Przepraszam was wszystkich za tak długą nieobecność ale mam ostatnio dużo pracy.Tak więc dziś kolejny rozdział,zapraszam was wszystkich do czytania i komentowania.Każda wasza opinia jest dla mnie bardzo ważna. Rozdział dedykuję Weronice Pataj .Pozdrawiam Aaliyah Hunger Games.
-Jeżeli tylko chcesz to z miłą chęcią-uśmiecha się do mnie ciepło.
Chłopak chwyta mnie za rękę i idzie ze mną do mojego domu.Gdy tylko wchodzimy za nim postanowię ugryźć się w język krzyczę na mamę.
-Ktoś próbował nas zabić!-wrzeszczę na nią.
Moja mama przewraca duży, biały wazon na komodzie,który po zetknięciu z podłogą rozsypuje się na miliony małych kawałków.
-Matko nic wam się nie stało?-skrzeczy podbiegając do nas.
-Nie nic nam nie jest ale znów będziemy musieli jechać do Kapitolu tylko,że teraz do Paylor.
-Musicie o tym niezwłocznie powiadomić panią prezydent.Nic wam nie jest?-mama ogląda nas z każdej strony.
-Tak musimy tylko,że to jej sprawka.
-Co takiego?Jak to możliwe?Przecież Paylor jest porządną ,dobrą kobietą i nie chciałaby wam zrobić krzywdy a tym bardziej zabić to niedorzeczne kochanie.
-Mamo!!To jej sprawka to ona kazała nas przejechać!Gale wszystko mi opowiedział wiem do czego ona jest zdolna-wycieram łzę z policzka.
-Kochanie nie płacz.
-Katniss nie płacz proszę już wszystko będzie dobrze,jutro tam pojadę-mówi ciepło Peeta.
-Ktoś po raz kolejny chce nas zabić jak mam nie płakać.
-Kochanie ty jesteś tego pewna,że to ona?Proszę nie płacz-kładzie rękę na moim ramieniu.
-Tak jestem!-krzyczę i odtrącam jej rękę.
-Proszę nie krzycz -Peeta obejmuje mnie ramieniem.
-Peeta jak mam nie krzyczeć?Ja się boję o własne i wasze życie-wybucham płaczem.
-Chodźmy lepiej się położyć,musisz odpocząć.
-Peeta dobrze mówi kochanie,jutro porozmawiamy o tym na spokojnie,dobrze,że nic wam się nie stało.
-Powiadomię jeszcze Haymitcha i za chwilę do ciebie przyjdę dobrze?
-Dobrze.
Peeta całuje mnie w czoło i idzie do domu Haymitcha,mama patrzy na mnie przestraszona i nie potrafi wydusić z siebie żadnego słowa.Podchodzi do mnie i mocno mnie przytula.
-Kochanie jak dobrze,że nic ci nie jest.
-Nagle się martwisz o mnie?-prycham.
-Kochanie przepraszam,że cię zostawiłam już ci mówiłam co wtedy myślałam.
-Nie mam ochoty z tobą teraz rozmawiać.Idę do siebie.
-Dobranoc kochanie.
Nie odzywam się do mamy tylko idę szybko po schodach na górę.Jestem na nią za bardzo zła,że nadal nie potrafi się ze mną zgodzić w żadnej sprawie.Zawsze kiedy mówię jej cokolwiek to ona zawsze mów coś całkiem odwrotnego.Nie potrafię z nią rozmawiać,każda nasza rozmowa kończy się kłótnią i niczym dobrym.Może lepiej by było gdyby wyjechała.
-Jutro jedziemy do Kapitolu-mówi blondyn wchodząc do pokoju.
-Muszę się z nią rozmówić jutro.
-Ty zostaniesz w domu.
-Nie!Nie ma mowy Peeta.
-Przecież chciała nas zabić, ona jest nieobliczalna.Nie pozwolę aby coś ci się stało Katniss.
-Pojadę tam czy ci się to podoba czy nie.
-Nie pozwolę ci,jeśli coś się stan.....
-Peeta nic mi się nie stanie,jadę z wami-przerywam mu.
-Katniss....
-Będę na siebie uważać,nie traktuj mnie jak małe dziecko.Co ty sobie myślisz,że nie dam sobie rady.Dałam sobie rady na igrzyskach to dam sobie rady z Paylor.
Odwracam się bokiem do chłopaka na łóżku.
-Proszę nie złość się na mnie,ja tylko cię o ciebie martwię,po prostu nie chcę aby coś ci się stało bo cię kocham-ostatnie słowo mówi ledwo słyszalnym głosem.
Niemal odruchowo się do niego odwracam i patrzę w jego błękitne oczy.Patrzy na mnie wyczekująco z lekkim uśmiechem,ja podnoszę się delikatnie i całuję go czule w usta.Chłopak uśmiecha się do mnie figlarnie po czym ja zaczynam cicho się śmiać.Nie wiem co bym zrobiła bez niego,on jest tak dobrym,ciepłym człowiekiem,że po prostu nie da mu się oprzeć .Kocham go najbardziej na świecie.
Peeta obejmuje mnie swoimi szerokimi ramionami i przykrywa nas kołdrą .Całuje mnie w czoło a ja odwracam się twarzą do niego
-Kocham cię.
-Zawsze-szepcze po czym zasypiam wtulona w jego ramiona.
Jestem w swoim starym domu,dookoła nie widzę nikogo,jestem całkiem sama.Opieram się o stare drewniane krzesło w kuchni.Rozglądam się po niej i widzę na stole stare zdjęcie mojego taty oraz perłę od Peety,którą dał mi na Ćwierćwieczu Poskromienia.Biorę do ręki zdjęcie taty i przecieram palcem zakurzoną powierzchnię po czym przyglądam się zdjęciu.Mija kilka sekund gdy czuję,że zdjęcie rozsypuje się w drobny mak i spada na starą popękaną drewnianą podłogę.Szybko biorę do ręki perłę od chłopaka i przyciskam ją do swoich ust.Ona tak samo jak zdjęcie mojego taty rozsypuje się a jej resztki spadają na podłogę.Wstaję z krzesła i wychodzę na zewnątrz.Rozglądam się dookoła i idę w stronę starej kopalni i zatrzymuje się obok tłumu patrzących na nią ludzi.
Obserwuję ich jak oni patrzą na górników wchodzących do kopalni.Przedzieram się przez tłum i dostaję szoku.Widzę Peetę oraz mojego tatę wchodzących do środka.
Krzyczę na nich lecz oni mnie nie słyszą i wchodzą do środka.Podbiegam do wejścia i siła uderzenia rzuca mną o jakieś 5 metrów do tyłu.Czuję ból,który przechodzi przez całe moje ciało,nie mogę się ruszyć,wokół mnie biegają ludzie uciekający w popłochu,słyszę krzyk kobiety obok siebie.
-Oni nie żyją!Zginęli!
-Oni nigdy już nie wrócą.
Zaczynam krzyczeć i rzucać się po łóżku,wybucham niekontrolowanym płaczem.
Ktoś obejmuje mnie i mówi,że to tylko koszmar,na początku nie rozpoznaję tego głosu dopiero po chwili orientuję się,że to Peeta.
-Katniss to tylko sen,jestem przy tobie nie bój się.
-Ty żyjesz-szepczę.
-Oczywiście,że tak Kat...
-Zginąłeś w kopalni razem z tatą-mówię przez szloch.
-To tylko koszmar jestem tutaj przy tobie nie bój się-całuje mnie w policzek.
-Ale to było takie prawdziwe Peeta- krztuszę się łzami.
-Cii Katniss to tylko zły sen.Jestem tutaj przy tobie-przytula się do mnie mocniej.
Budzę się wczesnym rankiem,obracam się i nie widzę Peety.Dotykam dłonią miejsce w,którym leżał,które już zdążyło wystygnąć co oznacza,że musiał wstać już jakiś czas temu.Niechętnie wstaję z łóżka i idę do łazienki wziąć prysznic.Następnie otwieram szafę i wyciągam z niej pomarańczowy bawełniany sweter oraz białe spodnie.Otwieram drzwi od sypialni i do moich nozdrzy dostaje się aromat pieczonych bułek serowych.Zbiegam ze schodów i wbiegam do kuchni z,której wydobywa się ten piękny zapach.
Peeta z uśmiechem na twarzy pomaga mamie robić ciasto.Stoją naprzeciwko siebie i śmieją się do siebie.To jest nieprawdopodobne,mama rozmawia z Peetą i na dodatek razem się z nim śmieje?Jeszcze wczoraj myślała,że jestem z Gale'm a tu proszę bardzo.Postanawiam nie mówić nic o tym Peecie,żeby nie potrzebnie się nią przejmował,odłożę tę rozmowę z mamą na potem.
