piątek, 19 sierpnia 2016

Rozdział 17.

Zapraszam do czytania i komentowania.

Idę na górę z Gale'm i przeszukujemy po kolei wszystkie pomieszczenia.

Kiedy wchodzimy do sypialni Gale'a i Judy dostaję szoku.Na środku ich łóżka leży nagi Peeta trzymający nagą Judy w objęciach.Wszystkie ich ubrania leżą porozrzucane po całym pokoju ,a wino,które wczoraj piliśmy leży rozlane na śnieżnobiałym dywanie.

Kątem oka dostrzegam na twarzy Gale'a ból taki jak wtedy gdy zobaczył na własne oczy resztki naszego dystryktu po bombardowaniu.

Stoję w miejscu razem z Galem,przez chwilę nie wiem co mam zrobić i co powiedzieć czy zacząć płakać czy krzyczeć.

Po chwili namysłu zaczynam krzyczeć.

Uderzam blondyna prosto w twarz,jest on tak zdezorientowany,że zamiera w bezruchu.Rozgląda się nerwowo po pokoju,patrzy na nas z przerażeniem,a potem patrzy na nagą Judy.

-Nienawidzę cię-mówię przez łzy.

Wybiegam z domu, płacząc.Biegnę prosto na stację,kiedy już tam dobiegam ,nie zważając na innych ludzi, wbiegam do przedziału i z hukiem siadam na siedzeniu.Słone łzy spływają mi po policzku.Wpadają do gardła,dławię się nimi.Postanawiam się położyć,a kiedy już to robię ,słyszę jak dwie kobiety ,wymawiają moje imię, oraz pytają się wzajemnie, dlaczego płaczę.

Obracam się do nich plecami,kładę dłonie pod głowę,po czym próbuję zasnąć.

Budzę się, kiedy ktoś szarpie mnie ,wymawiając głośno moje imię. Niechętnie otwieram oczy i dostrzegam konduktora.Siwy mężczyzna w niebieskim mundurze z dość sporym zarostem na twarzy.

-Panno Everdeen,jesteśmy w dystrykcie 4-klepie mnie po ramieniu.

-W dystrykcie 4?-gwałtownie podnoszę się z siedzenia i wybiegam z pociągu.

Przeciskam się przez tłum ludzi, aby następnie zbiec po schodach i zatrzymać się przed ogromną mapą dystryktu 4.Przez chwilę zastanawiam się co robić,gdzie pójść,jak sobie poradzę,aż nagle w mojej głowie pojawia się jedno imię,Anie.

Próbuję dostrzec ulicę na,której mieszka Anie, lecz moje spuchnięte od płaczu oczy mi na to nie pozwalają.Podchodzę do jakiegoś mężczyzny i wypytuję go o dokładny adres Anie.

Mężczyzna jest wysokim,muskularnym brunetem o zielonych oczach i pięknym,szczerym uśmiechu.

-Musi pani skręcić tam za murem w lewo,a potem skręcić w prawo przy tamtym sklepie,tam pani zobaczy błękitny dom z czarnym dachem.

-Dziękuję-odpowiadam cicho.

-Wszystko w porządku?

-Tak-kłamię i odchodzę.

Idę drogą wskazaną przez bruneta, zatrzymuję się przed domem Anie, przyglądając się mu.

Dom jest średniej wielkości,ma wielkie białe okna,białe drzwi wejściowe,duży taras, na którym znajduje się wiele kwiatów oraz balkon na,którym znajduje się pleciony fotel na łańcuchach.

Idę w stronę drzwi wejściowych,przez chwilę zastanawiam się, czy zapukać do drzwi.Anie pewnie ma ważniejsze sprawy na głowie niż moje złamane serce,po co ja tu w ogóle przyszłam,myślę.

Już mam odchodzić od drzwi,kiedy słyszę dźwięk przekręcanego klucza.

Drzwi się otwierają i widzę w nich Anie,trzymającą Nathaniela na rękach.

-Co się stało?-zamiera w bezruchu.

-Peeta- odpowiadam cicho.

-Wejdź do środka-przepuszcza mnie przez drzwi.

Wchodzę na ganek,ściągam buty,a następnie podnoszę wzrok na półkę.Dostrzegam zdjęcie uśmiechniętego Finnicka,w głowie pojawia mi się obraz jego rozszarpywanego ciała przez zmiechy, czuję jak łzy spływają mi po policzkach..

1 komentarz:

  1. Ja płacze 😭 😭 😭
    Niech Peetniss się za 3-4 notki pogodzą....

    P. S. Zapraszam http://worldnews-films.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń