środa, 24 lutego 2016

Rozdział 15.Niespodzianka

Witam po dość długiej przerwie. Za wszelkie błędy przepraszam i zapraszam do czytania i komentowania rozdziału.

*Peeta*

Nawet mnie nie zauważa lub nie chce mnie zauważyć, siadam obok niej i lustruję jej skupioną twarz.

Patrzy w przestrzeń, tak jakby czegoś wypatrywała, mimo tego, że patrzy w czarne belki balkonu.

-Katniss- mówię cicho.

Odpowiada mi cisza.

-Katniss spójrz na mnie -proszę ją.

-Czego chcesz?-burczy.

-Chcę wiedzieć, dlaczego jesteś taka zła.

-Spytaj tej idiotki.

-Chwilę temu wyszli.Katniss powiedz mi cię ugryzło-kładę jej dłoń na ramieniu.

-Co mnie ugryzło?Johannę coś ugryzło.

-Katniss....-przerywa

-Johanna pozwala sobie na zbyt wiele.

-Przecież wiesz, jaka ona jest, nic tego nie zmieni.

-Peeta co jej strzeliło do głowy, żeby mówić o tym...-przerywa i patrzy na mnie.

-Katniss ty dobrze wiesz, że ona zawsze lubiła cię prowokować, może nie powinnaś zwracać na to uwagi.

-Ale Peeta.

-Przecież wiesz, że ona zawsze chce cię wkurzyć, postaraj się tego nie okazywać ,to może kiedyś przestanie.

-Może masz racje Peeta, teraz widzę, że zachowuję się jak rozkapryszone dziecko.

-Raczej dziewczyna, która została sprowokowana przez Johanna, która dostała okresu.

-To wszystko wyjaśnia.

Oboje wybuchamy śmiechem i wchodzimy z powrotem do domu.





Kilka tygodni później.

*Katniss*

Dziś jest ten dzień.Urodziny Peety, jego 19 urodziny.

Wstaję delikatnie i powoli z łóżka, by nie obudzić chłopaka.Ubieram się w to, co zwykle,szary t-shirt i czarne leginsy,a włosy zaplatam w warkocz.

Schodzę po schodach i dzwonię do Effie.

-Słucham?

-Cześć Effie.

-Cześć skarbie, czekałam z niecierpliwością na twój telefon.

-Wszystko załatwione?

-Oczywiście, wszystko jest dopięte na ostatni guzik.To będą wspaniałe urodziny.

-Dziękuję Effie,jesteś wspaniała.

-Katniss tylko musicie zniknąć na 2 godziny, abyśmy mogli wszystko przygotować.

-Dobrze zabiorę go dziś na małe zakupy, chociaż wiemy, że ani on, ani ja ich nie lubimy.

-Jak można nie lubić zakupów?!!- skrzeczy z tym słynnym kapitolińskim akcentem.

-Effie...-nie dokańczam, ponieważ słyszę kroki Peety.

-Katniss??-Peeta schodzi po schodach.

-Muszę kończyć.Do zobaczenia-rozłączam się.

-Proszę nie mów mi,że dziś chcesz iść na zakupy-jęczy.

-Peeta już ostatnio ci mówiłam o tym,że muszę sobie kupić coś nowego.

-Akurat dziś?

-Tak,akurat dziś.Chodź zjemy śniadanie-zmieniam temat.

-No dobrze-wchodzi za mną do kuchni.

Przez całe śniadanie praktycznie z sobą nie rozmawiamy.Peeta cały czas spogląda w okno jakby wyczekiwał kogoś,a z jego talerza prawie nic nie znika.

Prawdopodobnie myśli o tym,że wszyscy zapomnieliśmy o jego urodzinach,na pewno jest na nas zły,ale jak zawsze nigdy nic nie powie.

Kończymy jeść śniadanie, dzwonimy po taksówkę i za pół godziny jesteśmy w dość dużej galerii handlowej.

-Chodźmy najpierw tutaj-pokazuję ręką.

-Dobra,chodź-odpowiada szybko i wchodzi do sklepu.

Bacznie obserwuję go na każdym kroku,przez cały czas smutek gości na jego twarzy.On na serio myśli,że wszyscy a przede wszystkim ja zapomniałam o jego urodzinach.Najchętniej powiedziałabym mu,że urządzamy dla niego przyjęcie urodzinowe ,ale to nie byłaby już niespodzianka.

Przez następne 2 godziny staram się przejść po jak największej ilości sklepów i jak najmniej rozmawiać z Peetą do momentu, kiedy zadzwonił do mnie telefon. Pośpiesznie wyciągam telefon z kieszeni bluzy i odbieram połączenie od Effie.

-Katniss gdzie wy jesteście?

-Za chwilę wychodzimy tylko zapłacę, wszystko już gotowe?

-Wszystko dopięte na ostatni guzik, przyjeżdżajcie szybko.

-Będziemy niedługo,do zobaczenia.

-Do zobaczenia.

Rozłączam się i wkładam telefon z powrotem do kieszeni bluzy.

-Kto dzwonił?

-Effie.

-A co chciała?

Cholera co ja mam mu teraz powiedzieć? Ja nie jestem dobra kłamaniu.Myśl Katniss, myśl.

-Chce, żebyśmy przyszli pomóc jej i Haymitchowi przy urządzaniu ogrodu.

-To chodźmy-idzie w stronę wyjścia.

-Już tylko zapłacę za te rzeczy.

Dzwonimy po taksówkę i za kolejne 30 minut jesteśmy już pod moim domem.

-To ja lepiej się przebiorę,skoro mamy jej pomóc.

-Dobrze tylko zabierz ode mnie z ogrodu doniczki,które leżą obok wiśni dobrze?Ja wezmę te od ciebie dobrze?

-No dobra,jak już chcesz-odpowiada ze smutkiem w głosie.

Kiedy Peeta znika za bramą ogrodu, biegnę jak poparzona do jego domu, zrzucam z siebie ubrania ,wyciągam z torby kupione ubrania, po czym ubieram na siebie piękna pomarańczową sukienkę do kolan na ramiączkach a do tego czarne baleriny.

Wbiegam do ogrodu Peety, gdzie wszyscy już na nas czekają,moja mama,Haymitch,Effie,Gale,Judy,Sam i Johanna.

Ogród ozdobiony jest setkami białych i pomarańczowych balonów,na białych, drewnianych stołach położone są piękne pomarańczowe obrusy w kolorze zachodzącego słońca. Altana przyozdobiona jest białymi serpentynami,które rozciągają się do najbliższych drzew.

Na środku ogrodu obok ogniska znajduje się góra prezentów, a także duża pinia-ta w,której znajdują się słodycze.

Podbiegam zdyszana do wszystkich i oświadczam,że Peeta zaraz powinien przyjść.

-Katniss,gdzie jesteś?-wola mnie Peeta.

-U ciebie w ogrodzie,chodź tutaj.

Peeta wchodzi do ogrodu i na nasz widok zamiera w bezruchu.

-Niespodzianka!-krzyczymy wszyscy.

-Rany-wydusza z siebie po chwili.

-Wszystkiego najlepszego Peeta- krzyczę na całe gardło.

-O matko, myślałem,że zapomnieliście-podchodzi do nas.

-O tobie nie da się zapomnieć-szepczę mu do ucha.

Kolejno składamy mu życzenia urodzinowe i wręczamy mu prezenty.

Nareszcie na twarzy Peety widzę ten uśmiech,którego brakowało mi przez cały dzisiejszy dzień,teraz wiem,że dobrze postąpiłam ,nie mówiąc mu o niespodziance.

Później wszyscy śpiewamy mu sto lat i jemy razem tort wiśniowo-malinowy, który Effie sprowadziła prosto z Kapitolu. szkoda go jeść, bo naprawdę widać, że ktoś napracował się przy wykonaniu kilkupiętrowego tortu z ręcznie robionymi wzorami a przede wszystkim ogromnymi cukrowymi kwiatami.

Kiedy skończyłam jeść tort dostrzegam ,że środku ogrodu stoi coś dużego przykryte starym, brązowym prześcieradłem.

-Haymitch,co to takiego?-pytam zaciekawiona.

-Za chwilę zobaczysz skarbie-puszcza do mnie oko.

-Gale,Sam pora na nasz prezent-ogłasza nasz były mentor.

Chłopacy wstają od stołu i podchodzą do prześcieradła.

-Peeta mamy dla ciebie jeszcze jeden prezent.

-Chodź zobaczyć.

Peeta wstaje z krzesła i podchodzi.

-Katniss zamknij naszemu jubilatowi oczy.

Pośpiesznie robię to, o co prosi mnie Haymitch, staję na palcach i zasłaniam oczy chłopaka.

-Na 3.

-Raz.

-Dwa.

-Trzy!!-wszyscy krzyczą.

Haymitch razem z Gale'm i Samem podnoszą prześcieradło.

Naszym oczom ukazuje się jakiś pojazd na dwóch kółkach,dużą kierownicą,skórzanym siedzeniem i jeszcze większą ilością metalu.

-Co to takiego?-pytam.

-To jest motocykl skarbie, ostatnimi czasy bardzo modny w Kapitolu, teraz każdy młody chłopak jeździ na takim-wyjaśnia rozchichotana Effie.

-Jest świetny!! Czytałem kiedyś książkę o nich-twierdzi Peeta.

-Usiądź stary to zobaczysz, jaką ma moc.

Peeta pośpiesznie siada na motocyklu i przekręca kluczyk, a do moich uszu dociera straszliwy jazgot.

-Czy to musi tak straszliwie hałasować?!-pytam zdenerwowana.

-O to właśnie chodzi ciemna maso-burczy Johanna.

-Śmiało chłopcze jedź-mówi Haymitch.

Peeta naciska na gaz i znika z ogrodu w ciągu kilku sekund.Wszyscy wychodzimy za nim na drogę i obserwujemy jego pierwszą jazdę.

Muszę przyznać,że jak na pierwszy raz idzie mu całkiem nieźle mimo 2 upadków,a w kasku prezentuje się bardzo seksownie.

Po skończonej jeździe Haymitch założył się z Samem,że przejedzie na motorze do końca ulicy bez upadku.

Szło mu całkiem nieźle aż do nieszczęsnego zakrętu na,którym wpadł do błota i ubrudził sobie spodnie.

Wściekły i brudny przyprowadził motor i poszedł się przebrać a my wróciliśmy w znakomitych humorach do ogrodu świętować urodziny Peety.

Siadamy przy ognisku,które rozpalił Gale i pieczemy kiełbaski,miło spędzając z sobą czas.Przy okazji Haymitch przyniósł gitarę i zaśpiewaliśmy kilka piosenek,Effie po raz kolejny była wniebowzięta słysząc głos swojego ukochanego,mimo tego,że za każdym razem, kiedy on wyznawał jej miłość my prawie sikaliśmy ze śmiechu,chociaż nie powinniśmy a w szczególności Johanna,która ze śmiechu zwróciła wino na Sama.

Po skończonych urodzinach zanosimy wszystko do domu i żegnamy się z gośćmi.

-Co powiesz na romantyczną przejażdżkę w świetle księżyca?-pyta mnie z figlarnym uśmiechem przyciągając do siebie.

Odpowiadam mu szczerym uśmiechem.