-Dzieńdobry
-Dzieńdobry kochanie.
-Dzieńdobry.
-Jak się spało?-pytam chłopaka.
-Z tobą?Cudownie- uśmiecha się figlarnie, podchodzi i całuje mnie w policzek.A tobie?
-Mi również,co to za piękny zapach?
-Bułeczki serowe?Chcesz skosztować?
-Oczywiście-uśmiecham się i siadam na krześle obok mamy.
-Proszę,twoja mama mi pomogła.
Biorę do ręki ciepłą bułeczkę i daję ją do ust.
-Jest przepyszna.
Delektowanie się bułeczką nie jest mi dane ponieważ do naszej kuchni wchodzi Haymitch.
-Szykujcie się,poduszkowiec już tu będzie.
-Chodź Katniss.
Idę za Peetą,ubieramy kurtki i buty i wychodzimy na dwór.Na dworze zrobiło się całkiem ciepło mimo wczorajszej chłodnej nocy.Teraz świeci słońce i nie ma śladu po śniegu.
-Cholera zapomniałem wyłączyć piekarnik.
-Moja mama go wyłączy.
-Dajcie mi minutkę za raz wrócę.
Peeta wraca do domu a ja idę za Haymitchem do bramy .
-Skarbie zgadnij kto jeszcze z nami poleci.
-Nie mam pojęcia,mów.
-Cześć Kotna.
Odwracam się i widzę Gale'a ubranego prawie całego na czarno z wyjątkiem grubej szarej bluzy,która trzyma w dłoni.
-Nie mów,że jedziesz z nami.
-Muszę się z nią rozprawić.
Peeta podchodzi do nas i patrzy z zdezorientowaną miną na mnie i na Gale'a.
-Cześć Mellark.
-Cześć-mówi niepewnym głosem.
-Poduszkowiec już jest chodźmy-pokazuje ręką Abernathy.
Siadam w poduszkowcu między Peetą a Gale'm.Towarzyszy mi bardzo dziwne uczucie gdy siedzę między nimi,Gale to mój dobry przyjaciel z,którym byłam kiedyś bardzo blisko ...aż za bardzo co doprowadziło,że kilka razy się z nim całowałam natomiast Peeta to mój ukochany,którego kiedyś nie cierpiałam,nie chciałam mieć z nim nic do czynienia a teraz kocham go całym sercem i oddałabym za niego życie.Wiem,że on nadal jest zazdrosny o Gale'a kiedy z nim jestem i z nim rozmawiam chociaż nic nie czuję do bruneta,wiem też,że on nadal go nie lubi i nie chce z nim rozmawiać ale może kiedyś zmieni do niego nastawienie kiedy lepiej go pozna lub uda mi się go jakoś przekonać.Obserwuję blondyna,który nerwowo strzela palcami co oznacza,że jest na coś zły ale nie daje tego po sobie poznać poza tym jednym szczegółem.Kiedy wrócimy muszę z nim poważnie porozmawiać.
Idziemy razem za Haymitchem do domu prezydenta.Cały budynek pokryty jest ciemnoszarą farbą powodując,że wygląda odstraszająco.Wokół budynku nie ma praktycznie niczego oprócz wysuszonej trawy,nie ma tu żadnych fontann czy drzew jak to było za prezydentury Snowa.Czuję się tu nieswojo,najchętniej bym stąd uciekła ale muszę załatwić sprawę z Paylor.Gdy podchodzimy bliżej dostrzegam,że wszystkie okna są również w kolorze szarym lub są niemyte od bardzo dawna.Drzwi otwierają nam dwaj ochroniarze Paylor bardzo dobrze zbudowani mężczyźni z czarnymi okularami i słuchawkami w uszach.
-My do pani prezydent-informuje ich Haymitch.
-Proszę za mną- odpowiada jeden z nich.
Idziemy na mężczyzną na drugie piętro budynku kierując się do gabinetu Paylor.Wnętrze budynku także pokryte jest szarą warstwą farby tylko schody są koloru ciemno brązowego,na suficie wiszą ogromne,ciężkie ciemnoszare lampy oświetlające długie korytarze.
-My tam pójdziemy a ty zostań tutaj z Haymitchem.
-Nie ma mowy idę z wami.
-Mellark mówi dobrze ona jest nieobliczalna,może ci się coś stać Kotna.
-Ale..-nie kończę ponieważ Peeta mnie całuje.
