę,chodziła razem ze mną do klasy,ma na imię Judy.Jeszcze zanim pojechałam na igrzyska rozmawiałyśmy ze sobą,głownie o interesach,ponieważ pochodziła z lepszej rodziny
dlatego mogła pozwolić sobie na kupno mięsa z jelenia czy też kilku indyków parę razy w tygodniu,które upolowaliśmy z Gale'm.Rzadko z nim rozmawiała,kiedy już miała się do nas odezwać to rozmawiała ze mną,było po niej widać,że się go wstydziła.
Wychodzimy z drewnianej chaty i kierujemy się w stronę miasta.
Po kilku dobrych minutach nie wytrzymuję i pytam bruneta.
-Jak to z wami jest?
-Co niby?
-No kiedy zaczęliście się spotykać,jak ją znalazłeś.
-Po wojnie kiedy wyjechałem do 2 zobaczyłem ją w parku niedaleko mojego domu,postanowiłem do niej podejść i z nią chwilę porozmawiać.
-Ile już jesteście ze sobą?
- Jakieś chyba 4 miesiące,nie wiem jakoś nigdy nie przywiązywałem do tego wagi.
-Rozumiem.
Na tym nasza rozmowa się kończy,nie chcę być wścibska i wtrącać się w nie swoje sprawy.Gdyby Gale chciał mi coś więcej powiedzieć to zrobiłby to.
Idziemy pod nowo otwartą kawiarnię o nazwie ,,Sweet'',siadamy na ławeczce obok niej i oczekujemy na przyjście Judy.Gale powiedział mi,że kawiarnię otworzył kuzyn Peety niecałe 2 tygodnie temu i jest bardzo często odwiedzana.Czekamy na dziewczynę około 10 minut,kiedy już do nas przychodzi na jej twarzy pojawia się szeroki i szczery uśmiech.Ubrana jest w czarny,elegancki płaszcz sięgający jej do połowy uda,na szyi ma zawieszony gruby,czerwony szalik.Na stopach ubrane ma wysokie buty w kolorze ciemno szarym,sięgające jej przed kolana.
Witają się czule po czym ściskam i lekko uśmiecham się do wybranki Gale'a
-Cześć Katniss
-Cześć Judy
-Miło mi cię znów widzieć.
-Mi ciebie również,myślałam,że nie żyjesz.
-Nie było by mnie teraz gdyby nie Gale-całuje Gale'a w policzek.
Uśmiecham się do nich.Ktoś podbiega do mnie z lewej strony i szarpie mnie za ramię.
-Co ty sobie wyobrażasz?-krzyczy pijany Abernathy.
-Co?!!-krzyczę zdezorientowana.
-Myśleliśmy,że nie żyjesz,dlaczego uciekłaś?
-On chciał mnie zabić!-wybucham
-To wszystko przez te cholerne wspomnienia Katniss,to nie jest jego wina!- wrzeszczy na mnie Johanna.
-Nazwał mnie mordercą i chciał mnie zabić-wybucham płaczem.
-Katniss...
-Gdyby nie Gale,na pewno bym już nie żyła.
-On był przez cały miesiąc na leczeniu,przez ten cały czas był w szpitalu i mówił ciągle o tobie.Pytał gdzie jesteś i dlaczego cię przy nim nie ma a ja nigdy nie mogłem mu powiedzieć prawdy skarbie.To nie jego wina!
Patrzę karcącym spojrzeniem na pijanego Haymitcha,ponieważ nie rozumiem dlaczego on jest na mnie taki wściekły,przecież ja nic nie zrobiłam złego.Czy on w ogóle wie co stało się tamtej nocy i co mnie spotkało?
-Ty idiotko jak mogłaś zostawić go samego!
-Ogłuchłaś?!On chciał mnie zabić!
-Mogłaś nam o tym powiedzieć!A nie znikać na cały miesiąc.Martwiliśmy się o ciebie ciemna maso,co ty sobie wyobrażałaś.Myśleliśmy,że coś ci się stało.
Czy ja mówię do nich niewyraźnie,nie mogłam zostać w domu,Peeta jest nieobliczalny,mógł zrobić mi krzywdę albo na dodatek mnie zabić.Każdy na moim miejscu zrobiłby to samo bez żadnego zastanowienia,więc niech ci idioci skończą po mnie krzyczeć i niech zajmą się swoimi własnymi sprawami.
Po 30 minutach sprzeczek między mną a Johanną ,Haymitch namówił mnie na krótkie odwiedziny w domu Peety dlatego iż podobno za mną bardzo tęskni i chce mnie zobaczyć,chociaż kiedy widziałam go po raz ostatni chciał mnie zabić.Gale razem z Judy poszli na romantyczną kolację,za wszelką cenę próbowali iść z nami do domu Peety lecz kazałam im zostać,ponieważ nie chciałabym ich mieszać w swoje prywatne sprawy a chciałam żeby cieszyli się wspólną kolacją. Kiedy już jesteśmy niedaleko domu Peety, Aberntahy postanawia jeszcze zajrzeć do swojego domu i powiadomić Effie,że nic mi nie jest i ,że żyję,ponieważ przez cały miesiąc okropnie się o mnie martwiła i cały czas błagała go,żeby poszedł mnie szukać.Po upływie kilku sekund trzaska drzwiami i wybiega z domu jak poparzony z kartką papieru w dłoni.
-Widziałaś Effie jak wychodziła?-pyta zdyszany Mason.
-Nie.
-Effie!!Zobacz co ta wariatka napisała-podaje mi kartkę papieru.
,,Haymitch !''
,,Nie mogłam tego dłużej znieść,próbowałam ci o tym powiedzieć ale nic do ciebie nie docierało a na dodatek się bałam.Wyjeżdżam, nie szukaj mnie,może kiedyś spotkamy się razem we troje''
-Co to ma do cholery być?
W głowie krążą mi tysiące myśli,ale obstawiam jedną,Effie może być w ciąży.
Tylko z kim,no na pewno nie z Haymitchem,to byłoby niemożliwe i niewyobrażalne.Ktoś musi być ojcem dziecka tylko kto.Nie bez powodu napisałaby taką kartkę i nie wspominałaby,że spotkają się razem we troje.Podaję kartkę mentorowi i odchodzę od niego parę kroków.
Były mentor ponownie do mnie podchodzi i patrzy na mnie wyczekującym wzrokiem.
-O co jej chodzi?
-Ona może być w ciąży!-nie wytrzymuję i krzyczę na mężczyznę.
-Co takiego?
-Nie rozumiesz?Ona jest w ciąży!-krzyczy Johanna oglądając kartkę.
Haymitch odchodzi ode mnie parę kroków,chwyta się za głowę i klnie pod nosem.
Patrzę na niego i zastanawiam się dlaczego on tak zareagował,może on wie coś czego ja nie wiem.
Może wie kto może być ojcem dziecka Effie ale dlaczego zareagował tak gwałtownie?
Wchodzę razem z Haymitchem oraz Johanną do domu Peety .W środku panuje idealna cisza a w powietrzu unosi się woń pieczonego chleba.Ściągamy buty i kurtki i idziemy do salonu,przy oknie stoi Peeta,przez ten miesiąc zmienił się,schudł parę kilogramów,jego skóra stała się o wiele bledsza a włosy są w okropnym nieładzie.Podchodzimy do sofy i siadamy na niej,blondyn obraca się w naszą stronę i nie odzywa się,skupia swój wzrok na ciemno pomarańczowej ścianie salonu.
-Ty żyjesz-mówi cicho.
Spuszczam wzrok z chłopaka,przypominam sobie tą noc,kiedy jego wspomnienia wróciły,gdy mnie uderzył i oskarżył o zabicie swoich rodziców.Nie mam w sobie na tyle odwagi by spojrzeć chłopakowi w oczy.Mimo tego,że minął już miesiąc i Peeta przeszedł terapię nie potrafię.
-Chyba musicie sobie coś wyjaśnić-mówi donośnym głosem Johanna.
-Nic nie musimy sobie wyjaśniać-prycham.
Do pokoju wchodzi osoba,którą widziałam ostatni raz ponad pół roku temu,kiedy wchodziła do taksówki i nawet się ze mną nie pożegnała.Teraz wygląda inaczej,przytyła kilka kilogramów,ma teraz krótsze włosy i pomalowane usta.Na jej twarzy nie widać już takiego zmęczenia jak kiedyś,gdybym jej nie znała nie poznałabym jej.
Dalsze losy Katniss i Peety. Blog <3 zapraszam serdecznie do czytania i komentowania.
Nieeeeeee! :(
OdpowiedzUsuńNieeeeeee! :(
Nieeeeeee! :(
No jak tak można?! Tak nie można! (xD)
Nie, nie, nie, Peeta i Katniss się bardzo kochają, i się nie kłócą, i nie robią sobie nawzajem krzywdy, bo się do cholery kochają! D:
Przepraszam, odbiło mi. xD
Bardzo fajny rozdział, muszę przyznać, ale kurde, co to miało być?! Aaaaaa! XD
Szczerze, to jestem chyba masochistką, bo kocham takie rozdziały. Dlaczego? Bo potem są czułe przebaczania itd. itp. A tu takiego nie było. D: Nie mówię, że nie będzie, ale jak mogłaś i skłócić? I to na rzecz Gale'a?! Chyba, że... 3:)
Zrobiłaś to specjalnie, żeby było czułe przebaczenie i pocałunki, i przytulasy, i pocałunki, no i jeszcze jakieś fajne czułe słowa. Prawda, czy fałsz? xD :D :D :D
Jeśli nie, to Cię osobiście uduszę, ale nie przejmuj się- ja tu zostanę. xD
PiŻW! :D
Yghm... ,,ich", a nie ,,i". xD
UsuńPiŻW! po raz drugi. :D
Suuper! Czekam na next! :)
OdpowiedzUsuńNo nie co wgl sie dzieje ja nie chce zebys na tym konczyla :( szybko nexta prosimy :) bi nie wytrzymam.
OdpowiedzUsuńHmmm... zastanawiam się... kto wszedł do tego pokoju? Nie mam żadnego pomysłu kto to mógł być... może Annie? No nie wiem... no i teraz będę się zastanawiać kto to mógł być... ale ja się dowiem... prawdopodobnie dopiero wtedy kiedy wstawisz kolejny rozdział... ale się dowiem XD
OdpowiedzUsuńEj, ale Katniss i Peeta nie mogą się kłócić... ja się nie zgadzam!! Oni mają być razem długo i szczęśliwie i w ogóle... dlaczego? Bo ja tak mówię! XD
Jedno muszę napisać... w sumie to cieszę się, że nie robisz z Gale'a potwora, może nie lubię go jakoś bardzo i muszę przyznać, że kiedyś go nienawidziłam, ale to czytanie na blogach, gdzie wszyscy robią z niego potwora trochę mnie zdenerwowało, bo w końcu on przyjaźnił się z Katniss i nawet przyznał, że Peety nie można nie lubić, więc... przez to przestałam go nienawidzić i ograniczyłam się do zwykłego... nic do niego nie mam.
Rozdział bardzo mi się spodobał i czekam na kolejny :D
No, a teraz życzę Ci duuuuuużo weny i zapraszam do siebie, bo właśnie wstawiłam kolejny rozdział :)
http://losyfinnickaiannie.blogspot.com/2015/10/rozdzia-87-dystryktowa-wypozyczalnia.html
Pozdrawiam
love dream
Super<33
OdpowiedzUsuńNie możesz peeta i katniss muszą być razemmm !! <3
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPiszesz cudownie i to bardzo i świetny rozdział bardzo ^^
OdpowiedzUsuńCzekam na jest i niech Katniss i Peeta się nie kłócą
Zaprasza do mnie
katnissipeetaporebelii.blogspot.com