-Katniss wrócimy za chwilę,nic nam nie będzie obiecuje.
-No dobra-mówię zrezygnowana.
Gale razem z blondynem wchodzą do gabinetu Paylor i zamykają drzwi.W okół nas panuje idealna cisza,nie słychać praktycznie nic oprócz oddechów Haymitcha.Mijają kolejne minuty,ja żeby się czymś zająć obgryzam nerwowo paznokcie natomiast Haymitch co jakiś czas popija bimber z małej buteleczki.
Ciszę przerywa głośny krzyk Gale'a.
-Mellark uważaj!-słyszę strzał z pistoletu.
Wstaję jak poparzona i rzucam się na drzwi.
-Peeta!!-wydzieram się na całe gardło z przerażenia .
-Katniss nie!!-wrzeszczy na mnie Haymitch.
-Odwal się stary idioto muszę im pomóc-próbuję otworzyć drzwi lecz Haymitch odciąga mnie od drzwi i wchodzi pierwszy do pomieszczenia.
Najszybciej jak potrafię wbiegam do pomieszczenia i potrącam przy tym Haymitcha,widzę stojącego na środku oszołomionego Peetę i leżącego na podłodze krwawiącego z prawej piersi Gale'a,Paylor trzyma pistolet w kierunku Peety i patrzy na nas nieobecnym wzrokiem.
-Katniss natychmiast stąd wyj....-mówi Haymitch gdy widzi Paylor.
-Nigdy mnie nie dostaniecie-cedzi przez zęby Paylor.
-Co ty zrobiłaś??Jak mogłaś go postrzelić ty wariatko!!
-To jest wasza wina!-krzyczy
-Co takiego???My nic tobie nie zrobiliśmy-mówię przez łzy.
-Katniss- szepcze prawie nieprzytomny Gale.
Klękam obok krwawiącego bruneta i chwytam go mocno za rękę.
-Haymitch zawołaj pomoc-mówi Peeta.
Haymitch wybiega jak poparzony z pomieszczenia.
-Wy nic nie rozumiecie prawda?!!-wrzeszczy na nas Paylor.
-Czego od nas chcesz Paylor?Dlaczego chciałaś mnie postrzelić?
-Wy jesteście wszędzie!Każdy mówi tylko o was a mną nikt się nie przejmuje!!Gdziekolwiek spojrzę tam jesteście wy albo ktoś o was gada!Macie mnie wszyscy gdzieś,dlatego popamiętacie mnie sku*****ny!!Musicie zginąć!A ty będziesz pierwszy!-kieruje broń w stronę Peety.
-Nieee!-krzyczę.
-Jakieś ostatnie życzenie Mellark?
Do pomieszczenia wbiegają żołnierze Paylor,ubrani w kaski,kamizelki kuloodporne z pistoletami wymierzonymi w jej głowę.
-Odłóż broń natychmiast!!-krzyczą na nią.
-Jestem prezydentem macie się mnie słuchać!Macie zastrzelić Mellarka a potem Everdeen.
-Odłóż broń Paylor,koniec zabawy.
-Zamknijcie się!Macie ich zastrzelić to rozkaz.
-Nie ma mowy,odłóż broń bo my strzelimy do ciebie pierwsi!
-Nie dorwiecie mnie żywcem,zastrzelę się pierwsza niż mnie złapiecie.
-Paylor odłóż tą cholerną broń zanim komuś jeszcze stanie się krzywda.
Żołnierze podnoszą Gale'a i wynoszą go z pomieszczenia.
-Paylor to jest ostatnie ostrzeżenie.Odłóż tą broń.
-Idioci-kieruje pistolet do swojej głowy i strzela.
Pada na ziemię z jej czaszki spływa ciepła czerwona krew.Jej oczy jak były tak zostały nieobecne.
-Katniss-Peeta podbiega do mnie i mocno mnie przytula.
-Jak dobrze,że nic ci nie jest-płaczę.
-Gale uratował mi życie.
Niemożliwe.Gale uratował Peetę,którego nigdy nie lubił.Zawsze był do niego wrogo nastawiony a teraz ratuje mu życie?To jest niemożliwe jak on mógł się poświęcić dla Peety ryzykując swoim własnym życiem.Może jednak faktycznie źle go oceniłam,może on się naprawdę zmienił i chce dla nas wszystkich dobra?Muszę się z nim jak najszybciej zobaczyć i być z nim.
Razem z Peetą i Haymitchem wychodzimy i kierujemy się w kierunku schodów.
Zbiegam z nich prawie,że lecąc gdy widzę jak wynoszą Gale'a na zewnątrz do karetki.
Peeta razem z Haymitchem biegną za mną próbując mnie dogonić.Wybiegam na zewnątrz i podbiegam do ratowników i niemalże wybucham płaczem.
-Co z nim?-pytam zdenerwowana.
-Jest w ciężkim stanie musimy go jak najszybciej zabrać do szpitala.
-Jadę z nim-spoglądam na Peete.
-Ja również,uratował mi życie -Peeta chwyta mnie za rękę i wchodzimy do ambulansu.
Gale leży na noszach podłączony do jakichś urządzeń,których nazw nie znam.Na szczęście szpital nie znajduje się daleko i po kilku minutach jesteśmy już na miejscu.
Wysiadamy z samochodu i idziemy za pielęgniarkami ,które wiozą Gale'a kilka pięter do góry na salę operacyjną.Jest to bardzo męczące,najchętniej nie szłabym dalej ale jestem to winna Galeowi za uratowanie życia Peecie.Nigdy mu się za to nie odwdzięczę.
Pielęgniarki zawożą Gale'a na salę operacyjną a my razem z Peetą siadamy na krzesłach i czekamy na informację od lekarzy.Długą ciszę przerywa Peeta.
-On mnie uratował-szepcze.
I jak podobał wam się ten rozdział?
Dalsze losy Katniss i Peety. Blog <3 zapraszam serdecznie do czytania i komentowania.
Suuuuuper!
OdpowiedzUsuńMega akcja! :D
Kocham, jak coś się dzieje Peecie, ale nic mu się nie dzieje. :D xD
Nie jestem dobrą komentatorką, ale proszę Cię o więcej takich akcji! :D
PiŻW! :D
Jestem pierwsza. B) Nowość. B) :')
UsuńTy, Snow. Nie każdy jest idealny. To, że ty masz z tym problem to nie moja wina. A.
OdpowiedzUsuńÓmarłem??? Umarłem!!! Pisze tu dziewczyna, która na powiatowej olimpiadzie ortograficznej dwukrotnie zajęła 1 miejsce. Nie hejtuj mi tu. Ten blog jest super. Zaprosił abym do siebie i chyba za proszę.
katnissipeetadalszelosypowojnie. blogspot.com
Ten zmulony telefon wszystko zmienia. Kurde no. Co napisze inaczej wychodzi w komie.
UsuńWkurza to!
"Zaprosił abym do siebie i chyba za proszę."
UsuńÓmarłem raz jeszcze, przyjaciółko drogiej aŁtoreczki ;___;
#ktośtudostałbuludupy
Może maści?
Cudowny rozdział :) <3
OdpowiedzUsuńNie moge się doczekać następnego <3
OdpowiedzUsuńŚwietny <33
OdpowiedzUsuńOgólnie jest dobrze :)
OdpowiedzUsuńTylko taki jeden mały szczegół...
"Gale uratował Peetę,którego nigdy nie lubił.Zawsze był do niego wrogo nastawiony..."
Nie mogę zgodzić się z tym fragmentem, ponieważ:
"Lepiej by było, gdyby można było go nienawidzić"
Tak Gale mówił o Peetcie w książce W pierścieniu ognia.
Raczej ten fragment ukazuje, że Gale może i rywalizował z Peetą o względy Katniss, ale nie był do niego wrogo nastawiony i nie czuł do niego nienawiści :)
To był jednak tylko taki mały szczegół :)
Ogólnie rozdział fajny :)
Próbuję ogarnąć co się stało z Paylor...
"Jej oczy jak były tak zostały nieobecne." - Po przeczytaniu tego zdania mam wrażenie, że miała jakieś problemy psychiczne i jakiś napad paniki, czy coś w tym stylu, ponieważ jej oczy były nieobecne kiedy strzeliła i po strzale (tego nie musiałam pisać, bo to jest logiczne :D)... przynajmniej ja tak to odebrałam :)
Kończąc już mój komentarz... nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału, życzę Ci duuuuuuużo weny i zapraszam również do siebie, ponieważ właśnie wstawiał nowy rozdział :)
http://losyfinnickaiannie.blogspot.com/2015/11/rozdzia-96-szum-wodospadu.html
Pozdrawiam
love dream
Świetny :)
OdpowiedzUsuń